Welcome! Oto nowy rozdział, sorry, że przerywam w takim momencie, ale inaczej byłby długaaaaaśny. Dzięki za komentarze, one naprawdę motywują, więc im więcej Tym lepiej ;)
P.S. Dzisiaj ta magiczna data!
VI.I. I had everything opportunities for eternity and I could belong to the night
Your eyes, your eyes I can see in your eyes, your eyes I'll never be good enough
and everything you love will burn up in the light and everytime I look inside your eyes... You make me wanna die.
Ashley’ s Point of View:
Gdzie on się do cholery podział?! Powiedział, że idzie tylko do
toalety, a tak nagle postanowił sobie wyparować. O zgrozo… Dlaczego teraz i
akurat w Tym mieście? To nie wróżyło nic dobrego, jeśli Ands postanowił się
samotnie włóczyć po nocy, to miejcie go w opiece. Mogłem mu powiedzieć wszystko
na początku, przynajmniej nie musiałbym się tak zamartwiać.
Wymyślając najgorsze możliwe scenariusze, postanowiłem wrócić się do
„The Cavern” , mając nadzieję, że
może Sixx tam został.
Wszedłem do lokalu, przeczesując wszystkie kąty, ale nigdzie go nie
znalazłem. Zrezygnowany ruszyłem w stronę wyjścia, gdy zobaczyłem, tego samego
kolesia, który proponował nam zakup narkotyków. Siedział na jednej ze
skórzanych kanap paląc papierosa, powolnym krokiem poszedłem w jego stronę.
Mężczyzna cały czas obserwował mnie z uśmiechem, gdy byłem dostatecznie blisko
odezwał się.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy… Czyżbyśmy zmienili zdanie? Hmm?
- Nie chcę dragów. – Powiedziałem stanowczo.
- Szkoda… Twój kolega miał inne zdanie. – Serce zaczęło mi walić jak
opętane. O czym on do cholery mówił? Znałem go i wiedziałem, że nie warto z nim
zadzierać, ale jak mi zaraz nie powie o co mu chodzi, to go zajebie.
- O czym Ty mówisz?!
- Mogę Ci opowiedzieć, ale usiądź. – Powiedział z diabelskim uśmiechem.
Z czego on się tak cieszył? Nie podobało mi się to ani trochę, ale zrobiłem jak
kazał.
- Mów co wiesz. – Powiedziałem zirytowany.
- Spokojnie… Swoją drogą
widywałem Cię tu często, ale nigdy nie miałem odwagi do Ciebie podejść. Zapewne
wiesz kim jestem, więc zdradzisz mi swoje imię? – Ekstra, facet, który rządzi
całym Liverpool’ em nie miał odwagi do mnie zagadać. Dobry podryw nie jest zły,
jak to mawiają.
- Ashley – Rzuciłem oschle.
- Ładnie… Pasuje do Ciebie.
- Dość chędożenia, opowiadaj.
-Niecierpliwy jesteś, ale niech Ci
będzie… Twój kolega Andy, chciał ode mnie trochę białego, w zamian za to mi
obciągnął… Prawie go przeleciałem, ale spryciarz spierdolił, a szkoda, rzadko
mamy tu takie gorące okazy. – Nie wierzyłem w, to co usłyszałem, mój Andy nigdy
by czegoś takiego nie zrobił. Zagotowało się we mnie, miałem ochotę przywalić
mu w tę roześmianą gębę, ale dookoła miał porozstawianych ludzi, a nie
zamierzałem skończyć z kulką w czaszce. Wtedy Danny objął mnie ręką i
przyciągnął do siebie. – W sumie, to Ty do takich należysz. Może przemówisz
swojemu koledze do rozsądku, bo wiesz mam, taką fantazję, którą możemy
zrealizować w troje… - Wyszeptał wprost do mojego ucha, a wolną rękę zacisnął
na miejscu, gdzie nie powinien mieć dostępu. Odepchnąłem go i wstałem ze
złości. Co on sobie myślał, że będę jego zabawką do pieprzenia i to w dodatku
na dole?
- Słuchaj, dowiedziałem się czego
chciałem i na Tym zakończmy naszą znajomość. Nie zmierzam spełniać żadnych
Twoich fantazji, Andy tym bardziej. Lepiej trzymaj się od niego z daleka bo
może się to źle dla Ciebie skończyć. W Tym momencie wychodzę. – Obróciłem się
na pięcie z zamiarem opuszczenia lokalu, lecz zatrzymał mnie jego głos.
- Nie możesz odejść!
- Tak? A to niby dlaczego?
- Bo biorę co chcę i jestem przy Tym bardzo wybredny.
- Że co proszę?
- Powiedziałem, że biorę co chcę i jestem przy Tym bardzo wybredny.
Chcę Twojego serca.
W ułamku sekundy znalazłem się na jego kolanach, całując drapieżnie.
Danny uśmiechnął się w Tym pocałunku i pozwolił sobie umieścić dłonie na moich
pośladkach. Przeniosłem usta na jego szyję, korzystając z okazji, że mężczyzna
odchylił głowę do tyłu jedną ręką wypiąłem przypinkę z mojej skórzanej
kamizelki, aby dobrać się do agrafki. Gdy już miałem ją w palcach, przyłożyłem
igłę jednego miejsca na jego szyi.
- Czujesz to? – Danny natychmiastowo uniósł głowę do góry. –
Wystarczy, że wbiję igłę w to miejsce, a ze wszystkich Twoich otworów zacznie
wypływać krew. Umrzesz w minutę, a Twoi ludzie nic Ci nie pomogą, rozumiesz? -
Pokiwał twierdząco głową uważając na każdy ruch. - Grzeczny chłopiec, a teraz pozwól, że sobie pójdę i o wszystkim zapomnimy, hmm? - Ponownie skinął głową, na co posłałem mu buziaka i wyszedłem z klubu. Niech sobie nie myśli, że może mieć każdego.
Postanowiłem, że pójdę w drugą stronę, więc ruszyłem żwawym krokiem w kierunku biednych dzielnic.
Po 10 minutach marszu zatrzymałem się przy jednej z alejek, bo poczułem dziwne ukłucie w środku. Mimowolnie poszedłem w tą stronę, bacznie się rozglądając, po chwili dostrzegłem coś na ziemi, jak się okazało był to portfel. Otworzyłem go i poczułem, że moje serce zaczyna boleć, to była własność Ands' a. Wpatrywałem się w jego dowód jakbym mnie zahipnotyzował. Z transu wyrwał mnie odgłos chodu i to nie jednej osoby. Powoli się odwróciłem, aby móc zobaczyć do kogo należały dość słyszalne kroki. No zajebiście...
- Proszę proszę! Kto postanowił wrócić na stare śmieci? Czyżby życie gwiazdy rocka się znudziło? Co Purdy?
- Morda Kean. - Powiedziałem bardzo poważnym tonem.
- Na dodatek jaki agresywny! Myślałeś, że nigdy Cię nie znajdziemy? Że będziesz żyć długo i szczęśliwie pierdoląc tego swojego fagasa?
- Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz.
- Uuu, słyszeliście chłopcy? Ile to lat już uciekasz? osiem... dziesięć?
- Nie Twój zasrany interes.
- No wiesz tak się składa, że mój, bo przysłał mnie ktoś kto Cię szuka.
- To powiedz temu komuś, żeby nie marnował swojego czasu.
- Wiesz nudzi mnie ta rozmowa, miałeś być żywy, ale jak będzie trzeba, to przywiozę Twojego trupa. Pójdziesz po dobroci, czy mamy obić Ci tą buźkę?
- Przestań pierdolić i stawaj! - Wykrzyczałem i nie czekając przyjebałem mu z półobrotu. Facet w mgnieniu oka znalazł się na ziemi. Zadowolony z siebie spojrzałem na jego dwóch kolegów. Wymienili spojrzenia. po czym jeden z nich zaczął biec w moją stronę, sprawnie przyłożyłem mu pięścią w twarz.
- Amatorzy... - Popatrzyłem na ostatniego chłopaka, był przerażony i zaczął uciekać. Oczywiście nie miał absolutnie żadnych szans, z racji tego, że byłem od niego o wiele bardziej sprawny fizycznie, więc w jakieś 5 sekund znalazłem się przy nim. Chwyciłem go z kurtkę i przycisnąłem do ściany.
- Kto Cię przysłał?!
- Ja.. Nie mogę powiedzieć.
- Masz mi kurwa powiedzieć, albo załatwimy to po mojemu.
- Myślę, że doskonale wiesz kto to jest.
- Nie chciałeś po dobroci... - Rzuciłem nim o beton i zacząłem okładać pięściami.
- To co, powiesz?
- Przykro mi...
- Skoro tak. - Rzuciłem nim o pobliską ścianę. Chłopak odbił się od niej i wylądował na ziemi. Podszedłem do niego i złożyłem go w "scyzoryk". Wydzierał się na całe gardło, dziwne, że nikt z mieszkańców nie wyszedł sprawdzić co się dzieje.
- Daję Ci ostatnią szansę. Kto jest Twoim pracodawcą?
- Pierdol się!
- Nie to nie, sam sobie zgotowałeś taki los. - Powiedziałem i błyskawicznie skręciłem mu kark.
Westchnąłem głęboko patrząc się na własne dzieło i szybkim krokiem ruszyłem do tourbusa.
***
Przekroczyłem próg i dostrzegłem, że w sypialni mojej oraz Andy' ego pali się światło.
Szybkim krokiem ruszyłem w tamtą stronę, gdy wyskoczył z niej półnagi Sixx.
- Ashley gdzie wy wszyscy byliście?! - Wykrzyczał i rzucił się mi na szyję. Pomimo tego, że miałem ochotę złoić mu skórę, objąłem go czule przyciągając do siebie.
- Należą mi się jakieś wyjaśnienia Andrew.
- Jakie wyjaśnienia?
- Jeszcze się pytasz? Po prostu wyparowałeś! Gdzie byłeś? Szukałem Cię nawet w gejowskim klubie!
- Ja? No wiesz, zwiedzałem okolicę, są tutaj takie ładne drzewa... W LA takich nie mamy.
- Tak? A ja myślałem, że zabawiałeś się z Worsnopem w ,,The Cavern". - Palnąłem prosto z mostu.
- Skąd to wiesz?
- Od niego samego. Wiem jaki on jest, tylko czeka, żeby kogoś przelecieć. Powiedz mi jedno. Dlaczego do cholery mu obciągnąłeś?! Co Ty sobą reprezentujesz? Pomyśl co by się stało gdyby fani się dowiedzieli! Zawiódł byś ich Andy, czy tego właśnie chcesz? Zniszczyć coś na co pracowaliśmy tak długo?
- Jakie Ty masz kurwa prawo mówić do mnie kurwa to co mówisz?! Będę sobie robić co chcę, bo to MOJE pierdolone życie, MOJA droga, MÓJ wybór i MOJA kurewska krew! Kim w ogóle jesteś by mówić mi jak żyć?! - Wykrzyczał mi prosto w twarz, ledwo trzymając się na nogach. Jego źrenice były rozszerzone, czułem też mocną woń alkoholu. To co powiedział zabolało, cholernie zabolało, zacisnąłem pięść i powolnym krokiem ruszyłem w stronę chłopaka. Najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego co powiedział, bo otworzył szeroko usta i zaczął cofać się do sypialni.
- Ashley ja przepraszam, nie chciałem.
- Nie, bardzo dobrze. Powiedziałeś to co myślisz! Przecież szczerość jest najważniejsza, prawda?
- Nie naprawdę, zrozum ja nie miałem tego na myśli!
Jedną ręką pchnąłem go na łóżko, przygważdżając swoim ciałem i unieruchamiając jego ręce. Przez chwilę próbował się wyrywać, ale po krótkiej walce odpuścił.
- Teraz ja Ci coś powiem. Myślę, że jesteś zapatrzonym w siebie gówniarzem, który nie potrafi dostrzec jak rani, tych którym na nim zależy. Raz jesteś kochający i wrażliwy, a po chwili zmieniasz się w zimnego sukinsyna. Sława uderza Ci do mózgu, powoli Ci odbija, nie jesteś Tym samym człowiekiem co kiedyś, to wszystko pożera Cię od środka. Nie potrafisz już oddzielić kariery od życia prywatnego, stajesz się w nim takim jak na scenie, czujesz, że możesz zrobić wszystko, bo możesz. Jesteś wolny, my jesteśmy wolni. Tylko hamuj swoje demony zanim staniesz się jednym z nich... I wiesz co? Mimo tego wszystkiego to kurwa kocham Cię w chuj i nic na to nie poradzę. - Powiedziałem cały czas patrząc w jego mroźne oczy. Poczułem, jak próbuje ruszyć dłońmi, więc oswobodziłem je z mojego uścisku. Wtedy Andy naparł swoimi wargami na moje, to... było niesamowite. Nigdy nie przeżyłem takiego pocałunku, była w nim ogromna namiętność, czułem jakby chłopak przekazywał mi w nim wszystkie swoje tajemnice i pragnienia. Na chwilę oderwaliśmy się od siebie.
- Chcę Cię w sobie, Chcę to z Tobą zrobić. - Wyszeptał, wprost do mojego ucha.
O kurwa...
<3 <3 <3
Postanowiłem, że pójdę w drugą stronę, więc ruszyłem żwawym krokiem w kierunku biednych dzielnic.
Po 10 minutach marszu zatrzymałem się przy jednej z alejek, bo poczułem dziwne ukłucie w środku. Mimowolnie poszedłem w tą stronę, bacznie się rozglądając, po chwili dostrzegłem coś na ziemi, jak się okazało był to portfel. Otworzyłem go i poczułem, że moje serce zaczyna boleć, to była własność Ands' a. Wpatrywałem się w jego dowód jakbym mnie zahipnotyzował. Z transu wyrwał mnie odgłos chodu i to nie jednej osoby. Powoli się odwróciłem, aby móc zobaczyć do kogo należały dość słyszalne kroki. No zajebiście...
- Proszę proszę! Kto postanowił wrócić na stare śmieci? Czyżby życie gwiazdy rocka się znudziło? Co Purdy?
- Morda Kean. - Powiedziałem bardzo poważnym tonem.
- Na dodatek jaki agresywny! Myślałeś, że nigdy Cię nie znajdziemy? Że będziesz żyć długo i szczęśliwie pierdoląc tego swojego fagasa?
- Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz.
- Uuu, słyszeliście chłopcy? Ile to lat już uciekasz? osiem... dziesięć?
- Nie Twój zasrany interes.
- No wiesz tak się składa, że mój, bo przysłał mnie ktoś kto Cię szuka.
- To powiedz temu komuś, żeby nie marnował swojego czasu.
- Wiesz nudzi mnie ta rozmowa, miałeś być żywy, ale jak będzie trzeba, to przywiozę Twojego trupa. Pójdziesz po dobroci, czy mamy obić Ci tą buźkę?
- Przestań pierdolić i stawaj! - Wykrzyczałem i nie czekając przyjebałem mu z półobrotu. Facet w mgnieniu oka znalazł się na ziemi. Zadowolony z siebie spojrzałem na jego dwóch kolegów. Wymienili spojrzenia. po czym jeden z nich zaczął biec w moją stronę, sprawnie przyłożyłem mu pięścią w twarz.
- Amatorzy... - Popatrzyłem na ostatniego chłopaka, był przerażony i zaczął uciekać. Oczywiście nie miał absolutnie żadnych szans, z racji tego, że byłem od niego o wiele bardziej sprawny fizycznie, więc w jakieś 5 sekund znalazłem się przy nim. Chwyciłem go z kurtkę i przycisnąłem do ściany.
- Kto Cię przysłał?!
- Ja.. Nie mogę powiedzieć.
- Masz mi kurwa powiedzieć, albo załatwimy to po mojemu.
- Myślę, że doskonale wiesz kto to jest.
- Nie chciałeś po dobroci... - Rzuciłem nim o beton i zacząłem okładać pięściami.
- To co, powiesz?
- Przykro mi...
- Skoro tak. - Rzuciłem nim o pobliską ścianę. Chłopak odbił się od niej i wylądował na ziemi. Podszedłem do niego i złożyłem go w "scyzoryk". Wydzierał się na całe gardło, dziwne, że nikt z mieszkańców nie wyszedł sprawdzić co się dzieje.
- Daję Ci ostatnią szansę. Kto jest Twoim pracodawcą?
- Pierdol się!
- Nie to nie, sam sobie zgotowałeś taki los. - Powiedziałem i błyskawicznie skręciłem mu kark.
Westchnąłem głęboko patrząc się na własne dzieło i szybkim krokiem ruszyłem do tourbusa.
***
Przekroczyłem próg i dostrzegłem, że w sypialni mojej oraz Andy' ego pali się światło.
Szybkim krokiem ruszyłem w tamtą stronę, gdy wyskoczył z niej półnagi Sixx.
- Ashley gdzie wy wszyscy byliście?! - Wykrzyczał i rzucił się mi na szyję. Pomimo tego, że miałem ochotę złoić mu skórę, objąłem go czule przyciągając do siebie.
- Należą mi się jakieś wyjaśnienia Andrew.
- Jakie wyjaśnienia?
- Jeszcze się pytasz? Po prostu wyparowałeś! Gdzie byłeś? Szukałem Cię nawet w gejowskim klubie!
- Ja? No wiesz, zwiedzałem okolicę, są tutaj takie ładne drzewa... W LA takich nie mamy.
- Tak? A ja myślałem, że zabawiałeś się z Worsnopem w ,,The Cavern". - Palnąłem prosto z mostu.
- Skąd to wiesz?
- Od niego samego. Wiem jaki on jest, tylko czeka, żeby kogoś przelecieć. Powiedz mi jedno. Dlaczego do cholery mu obciągnąłeś?! Co Ty sobą reprezentujesz? Pomyśl co by się stało gdyby fani się dowiedzieli! Zawiódł byś ich Andy, czy tego właśnie chcesz? Zniszczyć coś na co pracowaliśmy tak długo?
- Jakie Ty masz kurwa prawo mówić do mnie kurwa to co mówisz?! Będę sobie robić co chcę, bo to MOJE pierdolone życie, MOJA droga, MÓJ wybór i MOJA kurewska krew! Kim w ogóle jesteś by mówić mi jak żyć?! - Wykrzyczał mi prosto w twarz, ledwo trzymając się na nogach. Jego źrenice były rozszerzone, czułem też mocną woń alkoholu. To co powiedział zabolało, cholernie zabolało, zacisnąłem pięść i powolnym krokiem ruszyłem w stronę chłopaka. Najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego co powiedział, bo otworzył szeroko usta i zaczął cofać się do sypialni.
- Ashley ja przepraszam, nie chciałem.
- Nie, bardzo dobrze. Powiedziałeś to co myślisz! Przecież szczerość jest najważniejsza, prawda?
- Nie naprawdę, zrozum ja nie miałem tego na myśli!
Jedną ręką pchnąłem go na łóżko, przygważdżając swoim ciałem i unieruchamiając jego ręce. Przez chwilę próbował się wyrywać, ale po krótkiej walce odpuścił.
- Teraz ja Ci coś powiem. Myślę, że jesteś zapatrzonym w siebie gówniarzem, który nie potrafi dostrzec jak rani, tych którym na nim zależy. Raz jesteś kochający i wrażliwy, a po chwili zmieniasz się w zimnego sukinsyna. Sława uderza Ci do mózgu, powoli Ci odbija, nie jesteś Tym samym człowiekiem co kiedyś, to wszystko pożera Cię od środka. Nie potrafisz już oddzielić kariery od życia prywatnego, stajesz się w nim takim jak na scenie, czujesz, że możesz zrobić wszystko, bo możesz. Jesteś wolny, my jesteśmy wolni. Tylko hamuj swoje demony zanim staniesz się jednym z nich... I wiesz co? Mimo tego wszystkiego to kurwa kocham Cię w chuj i nic na to nie poradzę. - Powiedziałem cały czas patrząc w jego mroźne oczy. Poczułem, jak próbuje ruszyć dłońmi, więc oswobodziłem je z mojego uścisku. Wtedy Andy naparł swoimi wargami na moje, to... było niesamowite. Nigdy nie przeżyłem takiego pocałunku, była w nim ogromna namiętność, czułem jakby chłopak przekazywał mi w nim wszystkie swoje tajemnice i pragnienia. Na chwilę oderwaliśmy się od siebie.
- Chcę Cię w sobie, Chcę to z Tobą zrobić. - Wyszeptał, wprost do mojego ucha.
O kurwa...
<3 <3 <3
Wow.. To było.. Czytałam 4 razy! Cholernie mi się podoba. I ta końcówka.....JA CHCE KONTYNUACJE. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzo to było :o
OdpowiedzUsuńszok, niedowierzanie..
wow.
(wiem, bardzo składniowo i zrozumiale)
A teraz coś sensownego - mega ciekawy rozdział :)
O tak seksy! Pisz to bo Cię zatłuke xd
OdpowiedzUsuńHaha, kocham Cię za to obciąganie Ands'a. xD Bardzo lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuń