sobota, 30 maja 2015

Angels Never Die IX.

IX. Don' t you go and make a scene.
I Am the one you need.
I Am the part that bolls when 
you feel me through your veins.

Tak ciekawy rozdział zawdzięczacie Raven,
bo gdyby nie ona, sprawy potoczyłyby się
zupełnie inaczej, więc padać przed nią na kolana ;)
White Rabbit, wiem jak długo na to czekałaś,
dlatego rozdział z dedykacją dla Ciebie,
mam nadzieję, że przypadnie  Ci do gustu.

Andy's Point of View:

Poczułem jak ktoś gładzi moje włosy, przez co powoli zacząłem się przebudzać. Nie był to dotyk Chrisa. Był znajomy, ale... inny.
Mimo wszystko ten dotyk wywołał uśmiech na mojej twarzy. Delikatnie otworzyłem powieki.
Zdziwiłem się gdy odkryłem, że to mój oprawca.

- Musimy porozmawiać. - Powiedział z pełną powagą. Przeraziłem się trochę. Nie miałem bladego pojęcia co chciał mi powiedzieć. Zrobiłem coś złego, a może nie podobała mu się ostatnia noc? - Muszę wyjechać w bardzo ważnej sprawie. Planuje wrócić dopiero po Nowym Roku. Do tego czasu mój brat, Jake i Jeremy będą się Tobą zajmować.
Gdyby podczas mojej nieobecności ktoś spróbował Cię tknąć, zostanie ukarany. Wystarczy, że powiesz któremuś z wcześniej wymienionych. - Zaniemówiłem.
W pierwszej chwili myślałem, że żartuje, ale jego spojrzenie utwierdzało mnie w fakcie, że tak nie jest.
- Więc... Kiedy wyruszasz? - Zapytałem z nutą niepewności w głosie.
Patrzył na mnie przez moment, po czym odpowiedział.
- Jeszcze dzisiaj. - Spojrzałem na niego ze współczuciem. Nie wiedziałem dokąd się wybierał, ale w głębi duszy czułem, że to nie będzie przyjemna podróż. -  Wybacz, ale będę zmuszony się oddalić. - Westchnął. 

Podniosłem się do siadu i położyłem swoją dłoń na jego dłoni. Obdarzył mnie zdziwionym wzrokiem, przez co chciałem zabrać rękę. Jednak złapał mnie za nią mocno i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi w oczy, licząc na jakąkolwiek reakcje.
Gdy takowej nie otrzymał, delikatnie wpił się w moje usta. Otworzyłem szeroko oczy. Nie spodziewałem się tego, nie spodziewałem się tego pocałunku. To do niego nie pasowało, nie do bez skrupulatnego tyrana jakim był.
Pomijając to, muszę przyznać, że był bardzo dobry w Tym co robił. Na tyle dobry, że zapomniałem o wszystkich krzywdach jakie mi wyrządził. Zacząłem odwzajemniać pocałunek dodając zarazem namiętności. Usiadłem na nim oplatając nogi wokół jego bioder.
Delektował moje usta coraz drapieżniej, sprawiając, że pobudzałem w sobie instynkt "dziwki", który zwykłem uruchamiać w sytuacjach tego typu.
Guzik po guziku począłem rozpinać koszulę przyozdabiającą jego ciało.
Uśmiechnął się zaciskając palce na mojej pupie. Poderwał się z łoża podrzucając mnie wyżej, na co przejechałem paznokciami po jego barkach. Gwałtownie przycisnął moje plecy do ściany, zbijając przy Tym kryształowe lustro. Jęknąłem przeciągle, gdy odłamek szkła wbił się w moje plecy, ale miałem to gdzieś. Pragnąłem tylko ostrego seksu, który mógłby zaspokoić moje nikczemne pragnienie.
Lord rozszerzył źrenice na zapach krwi. Momentalnie oderwał się ode mnie, jedynie po to, aby wysunąć kły, po czym wrócił do naszego pocałunku. 

Łapczywymi szarpnięciami rozpruwał mój język, dostarczając mi nie lada dreszczy. Drżącymi z podniecenia dłońmi próbowałem rozpiąć jego spodnie. Gdy mi się udało zwinnie wsunąłem do nich dłoń, wyciągając jego członka, po którym energicznie zacząłem poruszać ręką. Wampir sapnął i wgryzł się w moją szyję.
Może wyda się to dziwne, ale czerpałem z tego niezmierną rozkosz.
Purdy przyciskając mnie mocniej do ściany, złapał za gumkę od moich bokserek i dosłownie zerwał je ze mnie, odsysając się też od szyi.
Patrzyliśmy przez chwilę z pożądaniem we własne oczy, gdy Lord postanowił się odezwać.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że będę Cię pieprzyć naprawdę bardzo mocno? - Wyszeptał wprost do mojego ucha i bez ostrzeżenia szybko wszedł we mnie. Zagryzłem wargę, starając się nie okazywać bólu. Trwaliśmy tak przez niespełna dziesięć sekund, wtedy zaczął energicznie poruszać biodrami. Nie był to mój pierwszy raz, jednak czułem lekki ból. Żaden stosunek jaki z nim odbyłem nie dawał mi przyjemności, miałem nadzieję, że tym razem będzie inaczej, bo przecież po raz pierwszy tego chciałem.
Przyspieszał coraz bardziej, a ja zaczynałem odczuwać rozkosz. Wydałem z siebie kilka jęków. Co zwróciło uwagę Lorda. Uśmiechnął się do mnie z satysfakcją psychopaty, przyciskając mocniej do ściany.

- Lubisz to, hmm?
- Och, taaaak. - Wysapałem z trudem, co poszerzyło jego uśmiech i przyspieszyło pracę bioder. 

Moja głowa co sekundę uderzała o ścianę, a nogi owinięte wokół lorda obijały się o siebie. Było mi tak kurewsko dobrze..
Jęczałem coraz głośniej, drapiąc plecy Purdy'ego do krwi, przez co gwałtownie oderwał mnie od ściany i ruszył nadal będąc we mnie w stronę stołu. Jednym spojrzeniem sprawił, że wszystkie rzeczy znajdujące się na meblu z hukiem pospadały. Opadliśmy na niego kontynuując zabawę. Mój dominator przyspieszył jeszcze bardziej o ile to w ogóle było możliwe. Przykleiłem lewą nogę do jego boku, uznając, że idealnie pasuje do tamtego miejsca. 

Zamroczony rozkoszą, nie byłem w stanie kontrolować własnych krzyków. Za taki raj powinno zgnić się w piekle, ale nie dbałem o to. Nagle poczułem ogień rozpalający się w moim podbrzuszu. Zacisnąłem palce na krawędziach stołu, zostawiając po sobie ślady. Lord również był u szczytu wytrzymałości, o czym świadczyło jego sapanie i żyły pojawiające się na ciele. Oparł głowę na moim torsie i wykonał najmocniejsze pchnięcia jakie był w stanie, dochodząc we mnie. Zostaliśmy w takiej pozycji przez minutę, starając się unormować własne oddechu. Purdy szybko wrócił do siebie. Wyszedł ze mnie, zapiął spodnie i zniknął, pozostawiając mnie samego. Rozejrzałem się dookoła, ale jedyne co zauważyłem to istny burdel. 

Nie wierzę. Po prostu kurwa nie wierzę.
Zapewniłem mu ekstremalnie ostry seks, a ten po wszystkim zostawił mnie samego. Co za frajer.. Sprawił, że poczułem się jak dziwka, bo przecież to je się tak traktuje, co nie?
Wstałem ze stołu i zająłem się zbieraniem ubrań. Przywdziałem je, a następnie udałem się do łazienki. Spojrzałem w lustro.

Wyglądałem co najmniej jakbym przeszedł przez środek huraganu. Moje włosy tworzyły jedną wielką plątaninę, a na ciele miałem liczne zadrapania.
Wszedłem pod prysznic, odkręcając kurek z zimną wodą. Nie byłem przyzwyczajony do takiej temperatury, jednak aktualnie potrzebowałem tego, musiałem ochłonąć i na spokojnie wszystko sobie poukładać. Naniosłem na ręce trochę żelu i powolnymi ruchami rozprowadzałem go po wyczerpanym ciele.
Opuszkami palców przejechałem po szyi, na której wyczułem dwie wypukłe ranki.
Dotarłem rękoma do pleców i syknąłem pod napływem bólu. Woda spływająca do odpływu robiła się czerwona, a ja byłem tak rozkojarzony, że nie potrafiłem skojarzyć faktów.
Zakręciłem bieżącą wodę i owijając ręcznik wokół pasa wyszedłem z kabiny.
Obróciłem się tyłem do lustra próbując zlokalizować źródło bólu.
I znalazłem, mianowicie w moich plecach tkwił kawałek potłuczonego lustra.
Pokręciłem głową, przeklinając w myślach tego chędożonego władcę wampirów.
Chwyciłem srebrną pęsetę i delikatnie usunąłem odłamek, ale została po nim kilkucentymetrowa rana, z której sączyła się bordowa ciecz.
Rzucając łaciną kuchenną, poszukiwałem plastra, bandaża, bądź czegokolwiek co pomogłoby zatamować krwawienie.
W końcu udało mi się znaleźć jałowy kompres. Oczyściłem więc ranę z krwi i przykleiłem do niej opatrunek.


Odkręciłem kran, aby opłukać ręce i  nachyliłem się, żeby potraktować swoją twarz lodowatą  wodą. Kiedy już skończyłem nie otwierając oczu sięgnąłem po bordowy ręcznik, który wisiał kilka centymetrów od zlewu. Przetarłem nim twarz, a chwilę później odrzuciłem go na bok. Wyprostowałem, tym samym znów stając naprzeciwko lustra  i momentalnie zamarłem. 
Jeżeli wierzyć moim oczom, tuż za mną stała zamaskowana postać. Mogę przysiąc na życie własne życie, że nigdy ne widziałem czegoś tak dziwnego. Zjawa ( bo tak to COŚ wyglądało ), miała na sobie czarna szatę, zakrywającą całe ciało. Na głowie miała ogromną maskę z dwoma długimi rogami, a w miejscu twarzy wyrzeźbiona była czaszka. W ręku natomiast dzierżyła coś na kształt włóczni w kształcie słońca, otaczającego literę "F".
Nie wiedziałem po co się tu  zjawiła, ale wiedziałem, że na pewno nie ma pokojowych zamiarów. Obserwując postać w lustrze dyskretnie chwyciłem w dłoń odłamek, którego niedawno pozbyłem się z moich pleców i szybkim ruchem zamachnąłem się na kreaturę. Cóż, gdy się odwróciłem okazało się, że niczego za mną nie ma. 
Pierdolone wampiry i ich zakichany zamek. Tutaj nic nie może być normalne...


*

Ślamazarnym krokiem wszedłem do swojego pokoju i wziąłem w dłoń jedyny przedmiot, który potrafił mnie uspokoić ( czyt. bas ),  po czym z hukiem uwaliłem się na łóżku. 
Zmierzałem skorzystać z tego, że póki co, nikt mi nie przeszkadza, relaksując się.
Wyciągnąłem z torby podróżnej butelkę mojej ulubionej whisky i przytuliłem się do niej.
- Tęskniłaś za tatusiem, prawda? Teraz nikt nam nie przeszkodzi, jesteśmy tylko Ty i ja, wiesz? - Mówiłem do butelki z  czułością, gładząc jak małego kotka. Fakt, było to śmieszne, komiczne wręcz, ale nikt nie zrozumie tej 'miłości".
Upiłem kilka łyków i powracając do gitary z uśmiechem na ustach rozpocząłem umilanie nam wieczoru.

" Whisky moja żono, jednak Tyś najlepszą z dam
Już mnie nie opuścisz, nie, nie będę sam
Mówią whisky to nie wszystko, można bez niej żyć
Lecz nie wiedzą o tym,
Że najgorzej w życiu to,
To samotnym być, to samotnym być. "

***



No więc to by było na tyle, jeżeli
chodzi o rozdział.
Mam nadzieję , że wam się podobało.
Pracuję nad Tym, żeby rozdziały były nieco 
dłuższe, także czasami mogą nie pojawiać się
w odpowiednim terminie.
Zapraszam do komentowania, bo czytanie
waszych opinii naprawdę motywuje.

~ C. M.

środa, 20 maja 2015

Angels Never Die VIII.

VIII. I am the enemy of everything. 
My life is not for sale.
My heart is in This fight forever.

Z dedykacją dla Raven.

Lord's Point of View:


Obserwowałem go.
Zasnął zaledwie kilka minut temu. Jego naga klatka piersiowa unosiła się spokojnie i równomiernie, dając ukojenie nadal obolałym mięśniom.
Teraz był prawdziwym aniołem, nie tajemniczym i buntowniczym demonem walczącym do upadłego, którego zwykł mi okazywać.
To była cecha, którą bardzo ceniłem, jednak w jego przypadku doprowadzała mnie wręcz do szaleństwa. Jeszcze żadna śmiertelna istota nie miała odwagi stawiać wobec mnie takiego sprzeciwu. A jeżeli już próbowała była surowo karana, odbierałem im bowiem to co było dla nich  największą wartością. Dla mnie jednak już dawno stało się to bezwartościowe.
Życie...
Czym jest to całe życie?
Skąd masz pewność, że jutro nie wylądujesz na bruku z rodziną na utrzymaniu, ktoś nie zgwałci Twojej żony kiedy będzie wracała nocą z pracy, bo teraz wszystko jest na jej głowie, albo, że żaden psychopata nie porwie Twojego dziecka, gdy ucieszone wybiegnie ze szkoły?
Właśnie... To są ludzie, nie mają najmniejszego pojęcia o Tym jak naprawdę świat jest złożony.
Życie śmiertelników jest jak nić. Wystarczą ostre nożyce, aby ją przeciąć. Dokładnie tak samo można zgasić czyjeś małe, bezwartościowe i bezsensowne istnienie.
Aby posmakować prawdziwego życia trzeba umrzeć za życia i narodzić się po śmierci. Narodzić się z nieśmiertelnej krwi. Czyż nie brzmi to doprawdy wspaniale?
Nigdy nie zapomnę krzyków i błagań swoich ofiar. To najlepsza rozrywka jakiej kiedykolwiek zaznałem.
Cóż, może jestem niestabilny emocjonalnie i psychicznie, ale zapewniam, że to niewielka cena jaką płacę za potęgę płynącą w moich żyłach.  Nigdy nie darzyłem ludzi sympatią, są tylko pożywieniem.
Ale Andy...
Ma w sobie coś czego nie potrafię wyjaśnić. Chciałbym go po prostu poznać, jego najgłębsze tajemnice, rzeczy o których nikt nie ma pojęcia. To nie jest do końca normalne, ale nie spocznę dopóki nie osiągnę zamierzonego celu.
Usiadłem obok, gładząc jego włosy. Wyglądał teraz bardzo pociągająco, miałem ochotę go przebudzić i ponownie się zabawić, ale nie chcę go wykończyć. Musi mieć ładną i wypoczętą buzię.

Przeniosłem się na korytarz. Zdążyłem wykonać zaledwie kilka kroków, gdy podbiegli do mnie poddani, przekrzykując się wzajemnie.

- Panie, musimy koniecznie Ci coś powiedzieć. - Machnąłem na nich ręką i posłałem mordercze spojrzenie, przez co od razu ucichli.
Głupcy, doskonale zdają sobie sprawę, że nienawidzę jak ktoś zakłóca mój spokój.
Przyspieszyłem kroku, zakładając swoją wampirzą narzutę. Stanąłem przed wrotami zamku i zarzuciłem asasyński kaptur, po czym wyszedłem na zewnątrz.
Zaciągnąłem się mocno powietrzem. Śnieg nie padał, jednak panowała wszech ogarniająca mgła. Słychać było jedynie fale uderzające o przybrzeżne skały.
Z oddali wyczuwałem roślinożerców przeżuwających kępy trawy oraz mięsożerców skąpanych w mięsie swoich ofiar. Żadnej ludzkiej duszy.
Nadal jednak czułem na sobie woń Andy'ego. Jedynego człowieka stąpającego po moim zakazanym dla śmiertelników lądzie.

Ruszyłem wzdłuż kamiennego mostu badając sytuację.
Gargulce posłusznie zajmowały wyznaczone dla siebie miejsca, udając puste , bezduszne posągi. Ale one nie były martwe. To były moje dzieci, gotowe na kiwnięcie mojego palca się przebudzić. Stworzyłem je z własnej magii wkładając w to ogromną precyzję. Serce każdego Gargulca należy stworzyć z szlachetnego kryształu, bez skazy. W przwciwnym razie stworzenie nie będzie miało najmniejszej szansy na ożycie. 
Wampirzym krokiem udałem się w stronę lasu. To nie jest do końca taki zwyczajny las. Owszem żyją tam sarny a nawet szopy, ale to nic. Po moim przeklętym lesie stąpają istoty magiczne: zaklęte wilki, harpie, trolle, olbrzymie pająki i wiele innych bestii. Swego czasu były też wilkołaki, ale ich smród był nie do wytrzymania, więc kazałem je wytępić.
Jednak najcenniejszymi i najbardziej boskimi istotami były jednorożce. Mogłem zwać się jedynym, autentycznym władcą tych "zwierząt".

Zapuszczałem się coraz głębiej podziwiając mroczny klimat tego miejsca. 




Moją uwagę przykuły czerwone, kolczaste róże, pnącę się po starej wierzbie. Dawno nie widziałem Tych roślin. Wyciągnąłem rękę, aby dotknąć kwiatów, a one natychmiastowo zwiędły, przez co na mojej twarzy rozkwitł uśmiech. Cóż, jedno zapłatą za drugie..
Do moich nozdrzy dotarła woń drapieżnika i padliny. Zamierzałem zbadać sprawę, więc przeniosłem się w tamto miejsce. Moim oczom ukazał się zaklęty wilk taplający się w flakach sarny.



 Gdy zwierz zdał sobie sprawę z mojej obecności przybrał postawę bojową, powarkując ostrzegawczo.
Uśmiechnąłem się wysuwając kły, powolnym, pełnym elegancji krokiem zacząłem okrążać bestię, która robiła się coraz bardziej wściekła. W końcu wykonała długi skok w celu powalenia mnie, ale oczywiste było, że jej się nie uda. Błyskawicznie wysunąłem pazury i gdy wilk był w locie, wbiłem się w jego pierś wyrywając serce.
Ciepła ciecz spłynęła po mojej ręce pobudzając zmysły.
Przyjrzałem się organowi po czym zacisnąłem pięść i obróciłem je w proch.

Usiadłem na powalonym drzewie.
To był najwyższy czas, aby wyjść do ludzi, a tak się składa, że miałem genialny pomysł, aby wcielić ten plan w życie.
Jednak nie to było teraz najistotniejsze.
Do końca roku muszę złożyć ofiarę mojemu stwórcy. To niewiele czasu na zgromadzenie tysiąca dusz.
Jutro wyruszę, oby mi się powiodło, w przeciwnym razie na moją rodzinę spadnie straszliwa klątwa.
Hmm.. Będę musiał znaleźć Andy'emu jakąś rozrywkę na czas mojej nieobecności. Zapewne znów zostawię wszystko na głowie brata, ale jest jedyną osobą, którą darzę zaufaniem.
Rozmyślałem tak dość długo, gdyż zaczynało świtać, przeteleportowałem się zatem do mojego "gabinetu" i nakazałem przyprowadzić do siebie wiernego sługę, Christiana. Musiałem poinformować go o pewnych... zmianach jakie nastąpią.

- Panie, chciałeś mnie widzieć. - Rzekł jak zawsze ze stoickim spokojem, składając przy Tym pokłon.
- Zgadza się, usiądź proszę.
- Dziękuję, postoję. W czym mogę Ci pomóc ekselencjo?
- Mam dla Ciebie misję, zależą od niej dzieje naszego rodu.
- Zrobię wszystko czego sobie życzysz.
- Wiem o tym. Dlatego wybierzesz kilku braci i wspólnie założycie zespół. - Motionless spojrzał na mnie lekko zdziwiony, nie wiedział jak ma odebrać moje słowa.
- Panie, chyba nie do końca rozumiem..
- Masz założyć zespół.  Gitary , perkusja wokal i te sprawy. Od razu mówię, że ja nie wchodzę w grę, mam zamiar założyć inną kapelę. Gdy już zbierzesz wampiry i ustalicie szczegóły, przyjdź do mnie. Jutro wyruszam, więc masz miesiąc. Tylko mnie nie zawiedź, licze na Ciebie. 
- Jakże bym mógł. Jeżeli to już wszystko pozwolisz, że się oddalę. - Skinąłem jedynie głową, na co Chris zniknął. 
Udałem się do komnaty Andy'ego, okazało się, że jeszcze spał. Usiadłem obok i pogładziłem go po policzku na co się uśmiechnął. Po chwili otworzył oczy i przeciągnął się niczym kot, cały czas wlepiając we mnie niebieskie tęczówki. Postanowiłem przerwać panującą ciszę.

- Musimy porozmawiać...




Witam wszystkich i dziękuję
za komentarze.
Mam nadzieję, że będzie ich
jeszcze więcej.
Z rozdziałem uwinęłam się dość szybko,
bo pisanie go zajęło mi zaledwie 
trzy dni.
Rozpieszczam was, ale należy
Wam się po tak długiej przerwie.
Pytanie do was:
Chcecie nowego Andley'a?
Bo mam pewien pomysł..


czwartek, 7 maja 2015

Angels Never Die VII.

VII. We let our lives fade behind us
Walked away from all we know.
Quit our 9 to 5s for road signs
And learned to love in hotel rooms.

Andy's Point of View:

Gwałtownym ruchem rzuciłem się stronę drzwi, jednak potężna nadludzka siła zatrzasnęła mi je przed nosem. Zacząłem walić pięściami w drzwi i wołać o pomoc. Nie wiedziałem co stało się z Christianem, ale byłem pewny, że nie jest sobą. Jego uśmiech robił się coraz szerszy, dzięki czemu ujawniał wybitne kły, a z jego palców zaczęły wyrastać ostre jak brzytwa pazury. 
Czułem to, czułem, że zaraz się na mnie rzuci, gdy nagle ktoś wciągnął mnie do pokoju, gdzie poprzednio udawał się sługa Chris'a. Ze stresu opadłem na kolana głęboko oddychając.
- Wszystko w porządku? - Uniosłem głowę, aby spojrzeć na postać i uśmiechnąłem się lekko widząc, że to Devin.
- Ze mną tak, dziękuję, ale.. co się dzieje z Chrisem?
- Cóż.. Myślę, że skoro już tak się zbliżyliście, to powinieneś to wiedzieć , ale musisz obiecać, że zachowasz to tylko dla siebie. - Skinąłem głową na znak, że akceptuje owy układ. - Mój Pan.. on, ma ataki. Co jakiś czas wstępuje w niego demoniczna siła, którą trudno jest zatrzymać. Pan wtedy często mnie krzywdzi, ale nie mam mu tego za złe. W głębi duszy wiem, że to nie on za Tym stoi. - Zamilkłem. Nie wiedziałem co mam o Tym wszystkim myśleć. Jak ktoś tak piękny może być tak potworny? To jakby spróbować połączyć ogień i wodę w jedność, z przekonaniem, że nie skończy się to zniknięciem jednego z żywiołów, co jest oczywiście niedorzeczne.
Z zamyśleń wyrwał mnie przeraźliwy wrzask Motionless'a, wywołując dreszcze na całym moim ciele. Zaledwie 5 sekund później można było usłyszeć dźwięk tłuczonego szkła i wywracanych mebli. 
Byłem przerażony zaistniałą sytuacją. Zsunąłem się po ścianie przecierając zmęczoną twarz dłońmi i spojrzałem na Devin'a.
- Czy... Można coś z Tym zrobić? Nie wiem, jakoś go powstrzymać? - Zapytałem z nadzieją na udzielenie jakiejkolwiek pomocy 
- W sumie... - Zaczął i ruszył z pośpiechem w stronę wielkiego czarnego kufra. Wyrzucał z niego przeróżne flakony, pudełeczka i słoiki w których znajdowały się przedziwne rzeczy. W końcu wyciągnął średniej wielkości próbówkę z świecącą niebieską substancją i uśmiechnął się do mnie z satysfakcją.
- Co to jest? 
- Erat Sanguis Unicornis. Krew jednorożca tłumacząc na nasze. - Rozdziawiłem buzię a oczy prawie wypłynęły mi z orbit.
- Jednorożce istnieją?!
- Oczywiście, że tak.
- Tak! Zawsze to wiedziałem! - Przynajmniej jedna pozytywna wiadomość na dzisiaj. - Anyway, jak ma to pomóc Chris'owi?
- Jednorożce to niezwykle wrażliwe i niewinne stworzenia, służą dobru jakie panuje na tym świecie. Są przeciwieństwami Syren, istot mrocznych i bezlitosnych, wysłanników zła. Krew jednorożca, ma właściwości podobne do wody święconej, aczkolwiek o wiele potężniejsze. Potrafi przegonić nawet najpotężniejszego demona, jednak nie na zawsze. 
- Czy, to nie będzie zbyt ryzykowne? Nie chcę, aby on przez to ucierpiał.
- Złego diabli nie biorą. - Odpowiedział i uśmiechnął się delikatnie, oczekując mojej reakcji.
- Coś w Tym jest. - Powiedziałem i odwzajemniłem uśmiech. - Ale kto mu to poda?
- Cóż, śłużę mu już od ponad wieku i czuję się zobowiązany to zrobić.
- Oszalałeś?! A jak coś Ci się stanie? - Wnet dobiegły nas o wiele głośniejsze krzyki wydobywające się z pomieszczenia obok.
- Martw się lepiej o niego. - Powiedział Wypełniając strzykawkę wspomnianą wcześniej substancja i zniknął za drzwiami.

Chwilę pozniej słyszałem jedynie huki,  trzaski i diabelski śmiech Motionless'a. Nic nie było tak jak być powinno. Jeżeli Devin'owi się nie powiedzie, to będę zgubiony. 
Po niespełna dziesięciu minutach hałasy ustały, a do pokoju wszedł Devin z licznymi ranami na ciele. 
- Udało się. - Odetchnąłem głęboko słysząc to.
- I co z nim? 
- Obecnie śpi, ale w przeciągu godziny powinien się obudzić. Jeżeli chcesz, możesz do niego iść, ja w Tym czasie zajmę się wszechobecnym bałaganem. - Uśmiechnąłem się i wyszedłem z laboratorium, rozglądając się za obiektem moich westchnień. Był tam. Leżał pogrążony w śnie, na odziwo nietkniętym stole. Położyłem się obok kładąc głowę na jego torsie. Próbowałem wyczuć najdelikatniejsze drganie serca, jednak nic nie poczułem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale ta pustka dawała mi wszech ogarniający spokój. Był on tak duży, że po chwili rozmyślań usnąłem.
Kiedy się przebudziłem ktoś gładził mnie po włosach. Doskonale znałem ten dotyk, był jednym z moich ulubionych.
- Przepraszam. - Powiedział patrząc prosto w moje oczy.
- Nie musisz, wiem, że nie chciałeś. To nie Twoja wina. - Pogładziłem go po policzku i przyciągnąłem do siebie składając pocałunek na jego ustach. Objął mnie mocniej w pasie, dalej bawiąc się moimi włosami. Trwaliśmy w takim uścisku bardzo długo, nic nie mówiąc. Po prostu wsłuchiwaliśmy się we własne oddechy, tak jakbyśmy już nigdy nie mogli zaznać smaku toksycznego powietrza.
- Musisz już iść.. - Oznajmił. Te słowa były niczym nóż przebijający moje serce. Nie chciałem odchodzić. Nie teraz gdy tak bardzo siebie potrzebowaliśmy. - Nie każ mu czekać. - Wstał wypuszczając mnie ze swojego kojącego uścisku.  
- Będę tęsknił.
- Ja też Andy.. Ale proszę Cię, nie sprzeciwiaj się mu, nie chcę, aby Cię krzywdził. - Pokiwałem Jedynie głową. Na polecenie Chris'a Devin odprowadził mnie do wyjścia. Tak naprawdę nie skupiałem się na drodze. Moje myśli skupiały się wokół Motionless'a i niesprawiedliwości, która stanęła na drodze do naszego szczęścia.

Ociężałym krokiem wkroczyłem do komnaty. Stanąłem przed łóżkiem i zacząłem rozpinać koszulę. 
- Jesteś. - Odezwał się dobrze mi znany i znienawidzony głos. Objął mnie od tyłu i samodzielnie zaczął pozbywać się mojej koszuli. Gdy skończył obróciłem się w jego stronę i spojrzałem w czekoladowe oczy.
Zaraz, zaraz, jakie? Co się z Tobą dzieje Biersack? Zacząłeś upiększać tego skurwysyna. Szybko odwróciłem wzrok i pewnymi, zmysłowymi ruchami począłem rozpinać guziki w jego koszuli. Lord nie mógł ukryć zdziwienia. Pławił się widokiem mnie jako posłusznego, ułożonego chłopca. - Wiedziałem, że po czasie ulegniesz.. - Wyszeptał wprost do mojego ucha. - Dzisiaj będzie nam lepiej, o wiele lepiej... 






***

Nowy rozdział.
Szału nie ma, ale to przez tą przerwę.
Jeszcze się rozkręcę, bez obaw.
Prosiłabym, aby osoby, które czytają
zostawiły po sobie komentarz.
Nie musi być długi, wystarczy zdanie.
Chcę po prostu wiedzieć ile osób będzie czytało.

Do następnego potworki.

Przepraszam.

Cześć. Przepraszam, że tak nagle zniknęłam, ale moje życie wywróciło się do góry nogami. Ale trzeba iść na przód. Tak, czy inaczej postanowiłam kontynuować opowiadanie, a przynajmniej Angels Never Die. Zapewne straciłam wielu czytelników, ale będę pisać nawet dla Tych kilku osób, bo pragnę podzielić się z wami tą historią.
Anyway. Dzisiaj biorę się za pisanie, mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Rozdział powinien pojawić się w przeciągu tygodnia.
Trzymajcie się potworki.
~ Creature Motionless.