czwartek, 20 listopada 2014

Angels Never Die I

Hej. Morda się cieszy gdy widzi tyle komentarzy, kocham was miśki moje :* Dziękuję za nie bardzo, mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej.
Muszę was zasmucić, gdyż nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział. Nie mogę się zdecydować które opowiadanie kontynuować, więc prosiłabym, żebyście wy zadecydowali.
Jedzie ktoś na koncert chłopaków? Z chęcią bym z kimś pojechała, bo wiadomo, że razem zawsze lepiej :)

I jeszcze jedno, koniecznie obejrzyjcie to poniżej. Możecie to wziąć za zwiastun tego, co będzie się działo w późniejszej części fanfiction. Niestety można go odtworzyć tylko na komputerze, bo na telefonie prawdopodobnie się nie wyświetli :)



I. Can I just have one more taste
Just to make it through the day
You're tangled in the great escape

Andy' s Point of View:
  
Rwiesz włosy z głowy - nie odpoczywa mózg. Przekrwione oczy, blade wargi, krew odpływa z ust i cieknie powoli przez nos w uszach cisza. Struny z trudem głos wymuszają dzisiaj. Oddech Cię boli jakbyś w krtani miał nóż, więc oddychasz powoli by nie zranić swych płuc. Żyły pulsują coraz prędzej na rękach, oddech zamieniasz na dwutlenek węgla. Gdy w sercu Twym zagości czerń, kuje tak cierń. dusi już toksyczny tlen i nikt nie wybudzi Cię z koszmaru. -

 Obudziłem się cały zlany potem.
Nic nie pamiętałem z ostatniej nocy, zupełnie jakby ktoś wymazał mi pamięć.
Jedno było pewne - To nie było moje łóżko, ani pokój. Nagle poczułem ból w dolnych patiach ciała. Do głowy nasuwało mi się tylko jedno wyjaśnienie, spiłem się jak ostatni menel i najzwyczajniej w świecie wylądowałem z kimś w łóżku. Tylko kto był Tym KIMŚ?

Westchnąłem głośno i sięgnąłem po swoje spodnie, bo nie będę ukrywać, że byłem zupełnie nagi.
Odsłoniłem długą czerwoną zasłonę i wyjrzałem przez okno. To nie było realne... Padał śnieg, prawdziwy biały śnieg. W Los Angeles nigdy nie było śniegu.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, więc natychmiast odwróciłem się w ich stronę.

- Widzę, że pan się już obudził. - Powiedziała uśmiechnięta kobieta z tacą w rękach.
- Tak, tylko miło by było jeszcze wiedzieć gdzie. - Odpowiedziałem z ironią w głosie, na co kobieta roześmiała się serdecznie.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, teraz coś zjedz, przyda Ci się. - Postawiła tacę z jedzeniem na stole. podeszła i poklepała mnie po ramieniu. - Nawet nie wiesz jakie masz szczęście chłopcze, że wczoraj na niego wpadłeś. Strach myśleć, że podzieliłbyś taki sam los jak reszta gości. - Po jej policzku spłynęła łza, którą natychmiast otarła. Złapałem ją za nadgarstki i spojrzałem w oczy, które były białe. I nie mówię tu o kolorze tęczówek, one były CAŁE białe. Kobieta wyrwała się z mojego uścisku i opuściła pomieszczenie.

To dopiero początek dnia, a ja już mam dosyć. Moją głowę wypełniały dziesiątki pytań na które nie byłem w stanie sobie odpowiedzieć.
Gdzie jestem? Co się ze mną działo? Na kogo wczoraj wpadłem? Co się niby stało z gośćmi? ...Gośćmi?

I nagle wszystko wróciło, niczym oddane zwierze do swojego właściciela.
Szedłem korytarzem i wtedy go spotkałem.
Pamiętam krew, jego mrożący dotyk, jego szybkie ruchy, bolało, ale byłem jakby w transie. 
Nie potrafię tego wytłumaczyć.
W natłoku myśli, zacząłem nerwowo chodzić po komnacie.
I wtedy przypomniałem sobie jeszcze jedno.
- Alisha! - Krzyknąłem i dosłownie rzuciłem się w stronę drzwi.
Stałem teraz na długim korytarzu, który mniej więcej kojarzyłem z wczorajszej nocy. W duchu błagałem, żeby gdzieś tu była, może, to dziwne, ale martwiłem się o nią jak o siostrę.
Szedłem w stronę tej całej sali balowej, kiedy zauważyłem na podłodze czerwone plamy.
Z każdym krokiem było ich coraz więcej, a w mojej głowie układały się najmroczniejsze scenariusze, tego co mogło się tu wydarzyć.

Wszedłem do sali i skamieniałem.
Wszędzie leżały sztywne trupy, pomiędzy którymi płynęła czerwona rzeka krwi.
Oparłem się jedną ręką o ścianę, bo moje nogi mimowolnie zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, a oddech stał się niemiłosiernie szybki.
To co rozpościerało się przed moimi oczami, było jedną wielką krwawą masakrą.
Naprawdę poczułem się jak w pieprzonym filmie, najpierw bajka, potem horror.
Gdy się uspokoiłem powolnym krokiem ruszyłem, aby rozejrzeć się dookoła.
Wszyscy mieli tak puste oczy, to nie może być prawda.
Na gotyckiej sofie dostrzegłem Alisha' e, upadłem na kolana i ująłem jej twarz w dłonie. Była taka zimna...
- Dlaczego mała? - Wydusiłem załamanym tonem. - Dlaczego?
Oczywiście nie oczekiwałem odpowiedzi, to było pytanie retoryczne. Nigdy takowych nie zadawałem bo kojarzyły mi się z bogiem, jednak teraz musiałem, to wszystko mnie przerosło.
Mimo, że dziewczynę opuściło życie, to nadal była piękna, szkoda, że dopiero teraz to dostrzegłem. Nie potrafiłem opanować emocji, wziąłem jej martwe ciało w objęcia, które z bezsilności zacząłem kołysać.

What's the worst that I can say?
Things are better If I stay.
So long and Goodnight
So long and Goodnight.

Zaśpiewałem i schowałem twarz w szyi Alisha'y.
Zauważyłem wtedy na niej otwartą ranę, prawdopodobnie od ugryzienia.
- Pięknie kurwa, pięknie. 
Wstałem i z dziewczyną na rękach skierowałem się w kierunku wyjścia, jednak moja droga nie trwała zbyt długo, ponieważ poczułem paraliżujący dreszcz przepływający przez całe ciało.
Upadłem na ziemię, sycząc z bólu.
Nie mogłem wykonać żadnego ruchu, próbowałem wstać, ruszyć głową, jednak na marne.
- Jake! - Usłyszałem męski krzyk, a po chwili szybkie kroki.
- Czego znowu Jeremy?!
- Patrz co znalazłem... niedobitek. - Powiedział ten, którego głos poznałem jako pierwszy i chociaż nie byłem w stanie się poruszyć, to mogłem przysiąc, że mnie obserwował.
- Jakim cudem zdołał przetrwać? Nie pamiętam, żebym ktokolwiek się na nim żywił. - Poczułem szybsze bicie serca i starałem się ruszyć, ale nic z tego.
I wtedy dwaj mężczyźni stanęli przede mną. Jeden z nich uklęknął, wlepiając swoje oczy w moją osobę i przysięgam, że gdyby nie ta skamielizna, to już by dostał w mordę.
Facet dłonią odgarnął włosy z mojej szyi, a następnie jej dotknął.
- Zobacz Jake, mamy odpowiedź na nasze pytanie. - Ten drugi pochylił się i zaczął wpatrywać w miejsce, które wskazywał mu Jeremy.
- No tak... Lord, to wiele wyjaśnia, ale nigdy nie pozostawiał zwierzyny przy życiu. Pewnie chce go jeszcze do czegoś wykorzystać.
- Proszę Cię, wykorzystać? Lord sam sobie doskonale radzi, nie potrzebuje jakiejś śmiertelnej istoty, mogę się założyć, że zapomniał go dobić, więc z przyjemnością zrobię to za niego.
- Mówię Ci, zostaw go w spokoju. Nasz Pan nie jest głupi, na pewno ma jakieś plany co do niego. Możemy się temu przysłużyć i oddać mu zgubę. Pomyśl...
- Cholera Jake!
Wpatrywałem się w ich rozmowę, gdy Jeremy zaczął... W sumie to nie wiem co, to było, jakieś czary? Jednak poczułem ogarniającą mnie senność i po chwili opadłem w objęcia Morfeusza.

Some time later:

Powtórka z porannej rozrywki.
Mianowicie obudziłem się w Tym samym pokoju i łóżku, byłem też cholernie wycieńczony. Jedyna różnica, to, to, że nie byłem nagi, bo spodnie były nadal na swoim miejscu.
Przetarłem dłońmi zmęczoną twarz i usiadłem na krańcu łoża, wpatrując się w podłogę, tak jakby na niej zostały spisane wszystkie tajemnice owego miejsca, które tak bardzo chciałem poznać.
Dookoła panowała ciemność, co wskazywało na noc.
Szczerze? Cieszyłem się, że przespałem cały dzień, bo nie musiałem przechodzić przez jeszcze większe bagno.

I znowu, to znajome uczucie.
Ta obecność... Jego obecność.
Poczułem jak się zbliża, aby w końcu wyłonić się z cienia nocy.
Patrzył na mnie Tym swoim plugawym wzrokiem, oczekując jakiejkolwiek reakcji.
Odczuwałem wstręt i obrzydzenie, nienawidziłem go za, to co mi zrobił, bo nie oddałem mu się z własnej woli.
Wziął mnie jak dziwkę, pieprzył mnie jak dziwkę, którą nigdy nie byłem, miałem ochotę zapaść się pod ziemię.

On nie był człowiekiem, nie mógł nim być.
Ten psychopatyczny uśmiech, pożądanie w jego oczach, chłód ogarniający jego ciało...
To nie było normalne, on nie był normalny.
Być może żył, oddychał, funkcjonował, jednak człowieczeństwo opuściło jego personę, pozostawiając po sobie jedynie namiastkę ludzkich emocji. Tych złych emocji...

Mężczyzna zbliżył się powolnym krokiem i pociągnął mnie do góry, abyśmy mogli stanąć twarzą w twarz.
Nie odwróciłem głowy, o nie.
Z pogardą patrzyłem w jego oczy, nie dając mu żadnej satysfakcji władzy nade mną.

- Masz rację... Nie jestem człowiekiem, - Przerwał melancholijną ciszę swoim głębokim, męskim głosem. Nie pytałem go o, to, jednak on mi odpowiedział, zupełnie jakby czytał mi w myślach. Nie zdziwiłbym się gdyby tak było.
- Zatem kim jesteś?
- Jestem śmiercią, dżentelmenem kroczącym w ciemnościach, aby nagle zgasić to, co wy nazywacie życiem.- Odpowiedział i błyskawicznym ruchem obrócił mnie plecami do siebie. Zacząłem się szarpać i wbijać paznokcie w jego ręce, co go rozzłościło, bo złapał mnie za szyję i zaczął dusić.
- Posłuchaj, masz być mi posłuszny, wszystko co jest w Tym zamku jest moje i o ile się nie mylę, to ty się w nim znajdujesz wiec, wiesz co, to oznacza.
- Nie jestem niczyją własnością, a już na pewno nie Twoją..- Słowa, które wypowiedziałem rozzłościły go jeszcze bardziej, rzucił mnie na łóżko przygważdżając swoim ciałem, tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
-  Nie obchodzi mnie ile czasu to zabierze, by dotrzeć do Ciebie. Mam moc, której nawet Bóg nie może zatrzymać. JESTEŚ KURWA MÓJ! - Wykrzyczał wprost w moją twarz uwalniając swoje kły, aby następnie zatopić je w mojej szyi.
Teraz już nic się nie liczyło. Wiedziałem, że nie ucieknę, leżałem pod nim posłusznie starając się nie zwracać uwagi na to co robi.

To nie był strach, to była nieczysta gra naszych ciał...




piątek, 7 listopada 2014

Angels Never Die - Prolog


Wygląd Andrzeja na ten moment

Andy' s Point of View:

16.11.2009r.
- Jesteśmy na miejscu: Los Angeles. City Hall. Należy się 17$.

Wręczyłem sumę taksówkarzowi i opuściłem pojazd.
Pierdolone miasto. Co mnie tak do niego ciągnęło? Ledwo zdałem liceum i wyruszyłem na przygodę swojego życia, nawet nie żegnając się z rodzicami. Myślałem, że przyjadę i zrobię wielką karierę, ta gówno prawda. Z każdej pracy wywalają mnie po miesiącu, a dla ludzi z moim wykształceniem, a raczej jego brakiem cholernie trudno znaleźć jakąkolwiek robotę.
- Kurwa.- Spojrzałem na telefon i przekląłem pod nosem. Brawo Biersack, dziwisz się, że jesteś bezrobotny kiedy nawet na rozmowę o pracę musisz się spóźnić...

Szybkim krokiem przemierzałem schody, które wydawały się nie mieć końca, aż dotarłem na upragnione piętro. Rozejrzałem się i dostrzegłem ludzi wychodzących z windy.

Ja to naprawdę kocham utrudniać sobie życie... 

Nie czekając już dłużej, przekroczyłem próg umówionego gabinetu.
- Dzień Dobry, jestem...
- Andrew Biersack. Wiem, nie uczono pana, że na rozmowę kwalifikacyjną się nie spóźnia? - Odparł mężczyzna około trzydziestki. 
- Przepraszam. - Wydusiłem jedynie ze skruchą.
- Rozumiem zdarza się. Frank Gerard. - Powiedział, wyciągając rękę w moją stronę, którą natychmiast uścisnąłem.
- Więc zacznijmy od tego co chciałby Pan robić.
- Żaden Pan Andy. To bez znaczenia, chcę po prostu zarabiać, a z moim wykształceniem nie ma zbyt wielu opcji.
- Dobrze, więc jest to dla Ciebie zupełnie obojętne?
- Tak.
- Hmm, może znajdę coś dla Ciebie, ale najpierw odpowiedz mi na kilka pytań.
- Słucham.
- Ile masz lat?
- Skończone osiemnaście.
- Jakiej jesteś orientacji? - Dlaczego pyta się o takie rzeczy?
- Jestem biseksualny, ale bardziej pociągają mnie mężczyźni.
-Mhmm. A czy robiłeś badania na obecność wirusa HIV?
- Jestem zdrowy.
- Świetnie, tak się składa, że mam coś dla Ciebie.
- Zamieniam się w słuch.
- Na zachód od LA znajduje się pewna wyspa. Mało ludzi wie o jej istnieniu i proszę, abyś również zachował to w tajemnicy. Zamieszkuje ją pewien bogaty ród, który urządza przyjęcie i poszukują gości.
- Zaraz, zaraz... Mam udać się na przyjęcie i jeszcze mi za to zapłacicie?
- Tak to wygląda.
- Jaka suma wchodzi w grę?
- 10000$ - Zakrztusiłem się na te słowa. Przecież to majątek, a mam tylko iść na imprezę. - To jak będzie?
- Biorę. - Frank uśmiechnął się i wręczył mi zaproszenie.
- Dzisiaj o godzinie 20:00 pod Twój dom podjedzie limuzyna i zawiezie Cię na prom, którym udasz się na miejsce wraz z innymi zaproszonymi. Jasne?
- Jak słońce.
- Cieszę się, że się dogadaliśmy.
- Wzajemnie. - Powiedziałem i opuściłem gabinet.

- 10000$ - Uśmiechnąłem się sam do siebie.

***

Wyszykowany z niecierpliwością czekałem na limuzynę.



 Usłyszałem trąbienie i wyjrzałem przez okno. 
O tak, więc to nie jest sen. Chwyciłem zaproszenie i pobiegłem do pojazdu.

- Dobry wieczór, Pan Andy Biersack jak mniemam?
- Zgadza się to ja. - Powiedziałem i okazałem kierowcy zaproszenie.
- Bardzo mi miło. Mam za zadanie bezpiecznie dostarczyć Pana na miejsce.
- Dziękuję. - Posłałem mu uśmiech i poczułem, że ruszyliśmy.
- Ma Panicz jakieś konkretne plany na ten wieczór?
- Nic specjalnego, chcę się najebać mocno... bardzo mocno.
- Jakże młodzieżowo. - Dobra ten facet zachowywał się jakoś dziwnie, średniowieczna gadka, a z Tym paniczem to dowalił... Halo mam XXI wiek! Może on coś wie o tej imprezie? Warto by się podpytać.
- Wiesz może coś na temat tego przyjęcia?
- Całkiem sporo. Odbywają się co jakiś czas, zapraszają około 40 osób. Są to bardzo prestiżowe spotkania, więc wypadało by się zachować, a samemu rodowi okazać należyty szacunek.
- Tylko mi nie mów, że to jakieś snoby po sześćdziesiątce.
- Niesforny niziołek... Mają zasady lecz są to ludzie w kwiecie wieku, sam lord wygląda na niespełna trzydzieści lat.
- Lord? To jakaś sekta?
- Skądże, po prostu zajmuje się najważniejszymi sprawami, jest głową rodziny. Jednak rzadko można go spotkać, czasami wybiera jedną osobę i znika z nią na całą noc.
- No tak...

- Jesteśmy na miejscu. Gdy panicz wysiądzie, proszę się udać do tamtego mężczyzny i okazać mu zaproszenie, wtedy doprowadzi panicza na statek.
- Jasne, dziękuję. - Opuściłem limuzynę i zrobiłem tak jak kazał. Po niespełna pięciu minutach znalazłem się na pokładzie sącząc drogiego szampana. Podziwiałem widoki oparty o barierkę, gdy poczułem jak ktoś dźgnął mnie palcem w biodro.

- Cześć! Jestem Alisha, a Ty? - Zapytała rozpromieniona dziewczyna. Widać była bardzo podekscytowana Tym, że wybiera się w morską podróż.




- Andy. - Odpowiedziałem od niechcenia, nie przepadałem za rozmownymi ludźmi, a z natury byłem samotnikiem.
- Ależ to ekscytujące, czyż nie? Słyszałam, że na tej wyspie jest ogromny zamek taki jak mieli królowie w przeszłości! I podobno gdy wyruszy się na głębsze wody klimat zmienia się radykalnie, dookoła jest mgła, a sama wyspa jest ośnieżona, dasz wiarę?
- Ośnieżona? Proszę Cię to jest Los Angeles, my będziemy płynąć godzinę, więc wątpię, żeby cokolwiek zdołało się zmienić.
- Ale Ty jesteś przyziemny... Chwycił byś wodze fantazji i się rozmarzył a nie! - Mimowolnie się roześmiałem, ta dziewczyna gadała jak najęta i zachowywała się jak trzynastolatka.
- Tak w ogóle to ile Ty masz lat?
- Wczoraj skończyłam osiemnaście i rodzice pozwolili popłynąć mi na to przyjęcie. To będzie najlepsza noc w moim życiu! 
- Nie wątpię. - Odparłem i kontynuowałem degustowanie boskiego trunku.


Jak opisać Alisha' e jednym słowem? Przylepa.
Przez cały rejs podążała za mną niczym wierny pies za swym właścicielem. Opowiadała mi o różnych rzeczach, niektóre nawet były ciekawe i powiem, że przez ten krótki czas zdążyłem ją polubić.
...
- To świetnie mała.
- Co nie? To był najlepszy koncert w moim życiu! - Uśmiechnąłem się,  dziewczyna potrafiła wzbudzić we mnie pozytywne emocje.
Nagle poczułem przeszywające zimno. Wzdrygnąłem się, tak jak reszta pasażerów. Spojrzałem na "małą", która trzęsła się z zimna. Zdjąłem swoją marynarkę i zarzuciłem na jej nagie ramiona.
- Dzięki Ands, mówiłam Ci, że będzie zimno!
- To dlaczego nie zabrałaś kurtki? -Zapytałem, a ta tylko wystawiła mi język.

- Drodzy zgromadzeni zaraz będziemy na miejscu! - Krzyknął kapitan statku.
 Im bliżej byliśmy, Tym większe zimno odczuwałem, może Alisha miała rację?
Zza gęstej mgły można było dostrzec zarysy jakiegoś budynku, gdy byliśmy wystarczająco blisko przetarłem oczy z niedowierzania. To co ujrzałem było nie do opisania. Wielki kamienny most prowadzący do monumentalnego zamku. Takie rzeczy dzieją się tylko w pieprzonych bajkach, a nie w mojej szarej rzeczywistości.


Wziąłem małą pod ramię i wraz z resztą opuściliśmy pokład. Nie wiem czemu, ale poczułem się za nią odpowiedzialny.
Całą grupą ruszyliśmy za przewodnikiem, który wprowadził nas do pałacu.
Musze przyznać, że robił wrażenie. Całe wnętrze było urządzone w stylu gotyckim, co przypadło mi do gustu. Zawsze lubiłem takie mroczne klimaty.
Zaprowadził nas do wielkiej sali balowej


- Witam wszystkich zgromadzonych i równocześnie dziękuję za przybycie! - Odezwał się chłopak z balkonu widokowego. - Bez zbędnych przemówień chciałbym ogłosić, że dzisiejsze przyjęcie uważam oficjalnie za rozpoczęte! - Na te słowa ze wszystkich drzwi zaczęli wychodzić kelnerzy z przeróżnymi daniami i alkoholami. Teraz roiło się tu od ludzi, ponieważ mieszkańcy postanowili przyłączyć się do zabawy. Alisha zabrała się za jakiegoś chłopaka gota z tego rodu, więc miałem dużo czasu na ich obserwację. 

Wzbudzali we mnie mieszane uczucia. Zachowywali się w miare normalnie, śmiali się, żartowali, rozmawiali, ale jedno mi nie pasowało...
Wszyscy byli podejrzanie bladzi i to nie była taka zwykła jasna karnacja, oni byli wręcz biali. W oczach niektórych zauważyłem dziwny błysk, tak jakby próbowali kogoś zauroczyć, ale co ja tam wiem. Może po prostu wypiłem za dużo alkoholu... W końcu zamierzałem.  najebać się do nieprzytomności.

Mój wzrok momentalnie zatrzymał się na Alisha' y całującej się z tym chłopakiem, zamrugałem kilka razy, bo wydawało mi się, że z jej ust wypływa krew. Biersack Ty zdecydowanie więcej nie pij. Odstawiłem pustą lampkę wina na stolik i chwiejnym krokiem ruszyłem chuj wie gdzie, przed siebie chyba. Opuściłem salę i ruszyłem długim korytarzem w poszukiwaniu zajęcia na resztę nocy. Po drodze wywaliłem się chyba z cztery razy co wydawało mi się bardzo zabawne. Zatrzymałem się przed 
wielkim obrazem przedstawiającym diabelnie przystojnego mężczyznę w garniturze.

- Ty, ja, łóżko, teraz. - Wymruczałem seksownie przybliżając się do niego i przejechałem po płótnie ręką. Zacząłem od twarzy a skończyłem na kroczu.

- Podoba Ci się? - Wymruczałem ponownie.
- A powinno? - Usłyszałem zmysłowy głos za sobą. Trzymając się jedną ręką fotelu obróciłem się, aby móc ujrzeć jego właściciela. Nie ukrywam własnego zdziwienia gdy zobaczyłem, że była nim ta sama osoba co na obrazie. Mężczyzna powolnym krokiem podszedł do mnie i położył jedną ze swoich lodowatych dłoni na moim policzku. Odskoczyłem od niego, bo szczerze mówiąc byłem przerażony, ten jedynie chwycił mnie za dłoń i pociągnął za sobą do wielkiej komnaty, która jak się później okazało była sypialnią.

Teraz mogłem mu się dokładnie przyjrzeć. Zupełnie różnił się od innych domowników. Miał ciemną karnację i długie czarne włosy, podobał mi się i to cholernie. Odwróciłem na chwilę wzrok rozglądając się po pomieszczeniu, a on po prostu zniknął! Obróciłem się kilkakrotnie, żeby go znaleźć jadnak na marne. Wtedy poczułem jego chłodne dłonie na moich biodrach. Zadrżałem ze strachu, nie wiedziałem co robić. Mężczyzna odgarnął włosy z mojej szyi i zaczął wodzić po niej nosem, tak jakby wywęszył coś dobrego.

- Podoba mi się to, że jesteś nienaruszony... - Wyszeptał a następnie zacisnął jedną z dłoni na mojej pupie. - i nietknięty... - Uśmiechnął się okazując swoje zęby. Natychmiastowo wytrzeźwiałem, próbując wyrwać się z jego uścisku, lecz ani drgnął.
- Spokojnie, to będzie najpiękniejsza noc w Twoim życiu, przysięgam. - Powiedział, po czym poczułem znieczulające ukłucie na szyi. 

Odpłynąłem, po prostu odpłynąłem, a co było potem? Nie mam pojęcia...