Przepraszam, że dodaję tak późno, ale miałam problem z komputerem, to nie powinno się już powtórzyć. Postaram się dodawać rozdziały raz w tygodniu, ale niczego nie obiecuję, rozumiecie, zaczęła się szkoła a w trzeciej klasie wypadało by wziąć się za siebie, czyż nie? Dobra nie będę zanudzać, zapraszam do czytania.
Swoją drogą słyszeliście najnowszy numer chłopaków? Co o nim myślicie? Dla mnie jest boski, zresztą, jak każda ich piosenka ;)
II. Your tears don't fall, they crash around me.
Andy'
s Point of View:
- No Ashley opowiadaj, jak Ty w
tej Anglii bez nas wytrzymałeś ? - Rozpoczął Jake. Widziałem, że Ash nie miał
ochoty odpowiadać na to pytanie, ale nie chciał irytować starych kumpli. Teraz
najchętniej zabarykadował by się ze mną w jakimś pokoju i nie wychodził z niego
przez tydzień.
- Szkoda gadać, myślałem, że nie
będzie tak źle, ale cholernie mi was brakowało kochani skurwiele.
- Też za Tobą tęskniliśmy, swoją
drogą, to na ile jeszcze u nas zostajesz?
- Wiecie sporo myślałem, ale już
zdecydowałem. Zostaję na zawsze.
- Tfffu - CC wypluł piwo z ust
gdy to usłyszał. - Mówisz poważnie?
- Tak, już postanowiłem, zostaję
tutaj z wami, z And'sem. - Na te słowa zrobiło mi się ciepło w sercu.
Przybliżyłem się do Purdy' ego i położyłem głowę na jego ramieniu, który zaczął
gładzić moje włosy. Teraz kiedy będzie przy mnie na pewno wiele się zmieni.
- No, więc musimy to…
- Oblać? – Przerwałem CC’ emu, bo
doskonale wiedziałem, co zamierza powiedzieć, zresztą, jak reszta chłopców,
którzy aktualnie wybuchnęli śmiechem.
- Haha, bardzo śmieszne –
Powiedział Christian wystawiając nam język. Tak naprawdę się nie gniewał,
wiedział, że się droczymy, ale lubił poudawać naburmuszoną panienkę.
Uśmiechnąłem się do siebie i
cieszyłem, że znów mam go przy sobie, może teraz wszystko się ułoży. Czas
płynął nieubłagalnie szybko, niestety, to co dobre szybko się kończy. Biorąc
pod uwagę, że o 10 musiałem być na uczelni, postanowiłem, że już się zwinę.
Pożegnałem się ze wszystkimi i wróciłem do domu.
***
Siedziałem na swoim miejscu i
czekałem aż profesor Gale wywoła mnie po wynik ostatniego kolokwium.
-
Felicia Green, Josh Justice, Andrew Biersack.
Wstałem i ruszyłem w stronę
wykładowcy modląc się o pozytywną ocenę.
- Gratuluję Andy. - Powiedział i
posłał mi jeden ze swoich zniewalających uśmiechów. Był łudząco podobny do
Ashley'a, ten sam perłowy uśmiech, ten sam błysk w oczach, ten sam kojący
dotyk, ta sama indiańska uroda za którą tak szalałem... Przez ostatnie lata to
on zastąpił mi Ash'a. Nikt nie wiedział, że nasze stosunki, były wiele ponad
uczeń - nauczyciel. Nie myślcie sobie, że jeśli był profesorem musiał być
wyłysiałym 70- latkiem. Ian, bo tak miał na imię, był cholernie przystojnym
mężczyzną, o długich czarnych włosach. po których lewej stronie pobłyskiwało cienkie
białe pasmo. W jego oczach było widać dojrzałość i pasję, w końcu miał 40 lat
na karku. To mnie do niego ciągnęło, wiedziałem, że nie zostawi mnie tak jak
Ashley, przy nim czułem się wyjątkowy. Dla mnie był chodzącym ideałem.
Odwzajemniłem uśmiech i wróciłem
na swoje miejsce, spojrzałem na kartkę i nie wierzyłem w to co zobaczyłem, ja
Andy Biersack dostałem piątkę z najważniejszego kolokwium w roku.
Miałem już wychodzić z sali kiedy
Gale zwrócił się do mnie.
- Andy, gdy skończysz zajęcia,
proszę cię przyjdź do mojego gabinetu, dobrze? Chcę z Tobą porozmawiać.
- Oczywiście profesorze. -
Odpowiedziałem i polizałem swoją górną wargę, na co on odpowiedział łobuzerskim
uśmiechem. Hmm, ciekawe o czym, to chce ze mną porozmawiać, myślałem, że byłem
grzeczny...
***
- Chciał się pan ze mną widzieć.
- Pan? - Uniósł brwi do góry i
spojrzał się na mnie ciekawsko. - Siadaj Andy.
Zrobiłem jak kazał, szczerze
mówiąc denerwowałem się trochę, nie miałem pojęcia o co mu chodziło.
- O czym chciałeś ze mną
rozmawiać?
- Zauważyłem, że zacząłeś się
bardzo przykładać do zajęć, a Twoje stopnie znacznie się poprawiły... Mogę
spytać skąd Ta nagła zmiana?
- Po prostu postanowiłem wziąć
się za siebie, cały czas się obijałem, a w przyszłości chcę być kimś, więc
muszę się przyłożyć. Nikt nie poda mi sukcesu na tacy, rozumiesz chyba?
- Oczywiście, tylko dziwi mnie
taka nagła zmiana... Co Cię tak dziś raduję?
- Mnie? Skąd, wydaje Ci się. -
Powiedziałem próbując uniknąć tematu.
- And' s, nie znam Cię od
wczoraj, wiesz, że mi możesz powiedzieć...
- Dlaczego mam Ci o Tym mówić?
- Bo jesteś dla mnie bardzo
ważny, przecież o Tym wiesz...
Wstałem ze zdenerwowania,
wiedziałem, że mogę mu zaufać, ale coś mnie powstrzymywało od powiedzenia o
Tym, że Ashley wrócił. Nie wiem, też jakby na to zareagował. Dopiero odzyskałem
Purdy' ego, nie chciałem teraz tracić Ian' a. Postanowiłem jednak zebrać się w
sobie i powiedzieć, nie chciałem mieć przed nim żadnych tajemnic.
- Pamiętasz jak opowiadałem Ci o
Tym chłopaku?
- Tym, który Cię porzucił?
Oczywiście, że pamiętam, nie rozumiem jak mógł cię tak potraktować Andy...
Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, przychylił bym Ci nieba gdybyś...
- Wystarczy, spokojnie... -
Odpowiedziałem próbując go uspokoić. Z tego co mu opowiedziałem nie cierpiał
Ash' a. Ma chorobliwą obsesję na moim punkcie i nie rozumie, jak ktokolwiek
mógłby mi zrobić coś podobnego. Podobało mi się, to, że się o mnie martwi,
komuś na mnie zależało i sama tego świadomość dodawała mi siły. - Widzisz on
wrócił i zostaje, zostaje na zawsze...
- Ale jak to? Przecież powiedział
Ci, że nigdy nie wróci! Co ja mówię, nic Ci nie powiedział, nic. Potraktował
cię jak śmiecia... Tylko mi nie mów, że mu wybaczyłeś...
- Nie wybaczyłem mu, przeprosił
mnie, poniekąd wyjaśnił dlaczego zniknął. Zaoferował mi przyjaźń. Ian, nie masz
się czym martwić, wszystko jest w porządku.
- Po prostu nie chcę, żeby ktoś
cię skrzywdził, jesteś zbyt wiele wart. Dlaczego po tym wszystkim co Ci zrobił
przyjąłeś go z otwartymi ramionami?
- Ja... Sam nie wiem, kiedyś był
dla mnie najważniejszy na świecie, bez niego zapomniałem... Już nie wiem jak,
to jest czuć bezpiecznie.
Odwróciłem się, aby ukryć łzy
napływające do moich oczu. Nie chciałem, żeby widział mnie w takim stanie,
miałby kolejny powód, aby nienawidzić Ash’ a, bo poniekąd przez niego właśnie
płakałem. Skoro wszyscy mamy chwilę słabości, to dla mnie takowa nadeszła. Jak
to jest, że Ci których kochamy doprowadzają nas
do łez? Powinni być dla nas wsparciem I wywoływać na naszej twarzy
uśmiech. Ashley chyba o Tym zapomniał. Po chwili poczułem silne, męskie ramiona
obejmujące mnie od tyłu.
- Czuć się bezpiecznie, to
wiedzieć, że ma się przy sobie kogoś, kto zawsze obroni Cię przed wszelakim
niebezpieczeństwem, u kogo znajdziesz pocieszenie, u kogo znajdziesz ukojenie w
ramionach. Kogoś kto nigdy nie pozwoli Ci upaść i będzie przy bez względu na
wszystko. – Powiedział, gładząc delikatnie kciukiem moją rękę, aby mnie
uspokoić. Znał mnie zbyt dobrze, doskonale wiedział, że potrzebuję teraz
milczącej bliskości, po prostu pragnę czuć, że ktoś jest przy mnie. Ostrożnie
się odwróciłem i ukryłem twarz w jego szyi, nie trwało, to długo, bo Ian uniósł
mój podbródek do góry, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem w oczy, w których mógłbym się utopić. Poczułem
jak gładzi moją rękę w jednym miejscu, ach tak.
- Podoba Ci się? – Oczywiście
chodziło mu o tatuaż Batmana, który zrobił mi dwa tygodnie temu. Był świetnym
tatuażystą, kiedyś ponoć miał własny salon, ale zamknął go, gdy przeprowadzał
się do LA.
- Tak, jest świetny, przecież o
Tym wiesz. – Odparłem i posłałem mu uśmiech, na co odpowiedział Tym samym. Po
chwili wplotłem palce w jego włosy i namiętnie wpiłem się w jego usta. Brunet
podniósł mnie i położył na biurku jednocześnie atakując moją szyję drapieżnymi
pocałunkami, odchyliłem głowę do tyłu dając mu
większy dostęp. Jego ręka znalazła się przy moim rozporku, gdy ktoś
nacisnął na klamkę. Natychmiast się od siebie oderwaliśmy.
- Tak więc, tu masz te papiery,
gdybyś miał jakieś pytania służę pomocą. – Powiedział Gale odstawiając jakąś
scenkę, aby nikt sobie czegoś nie pomyślał.
- Dzień Dobry, nie przeszkadzam?
– Czyli to jemu zawdzięczamy zepsucie, tak namiętnej chwili, ekstra.
- Nie Dziekanie, Andy już
wychodzi, przyszedł tylko po papiery na olimpiadę.
- Doprawdy? Miło widzieć, jak
młode pokolenie z zapałem garnie się do nauki, trzymaj tak dalej chłopcze, a
powiadam daleko zajdziesz.
- Bardzo dziękuję, Do widzenia
Profesorze, Dziekanie.
Lepszej wymówki nie mógł
wymyślić… Ja i olimpiada, dobry oksymoron. – Wyszedłem z uczelni i momentalnie
skamieniałem, stał tam nikt inny jak Ashley, przyjaźnie uśmiechający się w moją
stronę. Podbiegłem i mocno się w niego wtuliłem, co spotkało się z jego
śmiechem. Poczułem się dość dziwnie, ze względu na to, że przed chwilą
obściskiwałem się z Ian’ Em w jego gabinecie, a teraz przytulam Ash’ a.
- Aż tak się stęskniłeś And’ s?
- Trochę… Swoją drogą skąd
wiedziałeś, że tu studiuję?
- A od czego ma się Jake’ a? Chodź, chcę się dzisiaj Tobą nacieszyć.
- I wzajemnie, tylko wiesz jest
taki mały problem…
- Co się stało?
- Nic, po prostu zawsze w
poniedziałki mamy z chłopakami próbę. Wiesz założyliśmy taki „ Garażowy zespół
’’, i muszę się na niej pojawić.
- Nic nie szkodzi, pójdę z Tobą.
Hmm, interesujące, na czym grasz?
- Śpiewam.
- Serio? To świetnie, nie mogę
się doczekać, aż Cię usłyszę. Chodźmy.
***
- Jestem! – Krzyknąłem wchodząc
do domu CC’ ego, aby dać znać, że już przyszedłem.
- Świetnie, są już wszyscy, o witaj Ashley, przyszedłeś nas
posłuchać?
- Cóż, zamierzałem spędzić ten
dzień z Andy’ m, ale poinformował mnie o waszej próbie, więc nie mogłem
przegapić takiej okazji.
- Świetnie, chodź za mną.
Chłopaki przygotujcie się. – Po chwili wszyscy byli przy swoim instrumencie.
Christian na perkusji, Jeremy i Jake z gitarami, a ja podszedłem do mikrofonu.
Teraz w pomieszczeniu można było usłyszeć wspaniale współgrające ze sobą
instrumenty, do których zamierzałem się dołączyć.
Well now is the time to say your prayers,
And now is the time to show your stuff.
Cause' people talk but people separate,
It's the same damn excuse
When danger is headed your way.
You talk the talk but do you walk the walk?
Your apathy is just a living flaw,
You pull the trigger,
Count 1, 2, 3 it's a finger flip for you...
And a devil for me
A wedding of the damned,
This razor cuts the pain right out.
We're bound until the end, my Love.
You acted first you could have walked away,
With broken parts and things you can't replace.
You pull the trigger,
Count 1, 2, 3 it's an "anti christ" for you...
Fallen angel for me
A wedding of the damned,
This razor cuts the pain right out.
We're bound until the end, my Love.
And now is the time to show your stuff.
Cause' people talk but people separate,
It's the same damn excuse
When danger is headed your way.
You talk the talk but do you walk the walk?
Your apathy is just a living flaw,
You pull the trigger,
Count 1, 2, 3 it's a finger flip for you...
And a devil for me
A wedding of the damned,
This razor cuts the pain right out.
We're bound until the end, my Love.
You acted first you could have walked away,
With broken parts and things you can't replace.
You pull the trigger,
Count 1, 2, 3 it's an "anti christ" for you...
Fallen angel for me
A wedding of the damned,
This razor cuts the pain right out.
We're bound until the end, my Love.
Skończyliśmy piosenkę i
patrzyliśmy na wyraźnie zdziwionego Ash’a.
- Coś nie tak? – Zapytałem, bo
nie wiedziałem o co mu chodziło.
- Nie tak? To było świetne! Macie
ogromny potencjał, naprawdę. Nie myśleliście, nad tym aby ubiegać się o
kontrakt z wytwórnią?
- Hola, hola. Nie przesadzaj,
może to nie było najgorsze, ale myślisz, że mamy jakieś szanse? Nadal brakuje
nam tego „ Czegoś’’.- Powiedział Ferguson.
- Jinxx ma rację, przydałoby się
coś jeszcze, sam nie wiem, może bas?- Wtrąciłem się do dyskusji.
- Zaraz, zaraz Ashley, stary
druhu, czy to aby nie twoja specjalność? – Zapytał CC.
- No, wiesz gram na basie od
podstawówki…
- No, to załatwione! – Krzyknął
Jake.
- Co załatwione?
- Mamy nowego członka zespołu.
- Jake, ja rozumiem Twój zapał,
ale…
- No weź, nie daj się długo
prosić, sam powiedziałeś, że mamy potencjał…
- Ech, nie wierzę, że to robię,
niech wam będzie, macie nowego basistę
- No i zajebiście, Panowie musimy
to…
- Oblać? – Odpowiedzieliśmy
jednocześnie, po czym zaczęliśmy się śmiać. O dziwo Christian razem z nami.
Jednak po dłuższej rozmowie zdecydowaliśmy się to zrobić, trzeba jakoś uczcić,
nabytek nowego członka zespołu, co nie?
Może ten pomysł Ash’ a nie jest
taki zły? Może naprawdę powinniśmy postarać się o kontrakt? Najpierw jednak
wypadałoby nagrać kilka kawałków, zwłaszcza, że dołączył do nas bas, czuję, że
to będzie to, czego od dłuższego czasu szukaliśmy, co będzie dalej, zobaczymy…
Nowy rozdział! Jest świetnie, tylko co ten Biersack wyprawia? Pisz szybko następny, bo zapowiada sie ciekawie.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńRomans z nauczycielem? Podoba mi się! Aż sobie przypomniałam o moim nauczycielu geografii. Nie to, że z nim romansuje, no ale podobni są. No nic.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się strasznie. Czytam już od dłuższego czasu i to jedno z lepszych opowiadań, na jakie trafiłam. Pisz to, pisz!
Genialna fabuła i bohaterowie, dobre dialogi.
Tylko jak zawsze wrażliwy Biersack-przytul-bo-będę-płakał. No kurde.
Nie, to wyżej tonie była krytyka. Po porostu tak jest praktycznie zawsze no i no... Ale i tak zapowiada się świetnie!
Będe czytać! Weny!
Bardzo się cieszę, że mój fanfic przypadł Ci do gustu. Daj And' sowi trochę czasu, jeszcze ukształtuje swój charakterek, zapewniam :)
Usuń