środa, 31 grudnia 2014

Angels Never Die IV

IV. I can’t decide if you’re 
wearing me out,
 or wearing me well
Rather be your victim
 than be with you.


Andy's Point of View:


 Zdenerwowany chodziłem po pokoju, rozmyślając nad swoją sytuacją. Przecież nie będę tu czekał, aż łaskawy Pan raczy mnie odwiedzić. Była dopiero siedemnasta, więc jakby nie patrzeć miałem co najmniej trzy godziny czasu "wolnego". Postanowiłem, że urządzę sobie zapoznanie terenu na własną rękę. W końcu CC powiedział, że mogę poruszać się po zamku bez żadnych obaw, prawda?

Rozejrzałem się dla pewności po komnacie, a następnie opuściłem pomieszczenie, wychodząc na korytarz.
Ruszyłem w zupełnie inną stronę zamku, niż tą, po której oprowadzał mnie Christian. 
Moją uwagę przykuły wielkie schody, po których oczywiście wszedłem na górę.
Pierwsze wrażenie? 
Było tu dość... tajemniczo? Na pewno, to piętro było bardziej gotyckie, niż dotychczas znane mi zakamarki zamczyska.

Nagle dobiegły mnie dźwięki ożywionej rozmowy.
Byłem ciekawskim człowiekiem, więc jak mi instynkt podpowiadał, podążyłem w stronę skąd dobywały mnie odgłosy.

- Co jest w nim takiego niezwykłego? Hmm? Ciągle zapewniasz mnie, że jest inny, lecz nie mam pojęcia co masz na myśli mówiąc to. 
- Po prostu jest w nim coś nieziemskiego.
- Po prostu, to można siekierą łeb odciąć. Bracie czego się obawiasz? To zostanie między nami.
- Jego krew jest... wspaniała. To tak jakby... narkotyk? Nie mogę tego wyjaśnić dokładnie, bo używki na nas nie działają, ale czuję się po niej jak wszechmogący...
- Wiele Ci nie brakuje. - Wtrącił CC.
- Nie przerywaj mi. Wracając do tematu, miałem dziwne halucynacje, powiedziałbym wręcz, że wizje. Widziałem łuk i słońce, czarne słońce. Jakby zaćmienie. Następnie ja z Tym chłopakiem, ramie w ramie kroczyliśmy wprost w jego kierunku. 
- Łuk?
- Tak, biła od niego dziwna aura, nienaturalna. Podejrzewam, że to magiczny artefakt.
- Interesujące, to przez jego krew?
- Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, więc, to raczej oczywiste.
- Przestudiuję wszystkie księgi, żeby to sprawdzić.
- Liczę na Ciebie.
- Wiem bracie, nie zawiodę Cię.
- Jest jeszcze jedno..
- Co takiego?
- Spędziłeś z nim trochę czasu, prawda?
- Przecież wiesz, że tak, sam mnie o to prosiłeś.
- I jaki jest?
- Spałeś z nim dwie noce, więc raczej ja powinienem się Ciebie zapytać jaki jest. - Rzekł z rozbawieniem.
- Christianie, dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Lubi ostrzejszą muzykę, zabrał ze sobą gitarę, więc może się dogadacie. Ale ostrzegam stwierdził, że Cię nienawidzi, a to temperamentny chłopak, więc uważaj. - Lord roześmiał się na te słowa.
- Powiedz mi szczerze. Czy znasz kogoś kogo nie ujarzmiłem?
- Nie, ale on ma silną wolę, łatwo się nie poddaje, będzie dla Ciebie wyzwaniem, czuję to.
- Wiem barcie, dlatego go wybrałem.
- Wybrałeś do czego?
- On będzie dobrym przewodnikiem po świecie ludzi, zdobędzie ich zaufanie. Nie uważasz, że życie w cieniu jest już przerażająco nudne?
-  Chcesz wkroczyć do świata śmiertelników?
- Możesz to tak nazwać. Wyobraź sobie, jak za starych dobrych czasów, gdy byliśmy tylko Ty i ja. Znów będziemy polować na zwierzynę, bo teraz ona sama do nas przychodzi.
- Tęsknię za Tamtymi czasami.
- Już nie długo, z Andy'm zajdziemy na szczyt.
- Mam taką nadzieję.
- Jest w swojej komnacie?
- Tak, odprowadziłem go do niej, gdy tylko zakończyłem zapoznawanie z ważniejszymi członkami rodziny.
- Znakomicie, muszę go poinformować o jutrzejszym przyjęciu.
- Zakładam, że już coś wobec niego zaplanowałeś.
- Czasami myślę, że znasz mnie zbyt dobrze, to niepokojące. - Roześmiał się.
- Musiałem użerać się z Tobą całe życie. To nazwałbym niepokojącym. - Śmiech obu mężczyzn dobiegł do moich uszu. - Już Cię opuszczę, muszę przekazać instrukcje Vingalmo.
- Bracie...
- Tak? 
- Przed nowym rokiem wyruszam. - Przybrał bardzo poważny ton głosu.
- Przecież to niespełna miesiąc. Zdążysz?
- Muszę.

Szybko schowałem się za rogiem, bo usłyszałem kroki. 
Była, to jakaś kobieta, pewnie wampirzyca...
Tak czy inaczej, gdy zniknęła z mojego pola widzenia, zakradłem się do mojej komnaty. (przyp.autorki. Czaja, Andy ninja? xd) 

Usiadłem na łóżku, analizując wszystko, czego udało mi się przed chwilą dowiedzieć.
Czy na prawdę moja krew jest taka niezwykła? Nie mogłem w to uwierzyć.
Co miała oznaczać ta wizja? I gdzie ten cholerny lord miał wyruszyć? 
To zdecydowanie za dużo na moją głowę.

Sięgnąłem ręką po gitarę i rozpocząłem grać "Coma White".
Utonąłem w kojącym dźwięku basu. Nigdy nie rozumiałem jak ludzie nie mogą usłyszeć go w piosenkach. Ja rozpoznałbym nawet najdelikatniejsze szarpnięcie struny...

Cause you were from a perfect world
A world that threw me away today
Today to run away!

A pill to make you numb
A pill to make you dumb
A pill to make you anybody else
But all the drugs in this world
Won't save him from himself 

Spojrzałem przed siebie i odruchowo odrzuciłem gitarę. Przede mną na sofie siedział nikt inny jak Marilyn Manson. Jakim cudem się tu dostał?

- Brian, co tutaj robisz?
- Usłyszałem, że ktoś gra moją piosenkę, więc postanowiłem sprawdzić. Muszę powiedzieć, że podoba mi się, to co słyszę. Masz wspaniały głos.
- Dziękuję, ale na pewno nie może się równać z Twoim.
- Polemizowałbym. - Roześmialiśmy się wspólnie.
- Więc, co teraz?
- To Twój pokój, Ty decydujesz.
- Opowiesz mi coś o sobie? Tylko nie, to co znajduje się na stronach typu "Wikipedia". - Ponownie się roześmialiśmy.
- Jasne, to może powiedz, co konkretnie chcesz wiedzieć.
- Przybliż mi swoje życie jako wampir. Posiadasz jakieś moce?
- Oprócz Tych co każdy wampir, posiadam telekinezę. Reszta rodziny uważa mnie za źródło mądrości i duchowości, przychodzą do mnie po rady i wszelakie nauki. Jestem również najwyższym członkiem kręgu, ja podejmuję ostateczną decyzję.
- Ty, a nie lord?
- Gdyby wszystko szło po myśli lorda już  dawno bylibyśmy skończeni. Owszem jest wspaniałym władcą, ale według niego każdy spór musi zostać zakończony walką, która prowadzi do śmierci.
- Jest aż taki brutalny?
- Nie ma litości, uwielbia oglądać krwawe widowiska, powiedziałbym, że pławi się w cierpieniu ofiar. - Skinąłem jedynie głową na znak tego, iż zrozumiałem.
- Naprawdę parasz się telekinezą? - W odpowiedzi posłał mi i spojrzał się na bas. Po chwili ukazał mi moc swojej magii. Gitara unosiła się w powietrzu powoli do mnie zbliżając. Nie potrafiłem uwierzyć własnym oczom.
- Śmiało, weź ją. - Zachęcił mnie Marilyn, więc delikatnie jej dotknąłem, po czym położyłem sobie na kolana.
- To niesamowite...
- Po narodzinach też tak myślałem.
- Narodzinach?
- Gdy przemieniasz się w wampira, powstajesz jakby drugi Ty. Siebie jako człowieka należy złożyć w trumnie zaraz po dopełnieniu rytuału. Po określonym czasie, powstaje Twój nieśmiertelny klon.
- To... Jest dwóch Brian'ów?
- Tamten jest już dawno martwy.
-  Czy Ty nie zdradzasz mi aby przypadkiem za dużo?
- Nie wydaje mi się, żebyś miał to komuś powiedzieć, a poza tym jesteś w porządku.
- Wow, dostać komplement od Marilyn'a Manson'a...
- Nie rozmarzaj mi się tu tak, bo zaraz odpłyniesz.
- Postaram się... Mogę Cię o coś spytać?
- Słucham Ciebie.
- Znasz może tego Chrisa?
- Własnego stwórcy miałbym nie znać?
- On Cię stworzył?
- Tak, nadał mi nowy sens życia.
- Mógłbyś mi coś o nim powiedzieć?
- Dlaczego Cię on interesuje?
- Cóż... zaintrygował mnie.
- No niech Ci będzie. Żyje w podziemiach zamku, jest egzekutorem. Jeśli trzeba kogoś przesłuchać, ro bi to na swój własny bolesny i okrutny sposób. Tak naprawdę niewiele o nim wiadomo, ale wampiry snują różne plotki. Uważają, że odprawia tam jakieś eksperymenty, bądź potajemnie składa ofiary Molag Bal'owi* ( Nazwa zapożyczona)...
- Molag Bal'owi? - Przerwałem mu.
- Bóg spisku, król gwałtu. I nie myśl sobie, że to tylko wymyślone bóstewko na potrzebę wiary. On istnieje widziałem na własne oczy. To właśnie on stworzył pierwszego wampira. Naszego władcę.
- Zaraz, zaraz, chcesz powiedzieć, że Lord był pierwszym wampirem?
- Zgadza się.
- To kiedy on go stworzył? I jakim cudem?
- Najlepiej będzie jak opowiem Ci wampirzą historię. Wcześniej wymienione przez mnie bóstwo, jest bardzo chciwe i podstępne. Gdy nasz Pan był jeszcze człowiekiem stracił całe rodzinne plemię w bitwie. Jest rodowitym mieszkańcem ameryki, jak się pewnie domyślasz był indianinem. Walkę przeżył tylko on, ponieważ odłączył się od grupy. Zdążył ukryć swojego zaledwie ośmioletniego brata w jaskini. Wtedy ich drogi się spotkały. Molag Bal obiecał mu zemstę, krwawą zemstę, taką jakiej nikt jeszcze nie widział. Zapewnił, że posiądzie moce godne Boga, aby skąpać się we krwi swoich wrogów. Pod jednym warunkiem...
- Jakim? - Zapytałem z wielką ciekawością.  Wciągnęła mnie jego historia.
- Miał poświęcić tysiąc niewinnych dusz.
- Tysiąc?!  Przecież, to niemożliwe! Jak mógł zebrać tak dużo osób?
- Tego nigdy nam nie ujawnił. Jednak w 33 roku po śmierci Jezusa, spełnił to wymaganie. Poświęcił 1000 dusz, po czym odprawił mroczny rytuał. Mało kto może przeżyć ból związany z nim, jednak Lord dał radę i stał się pełnej krwi wampirem.
- Pełnej krwi?
- Tak, są wampiry półkrwi, stworzone przez ugryzienie innego wampira. I są pełnej krwi, te które  stanęły oko w oko z Molag Bal'em i przeszły jego próbę. Znam tylko jednego wampira oprócz Lorda, który przeżył rytuał.
- Kto to taki?
- To właśnie Motionless. Mój stwórca. - Zamarłem, gdy to usłyszałem, nie dość, że był ideałem, to jeszcze z taką potęgą...
- Czym wyróżniają się takie wampiry?
- Mają o wiele większe i potężniejsze moce, są również bardziej wytrzymałe. W sumie to pod każdym względem są lepsze..
 - Czy Chris posiada jakieś specjalne moce? - Zapytałem niczym zakochana nastolatka.
- Na pewno, ale tak jak mówiłem jest bardzo tajemniczy, nie ujawnia swojej potęgi, aczkolwiek nikt w nią nie wątpi. Jest jedynym kandydatem, który mógłby ubiegać się o tron.
- To dlaczego tego nie zrobi?
- Andy... On ma swój świat, nie obchodzą polityczne zamieszki, ani to co jest teraz w modzie. Żyje swoim życiem.
- Przypomina mi mnie..
- Widzisz, prawdopodobnie odnalazłeś wśród wampirów swoją bratnią duszę.

 - Ekhem. - Natychmiast zwróciliśmy głowy w stronę z której dochodziło chrząknięcie.
- Panie... - Marilyn wstał i złożył pokłon.
- Czy ja wam aby nie przeszkadzam?
- Nie, skądże, właśnie wychodziłem. - Lord jedynie skinął głową i odprowadził go wzrokiem do drzwi, po czym przeniósł go na mnie, a na jego twarz wpełzł podejrzany uśmiech. Zajął miejsce obok  i wyciągnął rękę aby dotknąć moich włosów. Uniemożliwiłem mu to przytrzymując jego dłoń, na co wybuchnął śmiechem.
- Poddajesz się kiedyś?
- Nigdy. - Fuknąłem z irytacją w głosie.
- I takie podejście mi się podoba. Grasz na basie? - Zapytał, wskazując na gitarę. Co go to kurwa nagle zaczęło obchodzić?
- Jak widać, ale chyba nie przyszedłeś tutaj, aby dyskutować o gustach.
- Wolisz od razu przejść do sedna sprawy, co? Jutro jak pewnie wiesz odbywa się przyjęcie...
- I co ja mam z Tym wspólnego?- Zapytałem, udając, że o niczym nie wiem.
- Pójdziesz na nie ze mną jako, mój partner. - Powiedział najzwyczajniej w świecie.
- Co proszę?
- Powiedziałem, że pójdziesz na nie ze mną, jako mój partner.
- Chyba żartujesz! W życiu się na to nie zgodzę.
- To nie była prośba. - Jego wyraz twarzy zrobił się bardzo poważny, a nawet przerażający. - Musisz odpowiednio się zachowywać, przede wszystkim nie udawać obrażonego dzieciaka. Pokaż, że jesteś szczęśliwy w Tym związku.
- Ale...
- A i masz wyglądać niesamowicie, chcę, żeby wszyscy mi zazdrościli. Teraz mów czego w Tym celu potrzebujesz, dam Ci wszystko.
- No... nie wiem. Kosmetyków?
- Masz się w co ubrać?
- Tak, chyba tak... - Przekręcił oczami i parsknął.
- Zaraz ktoś przyniesie Ci koszulę i wszystkie potrzebne rzeczy, jutro przejdziesz przez małe zabiegi. Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- Chwili spokoju.
- Dobrze, zatem do zobaczenia jutro.
- Wychodzisz? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Zgadza się..
- Tak po prostu? Bez niczego?
- Idź spać.
- Jest dopiero dziewiętnasta.
- To co? Sen urody dodaje.
- Sugerujesz, że jestem brzydki? - Wtedy uśmiechnął się i powolnym krokiem zbliżał w moją stronę. Cofnąłem się na tyle, że dotykałem stołu. On to wykorzystał, kładąc dłonie po jego dwóch stronach. Byłem w pułapce.
- Nigdy tak nie powiedziałem i nie powiem. Wiesz jak trudno jest mi się przy Tobie opanować? - Zbliżył twarz do mojej szyi. - Masz w sobie coś niezwykłego, coś czym nie zamierzam się z nikim dzielić, bo jesteś mój, tylko mój, rozumiesz? - Zacząłem się trząść, myślałem, że zaraz mnie ugryzie i znowu nastąpi nicość. Najwyraźniej, to wyczuł, ponieważ złożył jedynie delikatny pocałunek na  moim policzku, odsunął się ode mnie, poklepał po biodrze  i opuścił komnatę.

Odetchnąłem z ulgą. Skąd ta nagła zmiana w jego zachowaniu? Fakt nadal miał zbyt zboczone myśli, tego chyba nic nie zmieni, ale dał mi spokój. To było najważniejsze, miałem zapewnioną spokojną noc, a niczego bardziej na ten moment nie pragnąłem. Wcale nie podobała mi się wizja jutrzejszego przyjęcia. Miałem tak nagle udawać szczęśliwego w związku chłopaka, patrzącego z miłością na swojego partnera? Nie byłem dobrym aktorem, zwłaszcza jeśli chodzi o uczucia. Nie chce narażać się Purdy'emu, ale czuję, że to nie wypali. 
Nie pasuję tu...


"Z pewnością to źle, kiedy jeden człowiek gnębi stado. Ale nie tu doszukuj się największego zniewolenia: dochodzi do niego, kiedy stado gnębi człowieka."


****************************************************************************************

Jestem  z  nowym rozdziałem.
Podziwiam was jeśli dotarliście do tego momentu,
bo to coś powyżej jest mega pokręcone.

Zakładkę z bohaterami stworzyłam,
tak jak zadecydowaliście wszelkie
informacje będą uzupełniane na bieżąco ;)

Z okazji, że dzisiaj mamy wyjątkowy
dzień, chcę wam wszystkim życzyć
szczęśliwego nowego roku.
Aby był on lepszy od poprzedniego
i wszystkie wasze postanowienia się
spełniły.
Dużo BVB-owych snów!

A tu taka klimatyczna pieśń ;)

 




                                                                                                              

sobota, 27 grudnia 2014

Angels Never Die III

III. We’ve only reached the third day,
 of a seven day binge
I can always see your name,
 disintegrated from my lips

Andy' s Point of View:

- Teraz  zapoznam Cię z kimś, kogo zapewne znasz, jeśli słuchasz cięższej muzyki. - Christian drążył swoją opowieść o zamku i jej 50 mieszkańcach.
- Mhmm, tylko wiesz mam taki mały problem.
- Co się stało? - Spytał z troską w głosie.
- Muszę... do toalety.
- Trzeba było tak od razu. Skręć w prawo, drzwi po lewej na samym końcu korytarza, będę tu na Ciebie czekał.
- Dzięki, zaraz przyjdę.

Jak powiedziałem tak zrobiłem. Biegiem ruszyłem w drogę, którą wskazał mi CC. Miałem już chwycić za klamkę do upragnionych drzwi, kiedy to one przywaliły mi w skroń. Złapałem się za bolące miejsce i poczułem jak wypływa z niego krew. Pięknie kurwa! Zamierzałem ochrzanić tego, kto mi to zrobił, a zamiast tego stanąłem jak wryty, wpatrując się w olśniewającą postać.


- Do kroćset wybacz mi! Nic Ci nie jest? - Wypowiedział te słowa ze zmartwieniem i wielką klasą, która wręcz odbijała się od jego osoby. Nie potrafiłem wypowiedzieć ani jednego słowa. Ale na pewno musiałem ciekawie wyglądać.- Rozdziawiona buzia, oczy wyskakujące z orbit i moja nieruchoma postawa. 
No, ale on był taki... nieziemski..

Pokręciłem jedynie głową. Podszedł do mnie i oderwał moją rękę od skroni, wzdłuż której spłynęła czerwona ciecz.
Mężczyzna rozszerzył źrenice i szerzej otworzył oczy. Mogę się założyć, że zareagował tak na zapach mojej krwi, w końcu był wampirem.
- Zraniłem Cię. - Powiedział i spojrzał mi w oczy.
- Nie, to... nic.
- Nie ruszaj się. - Wyszeptał i zbliżył się. Od dołu mojego polika, językiem przejechał po ścieżce krwi, a w miejscu z którego się wylewała, złożył kojący pocałunek. Następnie oblizał wargi i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem. Dotknąłem tamtego miejsca a rana całkowicie zniknęła.
- Interesujące, doprawdy interesujące.
- Jak to zrobiłeś? 
- Jestem komnatą pełną tajemnic Andrew. 
- Skąd znasz moje imię i co jest interesujące?
- Och, jeszcze się spotkamy Andy, zapewniam, że niedługo. - Powiedział i zaczął oddalać się w głąb korytarza.
- Mogę chociaż wiedzieć jak nazywa się komnata tajemnic?! - Krzyknąłem za nim, na co się odwrócił.
- Christian. Lecz dla Ciebie Chris. - Posłał mi najpiękniejszy uśmiech świata i zniknął za zakrętem.

***

- No nareszcie! Co tak długo? - CC  był już jak widać mocno zniecierpliwiony.
- No...bo... wpadłem na kogoś! A swoją drogą Christian, czy to nie piękne imię? - Strzeliłem Facepalm'a, kiedy zorientowałem się, że mój rozmówca ma takie imię.
- Motionless...
- Co?
- Nic.
- Przecież powiedziałeś!
- Zmień ton. To wampir, którego nie powinieneś poznawać. Bynajmniej nie teraz.
- Dlaczego?
- Bo jeśli jesteś śmiertelnikiem, to w niczym Ci nie pomoże, jeszcze zaszkodzi. Nie wiesz kim jest i jakie moce posiada, lepiej niech tak zostanie. Dziwię się, że w ogóle go poznałeś, a Tym bardziej wyszedłeś z Tego spotkania cało. Sami niewiele o nim wiemy. Posiada jakąś blokadę, nie możemy czytać w jego myślach, nie możemy wejść w jego umysł... Nawet lord tego nie potrafi, za to właśnie go szanuje, a na jego szacunek trzeba się wykazać, dokonać wręcz niemożliwego. I właśnie Christian jest jego ulubieńcem. Jeżeli mam być z Tobą szczery, to czasami się go boję, nawet bardzo często. W zasadzie, to wszyscy się go boją. Była kiedyś taka sytuacja, że nawet
mój brat się przeraził.
- Jaka?
- Andy, może kiedyś Ci opowiem, ale na pewno nie teraz. 
- Ugh, no dobra. Ale czy on żyje tak sam, bez nikogo?
- Ma...asystenta i kilka wampirów próbuje się do niego podlizać, zapewne tylko po to, żeby nie mieć z nim na pieńku.
-  Mhmm. Zapoznaj mnie z Tym kimś.
- Zatem chodź. - Podążałem za moim towarzyszem długim korytarzem, gdy dobiegły mnie odgłosy marudzenia.

- Dlaczego te burgery nie mają smaku?!

Weszliśmy do pomieszczenia, które chyba robiło za jadalnie i zamarłem.
- Andy, to właśnie jest...



- Marilyn Manson! - Wypiszczałem wręcz i padłem przed nim na kolana bijąc pokłony. Brian jedynie spojrzał na CC'ego, który uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie jeden z wielebnych. - Rzekł z rozbawieniem.
- O tak.. Panie Warnerze, jestem wielkim wielbicielem, czy, czy mogę prosić o autograf? - Zapytałem z wielką nadzieją, robiąc oczy kota ze Shrek'a, jednocześnie szukając długopisu i kartki w kieszeni kamizelki.
- Trzeba było tak od razu. Wstawaj z tej ziemi! - Natychmiast wykonałem jego polecenie, podając potrzebne rzeczy. Poczułem się jak małe dziecko wyczekujące, aż sprzedawca zrobi mu upragnioną watę cukrową.     

- Proszę chłopcze.
- Naprawdę bardzo dziękuję.
- To żaden problem.
- Co Pan tu robi... w Tym miejscu?
- Cóż... Chyba nigdy się nie przyzwyczaję  do tego, że jedzenie nie ma smaku..
- Jest Pan wampirem?!
- Żaden Pan, mów do mnie tak jak Ci się podoba. Owszem jestem wampirem, wiem że to szokujące.
- Ale jak? 
- Po wydaniu pierwszego albumu, zwykła egzystencja człowieka, stała się dla mnie.. duszna, męcząca. Poważnie zastanawiałem się nad zakończeniem własnego żywota, jednak nigdy nie byłem pewny w 100%. Tyle razy we śnie widziałem własną śmierć, że nauczyłem się doceniać życie. Widziałem też we śnie swoje życie, co pozwoliło mi bardziej docenić śmierć. Ciągle trzymała mnie nuta niepewności. Pewnego razu gdy odwiedziłem antykwariat w moje ręce wpadła książka "Wieczna Krew", tytuł bardzo mnie zaintrygował, więc ją zakupiłem. Opowiadała ona o różnych klanach wampirów: "Kroczących we mgle", "wodnych wędrowcach" i wielu innych. Jednak najbardziej zaintrygowała mnie historia klanu Volkihar, zamieszkującego zamek o tej samej nazwie, położony na odludnej wyspie na morzu duchów. Każdy jego członek posiadał potężną moc, która czyniła go niepokonanym , jednak co to była za moc, nie wiadomo. Legenda głosiła, że ową wyspę mógł odwiedzić tylko ten, kto został zaproszony przez ród, bądź ten w którego żyłach płynęła krew starożytnych. Bowiem to miejsce nie było widzialne dla innych ludzi, to tak.. jakby go nie było. Dotarłem tutaj Tym samym sposobem co Ty. Wiedziałem po co zapraszają Tych wszystkich ludzi, wiedziałem, że będę świadkiem krwawej uczty z wampirami w roli głównej. Gdy przyjęcie się rozkręciło jeden z tutejszych mieszkańców zaciągnął mnie w odosobnione miejsce. Chciał się mną zabawić, gdy powiedziałem, że wiem czym jest. Poprosiłem aby mnie przemienił, podałem wszystkie powody dla którego nie chcę pozostać w skórze człowieka, a on zlitował się nad moją zagubioną duszą i to zrobił. Miał później spore kłopoty, że nie przedyskutował tego z Lordem i resztą kręgu, na szczęście był ulubieńcem Pana tego zamku, a we mnie odkryli ukrytą moc. Więc ostatecznie pomieszkuję tu sobie od kilkunastu lat.
- Jak wydałeś resztę płyt i ukryłeś to w co się zamieniłeś?
- Wystarczy nie pokazywać kłów. A co do albumów, to przybywam do LA tylko po to, żeby je nagrać. W grę wchodzą jeszcze ewentualne koncerty.
- Wow, no naprawdę nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić. To co, widzimy się jutro na przyjęciu? 
- Ja mam na nim być?!
- A o Tym porozmawiasz już z moim bratem. - Wtrącił CC.
- Ja mam niby z nim rozmawiać?! Mowy nie ma! Nienawidzę go, niedobrze mi na sam jego widok.
- Wiem jaki on jest, wiem, że Cię skrzywdził, ale przywykniesz po czasie.
- Przywyknę do bycia dziwką? To do tego jestem wam potrzebny? 
- Andy... Lorda nikt nie zmieni, nawet ja. Ale uwierz, nie polepszysz sprawy gdy będziesz ciągle stawiał opór. Spróbuj dojść z nim do jakiegoś porozumienia, nie mówię, że masz się w nim zakochać, po prostu odnajdź z nim wspólny język.
- Łatwo Ci powiedzieć...
- Wierzę w Ciebie, dasz radę. Brian'ie teraz musimy Cię opuścić, chodź Andy zaprowadzę Cię do Twojej komnaty. - Pożegnałem się z Manson'em i ruszyłem za moim przewodnikiem.

 - Kiedy mam z nim porozmawiać?
 - Cóż, zapewne dzisiejszej nocy.

Wzdrygnąłem się na samą myśl o Tym spotkaniu. Pewnie skończy się jak dwa poprzednie, ale muszę dać radę. Dam radę, bo jestem silny.

-To tutaj, ja Cię opuszczam, bo muszę zająć się sprawami nadwornymi, rozumiesz.
- Mhmm. - Odburknąłem jedynie.
- Głowa do góry Ands! Co Cię nie zabije, to Cie wzmocni! - Uśmiechnął się i zostawił mnie z Tymi słowami.

Opadłem bezwładnie na łóżko wbijając wzrok w sufit.

-  Co Cię nie zabije, sprawi, że jedynie zamarzysz o śmierci...


***********************************************************************************

Tadam!
Rozdział miał być wczoraj z okazji tego,
iż najwspanialszy mężczyzna świata miał urodziny.



Kochany Andyś <3
Ale miałam za mało czasu,
No więc macie go dzisiaj :)
Jak wam święta minęły?
Mam nadzieję, że dobrze.
Pytanie do was:
Zamierzam zrobić spis bohaterów do tego
opowiadania, więc chcę wiedzieć,
czy informacje o nich mam
umieszczać regularnie z opowiadaniem,
czy od razu chcecie wiedzieć
o nich wszystko?
Jak dla mnie lepsza jest ta pierwsza opcja,
aczkolwiek wybór należy do was ;)

Jak myślicie, co za moce posiada Chris
i co takiego ukrywa? :P
Czy namiesza w życiu Ands'a?





wtorek, 23 grudnia 2014

Angels Never Die II

II.We never had a choice
This world is too much noise
It takes me under
It takes me under once again.

Andy's Point of View:


- Hej młody. Halo obudź się, czas wstawać. - Usłyszałem serdeczny męski głos, więc otworzyłem zaspane oczy, aby zobaczyć do kogo należał. - O wreszcie, stercze tu już nad Tobą pięć minut. Chodź musisz się ubrać, na stole masz śniadanie, zjedz je, a później czeka nas mała podróż. To chyba wszystko... A i Christian jestem. - Powiedział, po czym energicznie ścisnął moją dłoń i opuścił sypialnię. 

Usiadłem na krawędzi łóżka i przetarłem zaspaną twarz dłońmi, w myślach analizując wszystko, co przed chwilą powiedział mi mężczyzna. Mówił, że czeka nas wycieczka, czyżbym mógł wrócić do domu? W głębi duszy miałem taką nadzieję. 
Nie zwlekając już dłużej wypełniłem polecenia Christian'a i gdy brałem do ust ostatni łyk soku...
- No nareszcie.
... Jednocześnie go wyplułem.
Dlaczego? Bo nie wiadomo skąd facet znalazł się za moimi plecami, a przecież stąd wychodził! Spojrzałem na niego pytającym i morderczym wzrokiem, gdy usłyszałem jak się śmieje. 
Teraz mogłem, przeanalizować jego wygląd. Nie miał żadnych wampirzych kłów, czy czegoś w tym rodzaju, a karnacje miał bardzo zbliżoną do tego całego lorda, no i nie był takim ponurym mrukiem.. Ten zaczął śmiać się jeszcze bardziej, o co mu kurwa chodziło?
- Och Andy, Andy, ten cały lord, to mój wyrodny brat - wydusił z siebie tłumiąc śmiech. - A kły możemy chować. - Pokiwałem tylko głową, bo nie wiedziałem jak zareagować, na to co usłyszałem. 
Ta.. jak oni byli byli braćmi, to ja śpiącą królewną, są jak ogień i woda! 
- Powiesz mi gdzie będziemy szli? 
- Do domu, do Twojego domu. - Na te słowa ucieszyłem się jak małe dziecko. Czy to oznaczało, że opuszczam, to wstrętne miejsce? - Nie raduj się zbytnio, idziemy tylko po Twoje rzeczy. -

Tymi słowami zabił resztę szczęścia, 
która rozchodziła się po mojej duszy. Zostanę tutaj na zawsze? Czy to właśnie jest moim przeznaczeniem? Nie chcę tak żyć.
- Dlaczego?!
- Mój brat uznaje, że jesteś... inny. Tak, to dobre określenie, twierdzi, że będziesz bardzo przydatny.
- Ja przydatny? A to dobre, mam problem, żeby wstać do pracy, a on twierdzi, że mogę się do czegoś przydać?
- Nie on, tylko Lord. Pamiętaj o kim mówisz. Musisz odnosić się do niego z należytym szacunkiem, obowiązuje to każdego mieszkańca tego zamku, nawet Ciebie.
- Tylko, że ja nie chcę tu mieszkać, nie pasuję tu, nie jestem taki jak wy.
- Kim według Ciebie jesteśmy? - Zapytał z zadziornym uśmieszkiem.
- Jesteście samotniczym kultem kanibali. - Na moje słowa wybuchł gromkim śmiechem.
- Haha, och Andy, lubię Cię, naprawdę ciesze się, że z nami zamieszkasz, przynajmniej będzie wesoło. A teraz ruszajmy, bo komu w drogę temu czas!

***

Po godzinie rejsu znaleźliśmy się w starym dobrym LA. Cieszyłem się każdym widokiem i każdą chwilą spędzoną w Tym mieście, bo nie wiadomo kiedy i czy w ogóle jeszcze tu zawitam. Christian wydawał się być rozkojarzony i nie nawiązywał ze mną żadnego kontaktu. To było dziwne, bo zwykle buzia mu się nie zamykała.
- Wszystko w porządku?
- Tak tylko... Te zapachy, świeża krew, ludzie. Właśnie, po prostu za dużo tu ludzi, muszę trzymać swoje pragnienie na wodzy. - Posłałem mu szybki uśmiech i skupiłem się na sobie.

Całą drogę przebyliśmy w milczeniu.
Gdy weszliśmy do wieżowca, w którym mieszkałem, mój towarzysz się nieco uspokoił, bo jakby nie patrzeć było tu zdecydowanie mniej osób nież na ulicy.

- Dobra bierz czego potrzebujesz, nie krępuj się, zaraz podjedzie po nas limuzyna, pomogę Ci z rzeczami.

Wyciągnąłem z szafy moją torbę podróżną i zacząłem wrzucać do niej wszystkie swoje ubrania. Oczywiście z racji tego, iż jestem jebanym pięknisiem można było się domyślić, że jedna torba mi nie wystarczy, musiałem więc sięgnąć po drugą... i trzecią.
Chris z rozbawieniem obserwował jak siedzę na jednej z nich próbując ją zapiąć.

- Hahaha, doprawdy bardzo śmieszne. - Wtedy wybuchł jeszcze wiekszym śmiechem. - Możesz już wziąść te torby, muszę zabrać jeszcze parę rzeczy i zaraz zejdę na dół. Chłopak wypełnił moją prośbę, a ja ruszyłem, po futerał z moją gitarą basową, którą zarzuciłem sobie na plecy. Zabrałem jeszcze kilka pierdół takich jak kosmetyki, prostownicę do włosów i suszarkę. Po drodze zajrzałem do lodówki. I to co w niej ujrzałem wywołało uśmiech na mojej twarzy.
Wziąłem jedną z butelek do ręki i przeczytałem etykietę.
- Seagram's Seven Crown. - Sięgnąłem po drugą butelkę i spakowałem je do plecaka. Byłem już gotowy, więc zamknąłem mieszkanie na klucz śmiejąc się pod nosem. Ten stary piernik (czyt.właściciel), szybko kluczy nie odzyska.

- No wreszcie! Wsiadaj Andy, musimy jeszcze coś załatwić. - Zrobiłem jak kazał, a po chwili ruszyliśmy.
- Gdzie jedziemy mój Panie? - Zapytał kierowca.
- Los Angeles City Hall. - Spojrzałem na Chrisa pytająco, na co posłał mi uśmiech. - Zdaje się, że już tam byłeś i poznałeś Frank'a.
- On też jest...
- Nie, jest taki jak Ty. To znaczy nie do końca, bo ty jesteś wyjątkowy, ale...No wiesz! Jest człowiekiem, jeśli o to Ci chodzi. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Po co tam jedziemy?
- Z tego samego powodu dla którego Ty przybyłeś na naszą wyspę.
- Chcesz zorganizować kolejne przyjęcie?
- Dokładnie.
- I zjecie wszystkich gości?
- Taka natura.
- To dlaczego ja jeszcze żyję? 
- Uwierz, że też się nad Tym zastanawiałem. Wszyscy na dworze są wzburzeni, bo mój brat nigdy nie oszczędził śmiertelnika. Jesteś pierwszym człowiekiem, który może poruszać się po zamku bez strachu przed śmiercią. Nie wliczając sług. Purdy po prostu twierdzi, że drzemie w Tobie coś niezwykłego, a uwierz chodzę po Tym świecie dwa tysiąclecia i nigdy nie zdarzyło się aby Lord się pomylił. Jest najstarszą istotą na tej ziemi, a ja zaraz po nim.
- Purdy?
- Cholera, mam zdecydowanie za długi język.
- Więc Purdy, to lord?
- Lord Purdy! Pamiętaj, szacunek.
- No tak... Ilu was jest w tym zamku?
- TEN zamek jest największą, najstarszą i najpotężniejszą zarazem budowlą na świecie. To Zamek Volkihar. 
Jest nas wielu, dzisiaj będziesz miał okazje się o Tym przekonać na własne oczy.
- Jak to?
- Wszyscy chcą Cię poznać. Nie dziwię im się, skoro największy drapieżnik w wszechświecie postanowił pierwszy raz w swoim życiu oszczędzić ofiarę.
- To jest jakieś popieprzone! - Wykrzyczałem zirytowany. - Serio myślicie, że ja: dno i wyrzutek społeczeństwa, ma w sobie coś niesamowitego?! Fakt może tyłek mam zajebisty, bo Twój brat już zdążył to odkryć, ale do cholery jasnej jestem pierdolonym zerem i zapewniam, że nie ma we mnie nic niezwykłego.
- Nie wierzysz, ale przekonasz się już niedługo, że jesteś w błędzie.
Pierdol, pierdol.. - Pomyślałem.
- Więc mam dzisiaj przebywać w otoczeniu dziesiątek krwiopijców, tak?
- Mniej więcej.
- Zajebiście kurwa. Lepiej być nie mogło.
- Haha, spokojnie nic Ci nie zrobimy, masz już przynależność, więc żaden z nas nie ma prawa Cię tknąć.
- JAKĄ KURWA PRZYNALEŻNOŚĆ?!
- Do Lorda. Naznaczył Cię ugryzieniem jako swojego. Na Twoim miejscu byłbym zaszczycony
- Ja Cię zaraz zaszczycę moją pięścią! Nic mi już lepiej dzisiaj nie mów, bo wybuchnę.
- Twoja wola...

Odwróciłem głowę w stronę szyby, próbując poukładać wszystko w głowie.
I wtedy mnie olśniło.
- Christian?
- Mów mi CC, jest jeszcze jeden Chris, więc będzie Ci łatwiej nas rozróżnić.
Czego Ci trzeba?
- Możesz mi coś o was opowiedzieć?
- Co masz na myśli mówiąc "o was"?
- No wiesz... wampirach.
- W sumie... czemu nie? Na świecie jest kilka klanów, jednak my ród Volkihar jesteśmy najpotężniejszym. Najstarszym z nas jest jak już wiesz mój brat. Przez te lata stał się potęgą i całkowicie uodpornił na słońce, ja również, bo jestem młodszy o zaledwie 15 lat. Z resztą widać to po naszej skórze, bo w odróżnieniu od reszty mamy ciemną karnację. Każdy wampir posiada moc wysysania życia z ludzi za pomocą magii. Im dłużej głodujemy, tym nasze moce stają się silniejsze i dochodzą nowe, ale to już zachowam dla siebie. Niektóre wampiry od momentu przemiany posiadają, specjalne, wyjątkowe moce, które dla pozostałych są obce.
- Ty posiadasz jakieś specjalne moce?
- Władam ziemią i ogniem.
- A Lord?
- Ha! Lepiej zapytaj się jakiej on mocy nie posiada. Jest niepodważalnym mistrzem, potrafi praktycznie wszystko.
- No  tak...

- Jesteśmy na miejscu mój panie.
- Dobrze, Andy idziemy.
- Tak tato. - CC jedynie parsknął śmiechem.


- A kogo moje oczy widzą! Christian!
- Witaj Frank. - Przywitali się po czym Gerard spojrzał na mnie.
- Więc powiedz mi jak to się stało, że człowiek wędruje z wampirem w parze?-
Chciałem coś powiedzieć, tylko co? Stałem tam jak wryty i zapomniałem jak się mówi. Chris rozbawiony moją postawą raczył mnie wyręczyć.
- Lord uważa, że drzemie w nim coś niezwykłego, jest inny... - Mężczyźni wymienili przenikliwe spojrzenia, tak jakby przekazywali sobie jakieś informacje.
- Myślisz, że...
- Nie mam pojęcia.
- Rozumiem.
- Dobra dosyć tych pogaduszek, wiesz po co tu jestem.
- Naturalnie, ilu Tym razem i na kiedy?
- Pięćdziesięciu na pojutrze.
- Oczywiście, nie zawiodę Cię.
- No ja myślę..

***

On island:

- Andy, zanim wejdziemy muszę Cię o czymś uprzedzić.
- Co się stało?
- Wszyscy są w zamku, przedstawię Cię i zapoznam z ważniejszymi wampirami. Zachowuj się naturalnie, zapewniam, że nikt Ci nic nie zrobi, a jeśli już spróbuje, to będzie miał do czynienia ze mną. W porządku?
- Tak, myślę, że tak... On tam będzie?
- Nie wiem, jest jak kot: chodzi własnymi ścieżkami, nigdy nie ujawnia swoich zamiarów no i jest wspaniałym łowcą.
- Ugh... Dobrze, chodźmy już.

Przeszliśmy przez wielkie wrota i tu już natknęliśmy się na jednego z nich.

- Christianie. - Powiedział wampir i złożył pokłon.
- Witaj Vingalmo. To właśnie jest ten człowiek, o którym zapewne słyszałeś.
- Ach tak! To wielka przyjemność móc Cię poznać. - Powiedział i wyszczerzył zęby w wielkim uśmiechu
- Mi Ciebie też.
- Vingalmo jest jednym z doradców Lorda Purdy'ego, pełni na dworze ważną funkcję. 
- Tak, jeśli będziesz miał jakiś problem, przyjdź do mnie a postaram się Ci pomóc.
- Mhmm. - Pokiwałem głową.

- Dobra Andy, chodź dalej są jeszcze inni.
Podążyłem za nim długim korytarzem, aż zatrzymaliśmy się przed sporymi drzwiami.
- Te drzwi prowadzą do komnaty kręgu. Do kręgu należą najważniejsze i najpotężniejsze wampiry między innymi ja. Zgromadzamy się przy okrągłym stole, aby przedyskutować i podjąć ważne decyzje, coś na zasadzie głosowania. Można powiedzieć, że to taki sąd. Dzisiaj wyjątkowo tu wejdziesz, lecz na co dzień te drzwi będą dla Ciebie zakazane. Zapraszam. - Rzekł i nakazał wejść do pomieszczenia, co oczywiście zrobiłem.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu i dostrzegłem trójkę mężczyzn siedzących na sofie.

- Jake, Jeremy, Orthjolf. Poznajcie Andy'iego. - Wszystkie spojrzenia spoczęły na mojej osobie, poczułem się nieco osaczony.
- My już go znamy, prawda Jer?
- Mhmm. I już mi nie wypominaj, że chciałem go zjeść! - Wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem z wyjątkiem mnie oczywiście.
- Uch, to dobre.. Andy to jest Jake i Jeremy, znaleźli Cię w naszej sali balowej, o ile pamiętasz. Należą do kręgu. A to Orthjolf. Również należy do kręgu i podobnie jak Vingalmo jest doradcą mojego brata.
- Christianie proszę, nie wymawiaj w mojej obecności imienia ten plugawej istoty.
- Wybacz zapomniałem.
- Zdarza się. Miło mi Cię poznać. - Zwrócił się do mnie. - Ja również zawszę Ci pomogę, ale w porównaniu do Vingalmo zrobię, to perfekcyjnie.
- Dobrze wiedzieć. Skąd ta nienawiść?
- Po prostu nie przepadamy za sobą. Zapomniał, kto jest naszym panem i próbuje zająć jego miejsce na tronie. Szkoda tylko, że lord tego nie dostrzega, jestem jego wiernym sługą i będę nim do końca żywota o ile to w ogóle nastąpi.
- Rozumiem... 

Nagle wszyscy wstali i zwrócili się w moją stronę.
- Więc teraz tak oficjalnie. - Głos podjął Christian. -

- Witamy w Zamku Volkihar! Krainie marnowania i naszego jedynego schronienia...


***********************************************************************************

Przepraszam, że dodaję tak późno. Rozdział miał być już w piątek, ale ja sierota wylądowałam w szpitalu i tak wyszło...
Przynajmniej WiFi mieli, więc mogłam komentować wasze rozdziały ;)
Co do poprzedniego rozdziału, to nie spodziewałam się tak pozytywnych komentarzy. Myślałam, że uznacie, iż zepsułam tą scenę całkowicie, bo ja sama osobiście tak uważałam, a tu proszę.
A teraz nowości ode mnie!:

* Jinxx ma chyba nową dziewczynę


* I definitywnie straciłam wiarę w ludzkość:



Taka jedna dziewczyna z mojej szkoły powiedziała, że łan erekszyn to rock, bo w tle słychać gitary, żebyście widzieli moją reakcję, jak to powiedziała... xdd

*Stworzyłam stronę SPAM w której możecie informować mnie o nowych rozdziałach, blogach itd.

No dobra, więc na koniec życzę wam wszystkim Wesołych Świąt spędzonych z najbliższymi, wspaniałych prezentów i wszystkiego czego sobie wymarzycie :*
Całusy.

P.S. Pamiętajcie o komentarzach! <3
- D. N


czwartek, 11 grudnia 2014

The hardest part of this is living you VI. II

 #GEJPORN

 VI.II I've got a secret. It's on the tip of my tongue, it's on the back of my lungs.  And I'm gonna keep it. I know something you don't know. It sits in silence, eats away at me. It feeds like cancer. This guilt could fill a fucking sea.

Ashley's Point of View:

- Chcę Cię w sobie, Chcę to z Tobą zrobić. - Wyszeptał, wprost do mojego ucha.
- Masz na myśli seks? Chcesz, żebyśmy uprawiali razem seks? - Zapytałem z niedowierzaniem.
- Tak Ty idioto! - Odparł i uderzył mnie lekko w głowę. Nadal myślałem, że żartuje, ale jego ton był bardzo poważny. Czy naprawdę był już na to gotowy?
- Jesteś tego pewny na sto procent?
- Tak.
- Dwieście?
- Tak.
- Trzysta?
- Osiemset. - Roześmialiśmy się. czyli jednak...

- Ty jeszcze nigdy tego nie robiłeś, prawda?
- No nie... A Ty?
- Cóż, spałem z dużą ilością mężczyzny, ale za każdym razem wyobrażałem sobie, że robię to z Tobą. Ta rozłąka tak mnie bolała, wiem, że nie powinienem. - Odwróciłem głowę, żeby na niego nie patrzeć. Wiedziałem, że sprawiłem mu przykrość, ale lepiej, żeby wiedział.
Wtedy obrócił moja głowę, zmuszając do spojrzenie w te niebieskie oczy.
- Nie obchodzi mnie to z kim spałeś. Od teraz będziesz sypiał tylko ze mną, rozumiesz?- Pokiwałem jedynie głową, a on złożył delikatny pocałunek na moich ustach. - Ale powiedz dlaczego wtedy zniknąłeś.

Obawiałem się, że ten moment kiedyś nadejdzie, że mój ukochany będzie chciał poznać prawdę.
Nie mogłem mu tego powiedzieć, odwróciłby się ode mnie, wyrzucił z zespołu, zerwał wszelki kontakt, a tego nie chciałem.
- Andy, to... Nie jest takie proste, nie zrozumiesz.
- Ashley, jak nie ja to kto? Nie możesz tego w sobie dusić przez całe życie. Przecież wiesz, że możesz mi zaufać.

Westchnąłem głośno i postanowiłem wziąć się w garść.
- No więc... Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu, jeszcze zanim się poznaliśmy. Hmm, nie wiem jak mam Ci to powiedzieć, ale najlepiej prosto z mostu. 
Przeze mnie pewien człowiek trafił do więzienia.
Obracał się on w nie byle jakim... towarzystwie, był też bardzo ważny, więc stałem się celem jego "przyjaciół". Od tamtej pory mnie ścigają. 
Dlatego zniknąłem, dlatego Cię opuściłem, nie chciałem, aby coś Ci zrobili. nigdy bym sobie tego nie wybaczył. - Między nami zapanowała niezręczna cisza. 

Cholera... Chyba nigdy niczego się tak nie bałem, jak jego reakcji, a to dziwne, bo w życiu miałem do czynienia z wieloma seryjnymi przestępcami, a gdy nie miałem wyjścia musiałem uciekać się do morderstwa. Tego akurat Ands'owi nie powiem, może kiedyś, ale jeszcze nie teraz. 
Z zamyśleń wyrwał mnie odgłos uderzenia o skórę, a po chwili mój policzek zalał piekący ból.
- Dlaczego mówisz mi o Tym dopiero teraz?! Dlaczego do kurwy nędzy ukrywałeś to przez tyle lat?! Przecież bym Ci pomógł! Ja Cię kurwa kocham, a Ty odpłacasz mi się takim czymś!
- Nie chciałem żeby Cię skrzywdzili, Andy do cholery jasnej, mogliby Cię nachodzić, szantażować, a nawet zabić, nie rozumiesz tego?!- Wtedy wymierzył mi kolejny policzek.
- Gówno mnie to obchodzi! Nie boje się śmierci i jestem gotowy oddać za Ciebie wszystko, nawet moje pierdolone życie! -

 Pchnął mnie z całej siły, przez co opadłem na plecy, a on natychmiastowo zajął miejsce na moich biodrach, łącząc nasze usta w rozkosznym pocałunku. Wplotłem jedną dłoń w jego długie włosy, a drugą położyłem na talii, wbijając paznokcie w chude ciało bruneta. W międzyczasie chłopak zajął się pozbyciem wszystkich części mojego ubioru. Usta Andy'iego opuściły moje i powoli zniżały się w dół, przez żuchwę, szyję, klatkę piersiową, brzuch, aż dotarły do przyrodzenia. Sixx zaczął kreślić językiem kółka, wokół napletka, co przyprawiało mnie o dreszcze. W końcu wziął go całego do ust, poruszając głową w szybkim tempie. Nabrałem nieco wątpliwości do tego, czy on faktycznie nigdy nie uprawiał seksu, bo to co w Tym momencie wyprawiał ze swoimi ustami, było nie do opisania. Czując narastające ciepło w podbrzuszu, podciągnąłem się do góry i nakazałem Ands'owi przestać, bo skoro mieliśmy jeszcze TO zrobić, nie chciałem dojść zbyt wcześnie. Posłałem mu szeroki uśmiech, na co przygryzł wargę. 
Cholera z tej perspektywy wyglądał niesamowicie seksownie. Myślę, że od samego patrzenia na niego mógłbym szczytować.

- Chodź do mnie skarbie. - Chłopak od razu wypełnił moją prośbę ściągając z siebie bokserki. a na jego twarz wpełzł czerwony rumieniec. Teraz wyglądał naprawdę uroczo. - Co jest, wstydzisz się mnie? - Zapytałem zmartwionym głosem.
- Nie, jasne, że nie, tylko... boje się, że Ci się nie spodoba, że nie będę wystarczająco dobry, aby zaspokoić Twoje potrzeby.
- Mały, jak możesz tak myśleć? Jesteś dla mnie najwspanialszą osobą na świecie i nawet nie masz pojęcia, jak pragnę, to z Tobą zrobić, Będzie wspaniale, bo zrobię to z Tobą, największym skarbem na Tym chorym świecie. Rozumiesz? - Biersack jedynie skinął głową i posłał mi nieśmiały uśmiech. - Teraz połóż się, spróbujesz czegoś nowego. 

Gdy już wypełnił moją prośbę, sięgnąłem do torby, po małą butelkę z lubrykantem.
Naniosłem trochę płynu na palce, bo chciałem  przygotować Sixx'a, zanim w niego wejdę. On najwyraźniej wiedział do czego zmierzam, bo rozchylił nogi, dając mi dostęp do swojego wejścia.
- Teraz spróbuj się rozluźnić. - Powiedziałem po czym zanurzyłem w nim jeden z palców, dając mu chwilkę na przyzwyczajenie się do nowego uczucia. Nie widząc żadnego grymasu na jego twarzy, zacząłem się delikatnie poruszać. Dodałem kolejny palec i usłyszałem ciche syknięcie bruneta.
- W porządku?
- Tak, nie przestawaj. - Posłuchałem go i kontynuowałem poprzednią czynność, zerkając co chwilę na chłopaka, upewniając się, że nie robię mu krzywdy. Po kilku minutach, zaczął wić się z rozkoszy, a  jego usta opuszczały seksowne jęki.
Wysunąłem z niego palce. Był już gotowy.
Położyłem się na nim i delikatnie pocałowałem.
- Andy, ufasz mi?
- Tak, nie zwlekaj już dłużej, po prostu to zrób.- Objąłem jego ciało z całych sił, aby mi nie uciekł, bo nie wiadomo jak zniesie ból. 
Nie mogąc już dłużej czekać, zacząłem powoli wchodzić do jego wnętrza. Andrew spiął się wyginając kręgosłup w łuk.
- Andy...
- Jest idealnie, nie przestawaj. - Uciszył mnie, wiedziałem jednak, że moja ingerencja w jego ciele sprawiała mu ból, dlatego starałem się być jak najdelikatniejszy.
Powoli zacząłem się z niego wysuwać, obserwując każdą reakcję bruneta. Potem znowu powoli wchodziłem i wychodziłem.

  W końcu moje ruchy przestały sprawiać mu ból. Wtedy wiedziałem, że mogę sobie pozwolić na więcej. Nadal wykonując powolne pchnięcia sięgnąłem ręką do jego członka. Moja dłoń pieściła go coraz szybciej z góry na dół, ustami pieściłem jego szyję, kark i ucho, szepcząc słowa miłości. Czułem, że zaraz dojdę, jednak chciałem jeszcze zaspokoić chłopaka. Przyspieszyłem i pogłębiłem swoje pchnięcia, a z ust Biersack'a wydobył się głośny jęk. Również byłem na krańcu wytrzymałości, jeszcze tylko kilka ruchów wystarczyło, abym sięgnął szczytu.

Ands jęczał do mojego ucha, jak opętany. A co było w Tym najlepsze? Pogrążony w ekstazie jęczał moje imię. Na błagania bruneta jeszcze bardziej przyspieszyłem swoje ruchy, a moment naszego spełnienia właśnie nadszedł. Doszliśmy w tej samej chwili wysapując wzajemnie swoje imiona. Wysunąłem się z Sixx' a i opadłem obok, składając pojedyńcze pocałunki na jego ramieniu. Po chwili chłopak wtulił się w mnie z całych sił.
- Ashley?
- Hmm?
- Wiesz co?
- Wiem, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Jesteś całym moim światem. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, bo gdy nie ma Ciebie, nie ma mnie. Przysięgam, że nawet jeśli mnie znajdą, to nie ważne  ile przeszkód będę musiał pokonać, choćbym musiał przejść przez piekło, odnajdę drogę do Twych ramion. Ja też Cię Kocham Andy...
************************************************************************* 
  Tak wiem... zjebałam
Możecie mnie zabić, nie będę zdziwiona.
Zmalało was tu ostatnio :( Smutek,
ale to pewnie przez to, że rozdziały 
pojawiają się rzadko. No nic...  
 Najbliższy rozdział, prawdopodobnie będzie z AND,bo mam na niego dużo pomysłów i z tego,
co zauważyłam, to bardziej się
wam podoba.  
Komentujcie, czy chcecie więcej rozdziałów tego typu,
bo wasze życzenie, jest dla mnie rozkazem :* 

 ***
 
CZY WYŚCIE TO WIDZIELI?!?!
XDD