sobota, 30 maja 2015

Angels Never Die IX.

IX. Don' t you go and make a scene.
I Am the one you need.
I Am the part that bolls when 
you feel me through your veins.

Tak ciekawy rozdział zawdzięczacie Raven,
bo gdyby nie ona, sprawy potoczyłyby się
zupełnie inaczej, więc padać przed nią na kolana ;)
White Rabbit, wiem jak długo na to czekałaś,
dlatego rozdział z dedykacją dla Ciebie,
mam nadzieję, że przypadnie  Ci do gustu.

Andy's Point of View:

Poczułem jak ktoś gładzi moje włosy, przez co powoli zacząłem się przebudzać. Nie był to dotyk Chrisa. Był znajomy, ale... inny.
Mimo wszystko ten dotyk wywołał uśmiech na mojej twarzy. Delikatnie otworzyłem powieki.
Zdziwiłem się gdy odkryłem, że to mój oprawca.

- Musimy porozmawiać. - Powiedział z pełną powagą. Przeraziłem się trochę. Nie miałem bladego pojęcia co chciał mi powiedzieć. Zrobiłem coś złego, a może nie podobała mu się ostatnia noc? - Muszę wyjechać w bardzo ważnej sprawie. Planuje wrócić dopiero po Nowym Roku. Do tego czasu mój brat, Jake i Jeremy będą się Tobą zajmować.
Gdyby podczas mojej nieobecności ktoś spróbował Cię tknąć, zostanie ukarany. Wystarczy, że powiesz któremuś z wcześniej wymienionych. - Zaniemówiłem.
W pierwszej chwili myślałem, że żartuje, ale jego spojrzenie utwierdzało mnie w fakcie, że tak nie jest.
- Więc... Kiedy wyruszasz? - Zapytałem z nutą niepewności w głosie.
Patrzył na mnie przez moment, po czym odpowiedział.
- Jeszcze dzisiaj. - Spojrzałem na niego ze współczuciem. Nie wiedziałem dokąd się wybierał, ale w głębi duszy czułem, że to nie będzie przyjemna podróż. -  Wybacz, ale będę zmuszony się oddalić. - Westchnął. 

Podniosłem się do siadu i położyłem swoją dłoń na jego dłoni. Obdarzył mnie zdziwionym wzrokiem, przez co chciałem zabrać rękę. Jednak złapał mnie za nią mocno i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi w oczy, licząc na jakąkolwiek reakcje.
Gdy takowej nie otrzymał, delikatnie wpił się w moje usta. Otworzyłem szeroko oczy. Nie spodziewałem się tego, nie spodziewałem się tego pocałunku. To do niego nie pasowało, nie do bez skrupulatnego tyrana jakim był.
Pomijając to, muszę przyznać, że był bardzo dobry w Tym co robił. Na tyle dobry, że zapomniałem o wszystkich krzywdach jakie mi wyrządził. Zacząłem odwzajemniać pocałunek dodając zarazem namiętności. Usiadłem na nim oplatając nogi wokół jego bioder.
Delektował moje usta coraz drapieżniej, sprawiając, że pobudzałem w sobie instynkt "dziwki", który zwykłem uruchamiać w sytuacjach tego typu.
Guzik po guziku począłem rozpinać koszulę przyozdabiającą jego ciało.
Uśmiechnął się zaciskając palce na mojej pupie. Poderwał się z łoża podrzucając mnie wyżej, na co przejechałem paznokciami po jego barkach. Gwałtownie przycisnął moje plecy do ściany, zbijając przy Tym kryształowe lustro. Jęknąłem przeciągle, gdy odłamek szkła wbił się w moje plecy, ale miałem to gdzieś. Pragnąłem tylko ostrego seksu, który mógłby zaspokoić moje nikczemne pragnienie.
Lord rozszerzył źrenice na zapach krwi. Momentalnie oderwał się ode mnie, jedynie po to, aby wysunąć kły, po czym wrócił do naszego pocałunku. 

Łapczywymi szarpnięciami rozpruwał mój język, dostarczając mi nie lada dreszczy. Drżącymi z podniecenia dłońmi próbowałem rozpiąć jego spodnie. Gdy mi się udało zwinnie wsunąłem do nich dłoń, wyciągając jego członka, po którym energicznie zacząłem poruszać ręką. Wampir sapnął i wgryzł się w moją szyję.
Może wyda się to dziwne, ale czerpałem z tego niezmierną rozkosz.
Purdy przyciskając mnie mocniej do ściany, złapał za gumkę od moich bokserek i dosłownie zerwał je ze mnie, odsysając się też od szyi.
Patrzyliśmy przez chwilę z pożądaniem we własne oczy, gdy Lord postanowił się odezwać.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że będę Cię pieprzyć naprawdę bardzo mocno? - Wyszeptał wprost do mojego ucha i bez ostrzeżenia szybko wszedł we mnie. Zagryzłem wargę, starając się nie okazywać bólu. Trwaliśmy tak przez niespełna dziesięć sekund, wtedy zaczął energicznie poruszać biodrami. Nie był to mój pierwszy raz, jednak czułem lekki ból. Żaden stosunek jaki z nim odbyłem nie dawał mi przyjemności, miałem nadzieję, że tym razem będzie inaczej, bo przecież po raz pierwszy tego chciałem.
Przyspieszał coraz bardziej, a ja zaczynałem odczuwać rozkosz. Wydałem z siebie kilka jęków. Co zwróciło uwagę Lorda. Uśmiechnął się do mnie z satysfakcją psychopaty, przyciskając mocniej do ściany.

- Lubisz to, hmm?
- Och, taaaak. - Wysapałem z trudem, co poszerzyło jego uśmiech i przyspieszyło pracę bioder. 

Moja głowa co sekundę uderzała o ścianę, a nogi owinięte wokół lorda obijały się o siebie. Było mi tak kurewsko dobrze..
Jęczałem coraz głośniej, drapiąc plecy Purdy'ego do krwi, przez co gwałtownie oderwał mnie od ściany i ruszył nadal będąc we mnie w stronę stołu. Jednym spojrzeniem sprawił, że wszystkie rzeczy znajdujące się na meblu z hukiem pospadały. Opadliśmy na niego kontynuując zabawę. Mój dominator przyspieszył jeszcze bardziej o ile to w ogóle było możliwe. Przykleiłem lewą nogę do jego boku, uznając, że idealnie pasuje do tamtego miejsca. 

Zamroczony rozkoszą, nie byłem w stanie kontrolować własnych krzyków. Za taki raj powinno zgnić się w piekle, ale nie dbałem o to. Nagle poczułem ogień rozpalający się w moim podbrzuszu. Zacisnąłem palce na krawędziach stołu, zostawiając po sobie ślady. Lord również był u szczytu wytrzymałości, o czym świadczyło jego sapanie i żyły pojawiające się na ciele. Oparł głowę na moim torsie i wykonał najmocniejsze pchnięcia jakie był w stanie, dochodząc we mnie. Zostaliśmy w takiej pozycji przez minutę, starając się unormować własne oddechu. Purdy szybko wrócił do siebie. Wyszedł ze mnie, zapiął spodnie i zniknął, pozostawiając mnie samego. Rozejrzałem się dookoła, ale jedyne co zauważyłem to istny burdel. 

Nie wierzę. Po prostu kurwa nie wierzę.
Zapewniłem mu ekstremalnie ostry seks, a ten po wszystkim zostawił mnie samego. Co za frajer.. Sprawił, że poczułem się jak dziwka, bo przecież to je się tak traktuje, co nie?
Wstałem ze stołu i zająłem się zbieraniem ubrań. Przywdziałem je, a następnie udałem się do łazienki. Spojrzałem w lustro.

Wyglądałem co najmniej jakbym przeszedł przez środek huraganu. Moje włosy tworzyły jedną wielką plątaninę, a na ciele miałem liczne zadrapania.
Wszedłem pod prysznic, odkręcając kurek z zimną wodą. Nie byłem przyzwyczajony do takiej temperatury, jednak aktualnie potrzebowałem tego, musiałem ochłonąć i na spokojnie wszystko sobie poukładać. Naniosłem na ręce trochę żelu i powolnymi ruchami rozprowadzałem go po wyczerpanym ciele.
Opuszkami palców przejechałem po szyi, na której wyczułem dwie wypukłe ranki.
Dotarłem rękoma do pleców i syknąłem pod napływem bólu. Woda spływająca do odpływu robiła się czerwona, a ja byłem tak rozkojarzony, że nie potrafiłem skojarzyć faktów.
Zakręciłem bieżącą wodę i owijając ręcznik wokół pasa wyszedłem z kabiny.
Obróciłem się tyłem do lustra próbując zlokalizować źródło bólu.
I znalazłem, mianowicie w moich plecach tkwił kawałek potłuczonego lustra.
Pokręciłem głową, przeklinając w myślach tego chędożonego władcę wampirów.
Chwyciłem srebrną pęsetę i delikatnie usunąłem odłamek, ale została po nim kilkucentymetrowa rana, z której sączyła się bordowa ciecz.
Rzucając łaciną kuchenną, poszukiwałem plastra, bandaża, bądź czegokolwiek co pomogłoby zatamować krwawienie.
W końcu udało mi się znaleźć jałowy kompres. Oczyściłem więc ranę z krwi i przykleiłem do niej opatrunek.


Odkręciłem kran, aby opłukać ręce i  nachyliłem się, żeby potraktować swoją twarz lodowatą  wodą. Kiedy już skończyłem nie otwierając oczu sięgnąłem po bordowy ręcznik, który wisiał kilka centymetrów od zlewu. Przetarłem nim twarz, a chwilę później odrzuciłem go na bok. Wyprostowałem, tym samym znów stając naprzeciwko lustra  i momentalnie zamarłem. 
Jeżeli wierzyć moim oczom, tuż za mną stała zamaskowana postać. Mogę przysiąc na życie własne życie, że nigdy ne widziałem czegoś tak dziwnego. Zjawa ( bo tak to COŚ wyglądało ), miała na sobie czarna szatę, zakrywającą całe ciało. Na głowie miała ogromną maskę z dwoma długimi rogami, a w miejscu twarzy wyrzeźbiona była czaszka. W ręku natomiast dzierżyła coś na kształt włóczni w kształcie słońca, otaczającego literę "F".
Nie wiedziałem po co się tu  zjawiła, ale wiedziałem, że na pewno nie ma pokojowych zamiarów. Obserwując postać w lustrze dyskretnie chwyciłem w dłoń odłamek, którego niedawno pozbyłem się z moich pleców i szybkim ruchem zamachnąłem się na kreaturę. Cóż, gdy się odwróciłem okazało się, że niczego za mną nie ma. 
Pierdolone wampiry i ich zakichany zamek. Tutaj nic nie może być normalne...


*

Ślamazarnym krokiem wszedłem do swojego pokoju i wziąłem w dłoń jedyny przedmiot, który potrafił mnie uspokoić ( czyt. bas ),  po czym z hukiem uwaliłem się na łóżku. 
Zmierzałem skorzystać z tego, że póki co, nikt mi nie przeszkadza, relaksując się.
Wyciągnąłem z torby podróżnej butelkę mojej ulubionej whisky i przytuliłem się do niej.
- Tęskniłaś za tatusiem, prawda? Teraz nikt nam nie przeszkodzi, jesteśmy tylko Ty i ja, wiesz? - Mówiłem do butelki z  czułością, gładząc jak małego kotka. Fakt, było to śmieszne, komiczne wręcz, ale nikt nie zrozumie tej 'miłości".
Upiłem kilka łyków i powracając do gitary z uśmiechem na ustach rozpocząłem umilanie nam wieczoru.

" Whisky moja żono, jednak Tyś najlepszą z dam
Już mnie nie opuścisz, nie, nie będę sam
Mówią whisky to nie wszystko, można bez niej żyć
Lecz nie wiedzą o tym,
Że najgorzej w życiu to,
To samotnym być, to samotnym być. "

***



No więc to by było na tyle, jeżeli
chodzi o rozdział.
Mam nadzieję , że wam się podobało.
Pracuję nad Tym, żeby rozdziały były nieco 
dłuższe, także czasami mogą nie pojawiać się
w odpowiednim terminie.
Zapraszam do komentowania, bo czytanie
waszych opinii naprawdę motywuje.

~ C. M.

środa, 20 maja 2015

Angels Never Die VIII.

VIII. I am the enemy of everything. 
My life is not for sale.
My heart is in This fight forever.

Z dedykacją dla Raven.

Lord's Point of View:


Obserwowałem go.
Zasnął zaledwie kilka minut temu. Jego naga klatka piersiowa unosiła się spokojnie i równomiernie, dając ukojenie nadal obolałym mięśniom.
Teraz był prawdziwym aniołem, nie tajemniczym i buntowniczym demonem walczącym do upadłego, którego zwykł mi okazywać.
To była cecha, którą bardzo ceniłem, jednak w jego przypadku doprowadzała mnie wręcz do szaleństwa. Jeszcze żadna śmiertelna istota nie miała odwagi stawiać wobec mnie takiego sprzeciwu. A jeżeli już próbowała była surowo karana, odbierałem im bowiem to co było dla nich  największą wartością. Dla mnie jednak już dawno stało się to bezwartościowe.
Życie...
Czym jest to całe życie?
Skąd masz pewność, że jutro nie wylądujesz na bruku z rodziną na utrzymaniu, ktoś nie zgwałci Twojej żony kiedy będzie wracała nocą z pracy, bo teraz wszystko jest na jej głowie, albo, że żaden psychopata nie porwie Twojego dziecka, gdy ucieszone wybiegnie ze szkoły?
Właśnie... To są ludzie, nie mają najmniejszego pojęcia o Tym jak naprawdę świat jest złożony.
Życie śmiertelników jest jak nić. Wystarczą ostre nożyce, aby ją przeciąć. Dokładnie tak samo można zgasić czyjeś małe, bezwartościowe i bezsensowne istnienie.
Aby posmakować prawdziwego życia trzeba umrzeć za życia i narodzić się po śmierci. Narodzić się z nieśmiertelnej krwi. Czyż nie brzmi to doprawdy wspaniale?
Nigdy nie zapomnę krzyków i błagań swoich ofiar. To najlepsza rozrywka jakiej kiedykolwiek zaznałem.
Cóż, może jestem niestabilny emocjonalnie i psychicznie, ale zapewniam, że to niewielka cena jaką płacę za potęgę płynącą w moich żyłach.  Nigdy nie darzyłem ludzi sympatią, są tylko pożywieniem.
Ale Andy...
Ma w sobie coś czego nie potrafię wyjaśnić. Chciałbym go po prostu poznać, jego najgłębsze tajemnice, rzeczy o których nikt nie ma pojęcia. To nie jest do końca normalne, ale nie spocznę dopóki nie osiągnę zamierzonego celu.
Usiadłem obok, gładząc jego włosy. Wyglądał teraz bardzo pociągająco, miałem ochotę go przebudzić i ponownie się zabawić, ale nie chcę go wykończyć. Musi mieć ładną i wypoczętą buzię.

Przeniosłem się na korytarz. Zdążyłem wykonać zaledwie kilka kroków, gdy podbiegli do mnie poddani, przekrzykując się wzajemnie.

- Panie, musimy koniecznie Ci coś powiedzieć. - Machnąłem na nich ręką i posłałem mordercze spojrzenie, przez co od razu ucichli.
Głupcy, doskonale zdają sobie sprawę, że nienawidzę jak ktoś zakłóca mój spokój.
Przyspieszyłem kroku, zakładając swoją wampirzą narzutę. Stanąłem przed wrotami zamku i zarzuciłem asasyński kaptur, po czym wyszedłem na zewnątrz.
Zaciągnąłem się mocno powietrzem. Śnieg nie padał, jednak panowała wszech ogarniająca mgła. Słychać było jedynie fale uderzające o przybrzeżne skały.
Z oddali wyczuwałem roślinożerców przeżuwających kępy trawy oraz mięsożerców skąpanych w mięsie swoich ofiar. Żadnej ludzkiej duszy.
Nadal jednak czułem na sobie woń Andy'ego. Jedynego człowieka stąpającego po moim zakazanym dla śmiertelników lądzie.

Ruszyłem wzdłuż kamiennego mostu badając sytuację.
Gargulce posłusznie zajmowały wyznaczone dla siebie miejsca, udając puste , bezduszne posągi. Ale one nie były martwe. To były moje dzieci, gotowe na kiwnięcie mojego palca się przebudzić. Stworzyłem je z własnej magii wkładając w to ogromną precyzję. Serce każdego Gargulca należy stworzyć z szlachetnego kryształu, bez skazy. W przwciwnym razie stworzenie nie będzie miało najmniejszej szansy na ożycie. 
Wampirzym krokiem udałem się w stronę lasu. To nie jest do końca taki zwyczajny las. Owszem żyją tam sarny a nawet szopy, ale to nic. Po moim przeklętym lesie stąpają istoty magiczne: zaklęte wilki, harpie, trolle, olbrzymie pająki i wiele innych bestii. Swego czasu były też wilkołaki, ale ich smród był nie do wytrzymania, więc kazałem je wytępić.
Jednak najcenniejszymi i najbardziej boskimi istotami były jednorożce. Mogłem zwać się jedynym, autentycznym władcą tych "zwierząt".

Zapuszczałem się coraz głębiej podziwiając mroczny klimat tego miejsca. 




Moją uwagę przykuły czerwone, kolczaste róże, pnącę się po starej wierzbie. Dawno nie widziałem Tych roślin. Wyciągnąłem rękę, aby dotknąć kwiatów, a one natychmiastowo zwiędły, przez co na mojej twarzy rozkwitł uśmiech. Cóż, jedno zapłatą za drugie..
Do moich nozdrzy dotarła woń drapieżnika i padliny. Zamierzałem zbadać sprawę, więc przeniosłem się w tamto miejsce. Moim oczom ukazał się zaklęty wilk taplający się w flakach sarny.



 Gdy zwierz zdał sobie sprawę z mojej obecności przybrał postawę bojową, powarkując ostrzegawczo.
Uśmiechnąłem się wysuwając kły, powolnym, pełnym elegancji krokiem zacząłem okrążać bestię, która robiła się coraz bardziej wściekła. W końcu wykonała długi skok w celu powalenia mnie, ale oczywiste było, że jej się nie uda. Błyskawicznie wysunąłem pazury i gdy wilk był w locie, wbiłem się w jego pierś wyrywając serce.
Ciepła ciecz spłynęła po mojej ręce pobudzając zmysły.
Przyjrzałem się organowi po czym zacisnąłem pięść i obróciłem je w proch.

Usiadłem na powalonym drzewie.
To był najwyższy czas, aby wyjść do ludzi, a tak się składa, że miałem genialny pomysł, aby wcielić ten plan w życie.
Jednak nie to było teraz najistotniejsze.
Do końca roku muszę złożyć ofiarę mojemu stwórcy. To niewiele czasu na zgromadzenie tysiąca dusz.
Jutro wyruszę, oby mi się powiodło, w przeciwnym razie na moją rodzinę spadnie straszliwa klątwa.
Hmm.. Będę musiał znaleźć Andy'emu jakąś rozrywkę na czas mojej nieobecności. Zapewne znów zostawię wszystko na głowie brata, ale jest jedyną osobą, którą darzę zaufaniem.
Rozmyślałem tak dość długo, gdyż zaczynało świtać, przeteleportowałem się zatem do mojego "gabinetu" i nakazałem przyprowadzić do siebie wiernego sługę, Christiana. Musiałem poinformować go o pewnych... zmianach jakie nastąpią.

- Panie, chciałeś mnie widzieć. - Rzekł jak zawsze ze stoickim spokojem, składając przy Tym pokłon.
- Zgadza się, usiądź proszę.
- Dziękuję, postoję. W czym mogę Ci pomóc ekselencjo?
- Mam dla Ciebie misję, zależą od niej dzieje naszego rodu.
- Zrobię wszystko czego sobie życzysz.
- Wiem o tym. Dlatego wybierzesz kilku braci i wspólnie założycie zespół. - Motionless spojrzał na mnie lekko zdziwiony, nie wiedział jak ma odebrać moje słowa.
- Panie, chyba nie do końca rozumiem..
- Masz założyć zespół.  Gitary , perkusja wokal i te sprawy. Od razu mówię, że ja nie wchodzę w grę, mam zamiar założyć inną kapelę. Gdy już zbierzesz wampiry i ustalicie szczegóły, przyjdź do mnie. Jutro wyruszam, więc masz miesiąc. Tylko mnie nie zawiedź, licze na Ciebie. 
- Jakże bym mógł. Jeżeli to już wszystko pozwolisz, że się oddalę. - Skinąłem jedynie głową, na co Chris zniknął. 
Udałem się do komnaty Andy'ego, okazało się, że jeszcze spał. Usiadłem obok i pogładziłem go po policzku na co się uśmiechnął. Po chwili otworzył oczy i przeciągnął się niczym kot, cały czas wlepiając we mnie niebieskie tęczówki. Postanowiłem przerwać panującą ciszę.

- Musimy porozmawiać...




Witam wszystkich i dziękuję
za komentarze.
Mam nadzieję, że będzie ich
jeszcze więcej.
Z rozdziałem uwinęłam się dość szybko,
bo pisanie go zajęło mi zaledwie 
trzy dni.
Rozpieszczam was, ale należy
Wam się po tak długiej przerwie.
Pytanie do was:
Chcecie nowego Andley'a?
Bo mam pewien pomysł..


czwartek, 7 maja 2015

Angels Never Die VII.

VII. We let our lives fade behind us
Walked away from all we know.
Quit our 9 to 5s for road signs
And learned to love in hotel rooms.

Andy's Point of View:

Gwałtownym ruchem rzuciłem się stronę drzwi, jednak potężna nadludzka siła zatrzasnęła mi je przed nosem. Zacząłem walić pięściami w drzwi i wołać o pomoc. Nie wiedziałem co stało się z Christianem, ale byłem pewny, że nie jest sobą. Jego uśmiech robił się coraz szerszy, dzięki czemu ujawniał wybitne kły, a z jego palców zaczęły wyrastać ostre jak brzytwa pazury. 
Czułem to, czułem, że zaraz się na mnie rzuci, gdy nagle ktoś wciągnął mnie do pokoju, gdzie poprzednio udawał się sługa Chris'a. Ze stresu opadłem na kolana głęboko oddychając.
- Wszystko w porządku? - Uniosłem głowę, aby spojrzeć na postać i uśmiechnąłem się lekko widząc, że to Devin.
- Ze mną tak, dziękuję, ale.. co się dzieje z Chrisem?
- Cóż.. Myślę, że skoro już tak się zbliżyliście, to powinieneś to wiedzieć , ale musisz obiecać, że zachowasz to tylko dla siebie. - Skinąłem głową na znak, że akceptuje owy układ. - Mój Pan.. on, ma ataki. Co jakiś czas wstępuje w niego demoniczna siła, którą trudno jest zatrzymać. Pan wtedy często mnie krzywdzi, ale nie mam mu tego za złe. W głębi duszy wiem, że to nie on za Tym stoi. - Zamilkłem. Nie wiedziałem co mam o Tym wszystkim myśleć. Jak ktoś tak piękny może być tak potworny? To jakby spróbować połączyć ogień i wodę w jedność, z przekonaniem, że nie skończy się to zniknięciem jednego z żywiołów, co jest oczywiście niedorzeczne.
Z zamyśleń wyrwał mnie przeraźliwy wrzask Motionless'a, wywołując dreszcze na całym moim ciele. Zaledwie 5 sekund później można było usłyszeć dźwięk tłuczonego szkła i wywracanych mebli. 
Byłem przerażony zaistniałą sytuacją. Zsunąłem się po ścianie przecierając zmęczoną twarz dłońmi i spojrzałem na Devin'a.
- Czy... Można coś z Tym zrobić? Nie wiem, jakoś go powstrzymać? - Zapytałem z nadzieją na udzielenie jakiejkolwiek pomocy 
- W sumie... - Zaczął i ruszył z pośpiechem w stronę wielkiego czarnego kufra. Wyrzucał z niego przeróżne flakony, pudełeczka i słoiki w których znajdowały się przedziwne rzeczy. W końcu wyciągnął średniej wielkości próbówkę z świecącą niebieską substancją i uśmiechnął się do mnie z satysfakcją.
- Co to jest? 
- Erat Sanguis Unicornis. Krew jednorożca tłumacząc na nasze. - Rozdziawiłem buzię a oczy prawie wypłynęły mi z orbit.
- Jednorożce istnieją?!
- Oczywiście, że tak.
- Tak! Zawsze to wiedziałem! - Przynajmniej jedna pozytywna wiadomość na dzisiaj. - Anyway, jak ma to pomóc Chris'owi?
- Jednorożce to niezwykle wrażliwe i niewinne stworzenia, służą dobru jakie panuje na tym świecie. Są przeciwieństwami Syren, istot mrocznych i bezlitosnych, wysłanników zła. Krew jednorożca, ma właściwości podobne do wody święconej, aczkolwiek o wiele potężniejsze. Potrafi przegonić nawet najpotężniejszego demona, jednak nie na zawsze. 
- Czy, to nie będzie zbyt ryzykowne? Nie chcę, aby on przez to ucierpiał.
- Złego diabli nie biorą. - Odpowiedział i uśmiechnął się delikatnie, oczekując mojej reakcji.
- Coś w Tym jest. - Powiedziałem i odwzajemniłem uśmiech. - Ale kto mu to poda?
- Cóż, śłużę mu już od ponad wieku i czuję się zobowiązany to zrobić.
- Oszalałeś?! A jak coś Ci się stanie? - Wnet dobiegły nas o wiele głośniejsze krzyki wydobywające się z pomieszczenia obok.
- Martw się lepiej o niego. - Powiedział Wypełniając strzykawkę wspomnianą wcześniej substancja i zniknął za drzwiami.

Chwilę pozniej słyszałem jedynie huki,  trzaski i diabelski śmiech Motionless'a. Nic nie było tak jak być powinno. Jeżeli Devin'owi się nie powiedzie, to będę zgubiony. 
Po niespełna dziesięciu minutach hałasy ustały, a do pokoju wszedł Devin z licznymi ranami na ciele. 
- Udało się. - Odetchnąłem głęboko słysząc to.
- I co z nim? 
- Obecnie śpi, ale w przeciągu godziny powinien się obudzić. Jeżeli chcesz, możesz do niego iść, ja w Tym czasie zajmę się wszechobecnym bałaganem. - Uśmiechnąłem się i wyszedłem z laboratorium, rozglądając się za obiektem moich westchnień. Był tam. Leżał pogrążony w śnie, na odziwo nietkniętym stole. Położyłem się obok kładąc głowę na jego torsie. Próbowałem wyczuć najdelikatniejsze drganie serca, jednak nic nie poczułem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale ta pustka dawała mi wszech ogarniający spokój. Był on tak duży, że po chwili rozmyślań usnąłem.
Kiedy się przebudziłem ktoś gładził mnie po włosach. Doskonale znałem ten dotyk, był jednym z moich ulubionych.
- Przepraszam. - Powiedział patrząc prosto w moje oczy.
- Nie musisz, wiem, że nie chciałeś. To nie Twoja wina. - Pogładziłem go po policzku i przyciągnąłem do siebie składając pocałunek na jego ustach. Objął mnie mocniej w pasie, dalej bawiąc się moimi włosami. Trwaliśmy w takim uścisku bardzo długo, nic nie mówiąc. Po prostu wsłuchiwaliśmy się we własne oddechy, tak jakbyśmy już nigdy nie mogli zaznać smaku toksycznego powietrza.
- Musisz już iść.. - Oznajmił. Te słowa były niczym nóż przebijający moje serce. Nie chciałem odchodzić. Nie teraz gdy tak bardzo siebie potrzebowaliśmy. - Nie każ mu czekać. - Wstał wypuszczając mnie ze swojego kojącego uścisku.  
- Będę tęsknił.
- Ja też Andy.. Ale proszę Cię, nie sprzeciwiaj się mu, nie chcę, aby Cię krzywdził. - Pokiwałem Jedynie głową. Na polecenie Chris'a Devin odprowadził mnie do wyjścia. Tak naprawdę nie skupiałem się na drodze. Moje myśli skupiały się wokół Motionless'a i niesprawiedliwości, która stanęła na drodze do naszego szczęścia.

Ociężałym krokiem wkroczyłem do komnaty. Stanąłem przed łóżkiem i zacząłem rozpinać koszulę. 
- Jesteś. - Odezwał się dobrze mi znany i znienawidzony głos. Objął mnie od tyłu i samodzielnie zaczął pozbywać się mojej koszuli. Gdy skończył obróciłem się w jego stronę i spojrzałem w czekoladowe oczy.
Zaraz, zaraz, jakie? Co się z Tobą dzieje Biersack? Zacząłeś upiększać tego skurwysyna. Szybko odwróciłem wzrok i pewnymi, zmysłowymi ruchami począłem rozpinać guziki w jego koszuli. Lord nie mógł ukryć zdziwienia. Pławił się widokiem mnie jako posłusznego, ułożonego chłopca. - Wiedziałem, że po czasie ulegniesz.. - Wyszeptał wprost do mojego ucha. - Dzisiaj będzie nam lepiej, o wiele lepiej... 






***

Nowy rozdział.
Szału nie ma, ale to przez tą przerwę.
Jeszcze się rozkręcę, bez obaw.
Prosiłabym, aby osoby, które czytają
zostawiły po sobie komentarz.
Nie musi być długi, wystarczy zdanie.
Chcę po prostu wiedzieć ile osób będzie czytało.

Do następnego potworki.

Przepraszam.

Cześć. Przepraszam, że tak nagle zniknęłam, ale moje życie wywróciło się do góry nogami. Ale trzeba iść na przód. Tak, czy inaczej postanowiłam kontynuować opowiadanie, a przynajmniej Angels Never Die. Zapewne straciłam wielu czytelników, ale będę pisać nawet dla Tych kilku osób, bo pragnę podzielić się z wami tą historią.
Anyway. Dzisiaj biorę się za pisanie, mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Rozdział powinien pojawić się w przeciągu tygodnia.
Trzymajcie się potworki.
~ Creature Motionless.

wtorek, 27 stycznia 2015

Angels Never Die VI

VI. How can someone so beautiful be so miserable?
I'd follow you down to the edges of earth
Just to hear you say that your life is cursed

Z dedykacją dla Andy Sky i Melody.
Dziękuję, że jesteście!


Andy's Point of View:

Poczułem jak ktoś ratuje mnie przed upadkiem na twardą ziemię.
Nie wiem, kim był, ani do kogo należały ramiona w których właśnie się znajdowałem, jednak dawały mi niezmierne ukojenie.
Powoli odzyskiwałem świadomość w Tym też wzrok, który uniosłem na twarz mojego bohatera. Gdy zobaczyłem, kto nim był, jeszcze bardziej wtuliłem się w jego potężną sylwetkę.
- Chris...
- Shhh, spokojnie, nic nie mów. - Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem się bezpiecznie. Czułem, że... mam kogoś. Kogoś komu na mnie zależy, kto gotowy jest zrobić dla mnie bardzo dużo, a może nawet wszystko.
Usłyszałem trzask drzwi, a po chwili zorientowałem się, że schodzimy po schodach. Mimo, że miałem zamknięte oczy, byłem pewny, że jeszcze tu nie byłem. Do moich nozdrzy docierał zapach przeróżnych roślin i kadzideł, które samym swoim zapachem pobudzały zmysły. Motionless delikatnie położył mnie na stole, bynajmniej tak mi się wydawało.
- DEVIN! - Krzyknął przerażająco, na co otworzyłem oczy. Do pomieszczenia wbiegł przerażony chłopak z dziwnym malunkiem na twarzy. Może to był jego asystent?


- Tak mój Panie?
- Wyciąg z pęcherzycy, natychmiast. - Chłopak wybiegł, aby po chwili wrócić z małym flakonem. Wyższy wampir odebrał buteleczkę i posadził mnie sobie na kolanach.
- Andy, musisz to wypić. - Powiedział i przystawił gwint do moich ust. Kiwnąłem jedynie głową i rozchyliłem wargi, pozwalając substancji dotrzeć do mojego żołądka.
Minęła może minuta, a ja od razu poczułem się lepiej. To było co najmniej dziwne, żadne lekarstwo nie jest w stanie zadziałać tak szybko.
- Co to było? - Zapytałem, bo ciekawość wzięła górę.
- Stara medycyna, konkretnie alchemia. Dziękuj Devin'owi. - Odparł i wskazał ręką na wampira.
- Dziękuję, to niesamowite. - Uśmiechnął się delikatnie i spuścił głowę, zupełnie jak małe dziecko.
- Devin jest bardzo nieśmiały. W większości wynika, to z moich wysokich wymagań i natury tyrana, ale staram się poprawić, prawda?
- Tak Panie.
- Dobry chłopiec, możesz już zostawić nas samych. - Tak też zrobił, a między nami zapanowała niezręczna cisza.

Rozejrzałem się dokładnie po pokoju. Panował półmrok, światło dawały jedynie zapachowe świece i duży kamienny kominek. Było tu bardzo klimatycznie. Cóż, wbrew temu, iż pomieszkują tu dwie krwiożercze bestie, rzekłbym, że nawet przytulnie. Mimo wszystko potrafi stworzyć pozory. - Pomyślałem.
Chris oparł podbródek na moim ramieniu, miał wtedy większy dostęp do szyi, przy której właśnie węszył.

- To prawda, że moja krew działa jak narkotyk? - Zapytałem, na co wstrzymał oddech.
- Spróbowałem zaledwie odrobinę, jednak od razu wyczułem, że różni się od reszty śmiertelników. Przez wszystkie wieki, które spędziłem na Tym i na tamtym świecie, nie spotkałem się z czymś takim.
- Na Tamtym świecie?
- Może kiedyś się dowiesz, ale póki co ten temat jest dla Ciebie zakazany.

- Dlaczego nie byłeś na przyjęciu?
- Nie mam potrzeby żywić się ich bydłem. Wszyscy są tacy sami, leniwi i zadufani w sobie. Ja natomiast poluję samodzielnie i kroczę własnymi ścieżkami. Nie interesują mnie polityczne zamieszki, ani najnowsze sensację. Ja jedynie służę panu Tego dworu, nic więcej.
 - Inni się Ciebie boją... Jak dla mnie nie jesteś przerażający. - Odparłem, czego szybko pożałowałem.

W ułamku sekundy znalazłem się pod nim, obezwładniony przez jego potężne, męskie i lodowate dłonie. Wysunął śnieżnobiałe kły, uwalniając przy Tym swoją potęgę.
 -  Nadal tak twierdzisz? - Na jego twarzy i ciele pojawiły się widoczne żyły. Spojrzałem mu w oczy i dostrzegłem tą psychopatyczną satysfakcję.
Bałem się. Byłem przerażony zaistniałą sytuacją. Biersack, jesteś tak naiwny i głupi...
Zbyt wcześnie mu zaufałem, tak jak moim poprzednim "obiektom westchnień", którym chodziło tylko o jedno. Ale czego można spodziewać się po dzikiej bestii?
- Nie jestem taki jak oni, nigdy bym Cię nie skrzywdził... - Powiedział, chowając przy Tym kły. Dłonie pozostawił na Tym samym miejscu, poluźniając jedynie uścisk. Najwyraźniej wampiry wykorzystują umiejętność czytania w myślach zdecydowanie częściej, niż przypuszczałem.

- Pocałuj mnie. - Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, zupełnie tak jakby nie dosłyszał tego co powiedziałem. - Pocałuj mnie. - Powtórzyłem, a on powolnie zmniejszał odległość między naszymi ustami.
W końcu jednym gwałtownym ruchem, sprawił, że nasze wargi połączyły się w pocałunku. Z początku był on łagodny, ale po chwili zamienił się w przepełniony pożądaniem i zachłannością. Nie walczyłem o dominację, bo w Tym przypadku wiedziałem, że nie wygram, ja nawet nie chciałem wygrać.

 Chris stawał się coraz bardziej drapieżny, niemal pożerał moje usta. Doprowadzał mnie do istnego szaleństwa. Nigdy nie zaznałem czegoś takiego. Miałem ochotę oddać mu się jak dziwka, krzycząc prosto w twarz "Pieprz mnie!". A co było w Tym najlepsze? Nie uważałem tego za nic złego, sądziłem wręcz, ze jest to w porządku. Pociągnąłem go zza włosy, na co, z  przeciągłym sykiem ponownie ukazał ostre zęby. Obserwował mnie uważnie, przejeżdżając językiem po okazałych kłach. Oswobodził mnie ze swojego uścisku, a ja prawie natychmiastowo przyciągnąłem go do siebie za koszulę, ponownie łącząc nasze wargi. Ręce przeniosłem na rozporek jego spodni, który drżącymi z podniecenia rękoma, zacząłem rozpinać. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Wiedziałem, czym był on spowodowany, jednak nie odczuwałem strachu. Chciałem dać mu z siebie jak najwięcej, nawet jeżeli moje 5 litrów krwi miało na Tym ucierpieć.
Mężczyzna wsunął swoje lodowate dłonie pod moją koszulę, błądząc nimi po całym ciele. Przyprawiało mnie to o niesamowite dreszcze. Chciałem zsunąć z niego spodnie, gdy ten błyskawicznym wampirzym ruchem odskoczył ode mnie pod ścianę.

- Nie! Wystarczy Andy, to zaszło zdecydowanie za daleko. - Powiedział, zapinając spodnie.
- Przecież widziałem, że Ci się podobało. Co stoi na przeszkodzie? Mogliśmy wspólnie spędzić miło czas.
- Po prostu nie możemy. Nie należysz do mnie, a ja nie chcę Cię skrzywdzić. Twoja krew. Ona... zaczyna działać...
- Wszystko w porządku? Chris? - Pytałem oczekując odpowiedzi. Motionless błądził nieobecnym wzrokiem po całym pomieszczeniu, oddychając bardzo głęboko. Bałem się.. Może nie koniecznie o siebie, ale o niego. Gdy osunął się na ziemię, z trudem łapiąc powietrze. Podskoczyłem do niego. potrząsając jego ciałem. - Chris! - Zaszlochałem. - Chris, do cholery odezwij się! - Jego ciało przestało wydawać jakiekolwiek ruchy. Straciłem go.. Ale, czy mogłem stracić coś, co już było martwe? 
Nagle uniósł powolnie głowę otwierając całkowicie czarne oczy. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Powoli zacząłem się odsuwać w stronę wyjścia i właśnie wtedy z uśmiechem zdobył się na jedno jedyne słowo.
- Uciekaj.

***********************************************************************************

Wiem, że musieliście długo czekać
i strasznie za to przepraszam, ale
brak czasu i weny daje się we znaki.
Postaram się poprawić.
A jak u was? Kiedy macie ferie?



wtorek, 6 stycznia 2015

Angels Never Die V

V. This Ain't a party
Get off the dance floor
You want the get down
here comes the vampires war.


Andy's Point of View:

- Andy wstawaj, mamy dużo do roboty.
- Hmm? - Burknąłem jedynie zaspanym głosem.
- Rusz się, bo na litość Hajmdal, przysięgam, że własnoręcznie będziesz szył garnitur.
- Jaki garnitur?  - Zapytałem ze zdziwieniem. On chyba nie myślał, że założę na siebie coś takiego. Nienawidziłem się elegancko ubierać, jeśli już była taka konieczność, to zakładałem koszulę i EWENTUALNIE marynarkę.
- Nie wiem  czy pamiętasz, ale dzisiaj odbywa się przyjęcie na którym będziesz odgrywał kluczową rolę, więc podnoś te swoje kościste cztery litery i biegiem na przymiarki! 
- Ale ja nie chcę garnituru! - Krzyknąłem symulując płacz małego dziecka.
- Ja chyba zwariuję... - CC przetarł czoło dłonią. W sumie, to ani trochę nie zdziwiło mnie jego zachowanie. Gdyby ktoś odstawił mi taką szopkę, jaką ja odgrywałem w Tym momencie, to własnoręcznie zasiekałbym go parówką. Po chwili przeniósł wzrok na mnie, a ja zrobiłem błagalną minę.
Podszedł do mnie grożąc dłonią. - Marynarka. - Powiedział stanowczo.
Pokiwałem jedynie głową na znak ugody. Przynajmniej częściowo dopiąłem swego.


***

 Niemal pędziłem za Christianem długim korytarzem, myślałem, że za chwilę wypluję własne płuca. To niesamowite jak on mógł się tak szybko poruszać.
- Błagam... Zwol.. zwolnij! - Wysapałem podpierając się ręką ściany. 
Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem. Mogłem wyczuć irytację malującą się na jego twarzy. Po chwili CC podszedł do mnie i zaczął ciągnąć za rękę, co oczywiście mi się nie spodobało i spotkało z dezaprobatą. Po kilku minutach wczołgiwania się po schodach dotarliśmy prawdopodobnie na najwyższą wieżę.
- Wyżej się nie dało zamieszkać? - Zapytałem opierając dłonie na kolanach.
- Laodice to nie przeszkadza.
- Laodice?            
- Zaraz będziesz miał okazję ją poznać.

Weszliśmy do średniej wielkości pomieszczenia, a mój wzrok od razu spoczął na postaci stojącej przy lustrze. Muszę przyznać, że kobieta była niezwykle atrakcyjna. Zmysłowe kształty, wspaniałe ciemne włosy i te pełne usta. Przez głowę przeszło mi kilka nieprzyzwoitych myśli, ale szybko je opanowałem, bo należało okazać jej szacunek. A z drugiej strony nie miałem pewności, czy właśnie nie czyta w moim umyśle.  Cóż, wtedy mogłoby być ciekawie...


- Witaj Laodico.
- Witaj Christianie, miło Cię widzieć, a teraz powiedz proszę kogo tu ze sobą przyprowadziłeś. - Powiedziała i zmierzyła mnie swoim mrożącym krew w żyłach wzrokiem.
- Moja droga, to jest Andy, człowiek jak się zapewne domyślasz.
- Tak, czuję.. Krew i woń Lorda. Co was do mnie sprowadza kochani?
- Będziesz w stanie uszyć garni..
- Ekhem. - Chrząknąłem, aby przypomnieć mu co ustaliliśmy.
- ... Marynarkę na dzisiejsze przyjęcie? - Kobieta podeszła do mnie od tyłu, położyła rękę na ramieniu i obeszła dookoła, po czym złapała mnie za podbródek.
- Owszem, ale to zajmie trochę czasu. - Zaczęła dokładnie oglądać każdy cal mojej twarzy, tak jakby szukała na niej jakiś odpowiedzi. No, ale nie powiem, spodobało mi się, to, że skupiłem na mnie jej uwagę.
- Naturalnie, mam jednak nadzieję, że zdążysz do przyjęcia.
- Oczywiście, a mam inne wyjście?
- Tak, możemy pożreć człowieka żywcem. - Po komnacie rozległy się donośne śmiechy dwójki wampirów, lecz mi do śmiechu nie było z wiadomych powodów.
- Och  Christian, Ty zawsze wiesz jak mnie rozbawić. A Ty mój złociutki wyskakuj z koszulki, muszę cię zmierzyć. - Powiedziała zalotnie i puściła mi oczko. Chyba nigdy tak chętnie się nie rozebrałem, może nie miałem kaloryfera, aczkolwiek kobiety lubiły moje ciało, więc nie krępowałem się.
Laodica zaczęła mierzyć mnie w talii, a gdy znała już wymiar spojrzała jakby z zazdrością i rozbawieniem jednocześnie.
- Masz tutaj mniej niż ja. - Uśmiechnąłem się jedynie, a ona przeniosła swój centymetr krawiecki na mój tors. - Ale tutaj już nie. - Roześmialiśmy się wspólnie. Wiedziałem, że się polubimy, była bardzo pozytywną osobą.

Zmierzyła mnie jeszcze w paru miejscach, po czym nakazała nam opuścić komnatę, ponieważ potrzebuje skupienia. Oczywiście to zrobiliśmy, a gdy znaleźliśmy się na schodach postanowiłem rozpocząć dyskusję.

- Ładna jest. - Stwierdziłem.
- Hmm?
- Laodica, ładna jest.
- Jest, jest...
- To dlaczego nic z Tym nie zrobisz?
- Mam oblać ją kwasem?
- Wy to chyba nie potraficie myśleć logicznie. Masz coś zrobić, ale nie z jej twarzą, zrób coś, aby się do niej zbliżyć.
- Ale....
- Nie pierdol, że na Ciebie nie poleci, widziałem jak na Ciebie patrzyła, podobasz się jej. Musisz tylko zrobić pierwszy krok
- Andy, nie w Tym rzecz.
- To o co chodzi?
- Po przemianie zmieniają się... gusty.
- Chłopie weź się zdecyduj w końcu. Podoba Ci się ona, czy nie?
- Daj mi dokończyć. Chodzi o to, że zaczynasz dostrzegać piękno tej samej płci..
- Jesteś gejem, a ona lesbijką?! - Wydarłem się z wrażenia.
- Andy ciszej bądź do cholery! Nie wiem, nie nazwałbym tak tego. Mogę dostrzec piękno kobiety bez problemu, ale w mężczyznach jest coś magnetyzującego, nie wiem nawet jak to określić. Może po prostu chodzi o, to, że ich rozumiem.
- A ona woli kobiety?
- Tak mi się wydaje. - Pokręciłem głową, nie zgadzało mi się to ani trochę. Skoro "była" lesbijką, to czemu się tak na niego patrzyła? Albo dlaczego posyłała mi kokieteryjne uśmiechy i spojrzenia? 

Kobiety...

***

- Na pewno muszę w Tym iść?!
- Andy marudzisz od 10 minut, wyłaź zza tego parawanu i się pokaż. - Nie miałem już siły się kłócić, więc zrobiłem tak jak chciał. Dlaczego nie mógł zrozumieć, że wyglądałem okropnie?
Wyszedłem zza kotary nerwowo przekręcając językiem kolczyk w wardze.
- I co jest nie tak przepraszam bardzo, bo chyba oślepłem?
- Nie podoba mi się to. - Powiedziałem jak małe dziecko i wywinąłem dolną wargę do przodu.
- Och. - CC rozłożył ramiona, w które się oczywiście wtuliłem.
- Ja nie chcę... - Jęknąłem i jeszcze bardziej wtuliłem się w chłopaka.
- Ja wiem Andy, ja wiem... - Już w porządku? - Pokiwałem głową, na co posłał mi pokrzepiający uśmiech.
- Jak wyglądam?
- Zabójczo.
- Myślisz, że mu się spodoba?
- Na pewno, świetny makijaż.
- Dzięki.
- Możemy już iść? Z tego co słyszę, to przyjęcie już się rozpoczęło.
- Nigdy nie byłem punktualny. - Powiedziałem rozbawionym tonem.
- To już wiem, ale nie każ mu czekać.

Wyszliśmy na korytarz i poczułem obecność za swoimi plecami. Nie muszę chyba mówić czyją...
- Pięknie wyglądasz Andy. - Usłyszałem głos za sobą, wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się w jego stronę.
- Dziękuję. - Lord wyszczerzył zęby w diabelskim uśmiechu i wystawił w moją stronę ramie, pod które go chwyciłem, następnie skierowaliśmy się w stronę sali balowej. Doprawdy o niczym tak nie marzyłem, ja o Tym by iść z nim pod rękę.

Gdy dotarliśmy na miejsce, przykleiłem do twarzy sztuczny uśmiech i udawałem zajebiście zakochanego pedała. Chyba o to chodziło, co nie?

Było tu sporo wampirów, których nie znałem, ale mogłem wychwycić na przykład Jake'a i Jeremy'ego, przelotnie zobaczyłem Orthjolf'a, który posłał mi przyjazny uśmiech. Lecz nie oni byli moim celem na dzisiejszy wieczór. Próbowałem wyłapać wzrokiem śnieżnobiałą karnację i błyszczące czarne włosy, jednak na marne. Nie mogłem się nawet skupić, bo jakaś para po czterdziestce zaczęła zadawać mojemu "partnerowi" setki pytań, na które również musiałem odpowiadać. Byli wręcz zachwyceni naszą dwójką i nie odrywali ode mnie wzroku.
- To naprawdę niesamowicie, a możemy moi drodzy wiedzieć jak się poznaliście? - Kurwa, po prostu zajebiście.
- Wiedzą Państwo, ta jest taka głupia historia, no.. może innym razem. - Powiedział Lord śmiejąc się niezręcznie.
- Na pewno musi być ekscytująca, z chęcią posłuchamy. - Ciągnęła kobieta. Wpakowaliśmy się w niezłe bagno, z którego zamierzałem nas wyciągnąć.
- No więc tak, podobnie jak wy teraz, kiedyś przybyłem na to przyjęcie. - Purdy spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem. Zapewne nie spodziewał się, że mogę przejąć inicjatywę. - Gdy byłem już nieźle wstawiony, postanowiłem urządzić sobie wycieczkę po Tym wspaniałym miejscu. Na korytarzu natknąłem się na portret nieziemsko przystojnego mężczyzny. Nie muszę chyba mówić kto to był. - Spojrzałem z uśmiechem na partnera. On objął mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu, słuchając tego co mówię. - Byłem nim zachwycony, więc zacząłem wygadywać różne rzeczy. I wtedy właśnie pojawił się za mną. Okazało się, że obserwował całe zajście, z czego zrobiło mi się trochę głupio. Na żywo wyglądał jeszcze lepiej, urzekł mnie swoim zachowaniem i osobą. Alkohol też zdecydowanie brał w Tym duży udział, czego wynikiem kochaliśmy się całą długą noc. Wiem, że możecie uznać to za szczeniackie, ale gdy tylko się ujrzeliśmy, wiedzieliśmy, że to będzie coś więcej, prawda kochanie? - Spojrzałem na Lorda.
- Oczywiście skarbie. - Odpowiedział i przeciągle musnął moje usta.
- To naprawdę fascynujące!
- Dziękujemy, ale teraz wybaczcie, muszę iść poprawić włosy. - Poczułem mocniejszy ucisk w talii.
- Przecież dobrze wyglądasz. - Protestował Purdy.
- Właśnie, a ja chcę wyglądać dla Ciebie cudownie.
- No dobrze, tylko nie za długo, bo umrę z tęsknoty.
- Za chwile będę słońce, nie martw się.


   Wybiegłem na korytarz i zacząłem się dokładnie rozglądać, w nadziei na odnalezienie kruczoczarnych włosów. Postanowiłem udać się tam gdzie go ostatnio widziałem, i tak miałem poprawić wygląd, więc co za różnica?
Właśnie zamierzałem przejść przez łuk drzwiowy, gdy zagrodziły mi go ramiona, jego ramiona.
- To Ty.
- Powiedziałem, że niedługo się spotkamy Andy.



- I dotrzymałeś słowa.
- Zawszę dotrzymuję. - Posłałem mu uśmiech i chciałem wyminąć w progu jednak złapał mnie od tyłu, uniemożliwiając jakąkolwiek czynność, na co roześmiałem się donośnie.
- Puść mnie. - Powiedziałem rozbawionym tonem.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - Zapytał z nutą podejrzliwości w głosie.
- Muszę poprawić fryzurę. - Tak, wiem jestem pięknisiem, ale dla mnie włosy, to rzecz święta.
- Nic nie musisz, są... idealne. - Powiedział po czym przycisnął mnie do ściany. Staliśmy teraz twarzą w twarz, chociaż on był nieco wyższy, ale wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie... - Masz wielki dar Andy. Zdajesz sobie z Tego sprawę?
- Tak, dar pakowania się w kłopoty jak widać.
- Nie podoba Ci się to co robimy?
- A czy tak powiedziałem?
- To w czym rzecz? - Wyszczerzył zęby i jeszcze bardziej naparł swoim ciałem na moje, co doprowadzało mnie do istnego szaleństwa. W pozytywnym sensie oczywiście. Wydałem z siebie cichy jęk, na znak Tego, że mi się spodobało.
- Nie ma nic seksowniejszego niż mężczyzna, który próbuje coś ukryć. No chyba, że swój wiek... - Powiedziałem, co spotkało się z jego śmiechem.
- Próbujesz mnie rozgryźć, tak?
- Można tak powiedzieć. Zaintrygowałeś mnie. - Uśmiechnął się i spojrzał w moje oczy.
- Cóż, zatem powodzenia, może kiedyś Ci się uda.
- Nie poddaję się tak łatwo. - Chris ujął mnie za podbródek, Tym samym jeszcze bardziej zmniejszając odległość między nami.
- Ja też. - Odpowiedział i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Chciałem aby ta chwila trwała wiecznie, chciałem więcej, zdecydowanie więcej. Zacząłem pogłębiać pocałunek wpijając się gwałtownie w jego usta. Czułem jak uśmiechnął się w Tej czynności, aby po chwili się ode mnie oderwać.
- Jeszcze nie teraz Andy, jeszcze nie teraz. - Rzekł i znowu pozostawił mnie samego.


- Kochanie co tak długo? - Zapytał Purdy, gdy tylko pojawiłem się w sali. - Chodź, zaraz występuje Brian, nie możesz tego przegapić.
- Naprawdę?  - Zapytałem z niedowierzaniem. Zobaczyć Marilyn'a  Manson'a w akcji na żywo, to dopiero jest coś.
- Oczywiście, sam zobacz. - Powiedział i wskazał na cały zespół, zajmujący miejsce na scenie. Po chwili w sali rozbrzmiały głośne oklaski, do których naturalnie się dołączyłem. Wokalista przywitał się i wygłosił krótką mowę, później można było usłyszeć pierwsze dźwięki instrumentów.




6 a.m, Christmas morning
No shadows
No reflections here
Lie cheek to cheek in your cold embrace.
It started so tragic as a slaughterhouse
She pressed the knife against your heart
And say that "I love you, so much you must kill me now"
I love you,
so much you must kill me now...

If I was your vampire
Slim as the moon
Instead of killing time
We'll have each other till the sun.
If I was your vampire
Death waits for no one.
Put my hands across your face
Because I think our time has come. -
 
Jakże idealnie dobrana piosenka do tego wieczoru. Pomyślałem.

Digging your smile apart with my spade tongue
And the hole is where the heart is
We built this tomb together
I will fill it alone.
Beyond the pale
Everything's black no turning back

If I was your vampire
Slim as the moon
Instead of killing time
We'll have each other till the sun.
If I was your vampire
Death waits for no one.
Put my hands across your face
Because I think our time has come.

Blood stained sheets in the shape of your heart
This is where it starts
This is where it will end
Here comes the moon again.

Six nineteen and I know I'm ready.
Drive me off the mountain
You'll Burn and I'll eat your ashes.
Impossible we're seducing our corpse.

If i was your vampire
Slim as the moon
Instead of killing time
We'll have each other till the sun.
If I was your vampire
Death waits for no one.
Put my hands across your face

Because I think our time has come. 
 Wszyscy mieli wrażenie, że piosenka dobiegła końca, ale na twarz Marilyn'a wkradł się podejrzany uśmiech. Wtedy właśnie rozpoczęło się główna atrakcja tego wieczoru..
 This is where it starts - Gdy wyśpiewał te słowa, wszystkie wampiry ujawniły swoją tożsamość, rzucając się na ludzi. To było okropne, ale jednocześnie niesamowite. Wszystko było dokładnie zaplanowane, i ten moment zaskoczenia...
This is where it will end

Here comes the moon again. 
This is where it starts
This is where it will end

Here comes the moon again. 
Here comes the moon again... 

Zrobiło mi się słabo. Wszędzie dookoła  tryskała krew. Nawet nie zauważyłem kiedy Lord mnie zostawił , ale może to i lepiej. Nic nie było w stanie opisać moich uczuć, czułem się coraz gorzej. Miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję, więc podtrzymując się ściany ruszyłem w stronę wyjścia, aby nie musieć tego oglądać. Nagle przed moimi nogami padł trup, którym rzucił jakiś opętany wampir. Patrzył z taką żądzą i chciwością, jakby był gotowy się na mnie rzucić...
Zacząłem biec.
Obraz coraz bardziej mi się rozmazywał, wszystko znikało z przed moich oczu.
Siła opuszczała mój organizm, zabierając ze sobą wszelkie zapasy tlenu.
Poczułem jak upadam.
Opadłem z bezsilności w potężne ramiona, pozwalając ich właścicielowi zanieść mnie gdziekolwiek zechce...

****************************************************************************************

Oto nowy rozdział.
Pisało mi się go po prostu strasznie,
mam wrażenie, że nie odzwierciedlił dokładnie,
tego co chciałam w nim przekazać, ale dodałam.
Za ewentualne błędy przepraszam, ale pisałam go na
telefonie, także sprawdzę wszystko w najbliższej wolnej chwili.

środa, 31 grudnia 2014

Angels Never Die IV

IV. I can’t decide if you’re 
wearing me out,
 or wearing me well
Rather be your victim
 than be with you.


Andy's Point of View:


 Zdenerwowany chodziłem po pokoju, rozmyślając nad swoją sytuacją. Przecież nie będę tu czekał, aż łaskawy Pan raczy mnie odwiedzić. Była dopiero siedemnasta, więc jakby nie patrzeć miałem co najmniej trzy godziny czasu "wolnego". Postanowiłem, że urządzę sobie zapoznanie terenu na własną rękę. W końcu CC powiedział, że mogę poruszać się po zamku bez żadnych obaw, prawda?

Rozejrzałem się dla pewności po komnacie, a następnie opuściłem pomieszczenie, wychodząc na korytarz.
Ruszyłem w zupełnie inną stronę zamku, niż tą, po której oprowadzał mnie Christian. 
Moją uwagę przykuły wielkie schody, po których oczywiście wszedłem na górę.
Pierwsze wrażenie? 
Było tu dość... tajemniczo? Na pewno, to piętro było bardziej gotyckie, niż dotychczas znane mi zakamarki zamczyska.

Nagle dobiegły mnie dźwięki ożywionej rozmowy.
Byłem ciekawskim człowiekiem, więc jak mi instynkt podpowiadał, podążyłem w stronę skąd dobywały mnie odgłosy.

- Co jest w nim takiego niezwykłego? Hmm? Ciągle zapewniasz mnie, że jest inny, lecz nie mam pojęcia co masz na myśli mówiąc to. 
- Po prostu jest w nim coś nieziemskiego.
- Po prostu, to można siekierą łeb odciąć. Bracie czego się obawiasz? To zostanie między nami.
- Jego krew jest... wspaniała. To tak jakby... narkotyk? Nie mogę tego wyjaśnić dokładnie, bo używki na nas nie działają, ale czuję się po niej jak wszechmogący...
- Wiele Ci nie brakuje. - Wtrącił CC.
- Nie przerywaj mi. Wracając do tematu, miałem dziwne halucynacje, powiedziałbym wręcz, że wizje. Widziałem łuk i słońce, czarne słońce. Jakby zaćmienie. Następnie ja z Tym chłopakiem, ramie w ramie kroczyliśmy wprost w jego kierunku. 
- Łuk?
- Tak, biła od niego dziwna aura, nienaturalna. Podejrzewam, że to magiczny artefakt.
- Interesujące, to przez jego krew?
- Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, więc, to raczej oczywiste.
- Przestudiuję wszystkie księgi, żeby to sprawdzić.
- Liczę na Ciebie.
- Wiem bracie, nie zawiodę Cię.
- Jest jeszcze jedno..
- Co takiego?
- Spędziłeś z nim trochę czasu, prawda?
- Przecież wiesz, że tak, sam mnie o to prosiłeś.
- I jaki jest?
- Spałeś z nim dwie noce, więc raczej ja powinienem się Ciebie zapytać jaki jest. - Rzekł z rozbawieniem.
- Christianie, dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Lubi ostrzejszą muzykę, zabrał ze sobą gitarę, więc może się dogadacie. Ale ostrzegam stwierdził, że Cię nienawidzi, a to temperamentny chłopak, więc uważaj. - Lord roześmiał się na te słowa.
- Powiedz mi szczerze. Czy znasz kogoś kogo nie ujarzmiłem?
- Nie, ale on ma silną wolę, łatwo się nie poddaje, będzie dla Ciebie wyzwaniem, czuję to.
- Wiem barcie, dlatego go wybrałem.
- Wybrałeś do czego?
- On będzie dobrym przewodnikiem po świecie ludzi, zdobędzie ich zaufanie. Nie uważasz, że życie w cieniu jest już przerażająco nudne?
-  Chcesz wkroczyć do świata śmiertelników?
- Możesz to tak nazwać. Wyobraź sobie, jak za starych dobrych czasów, gdy byliśmy tylko Ty i ja. Znów będziemy polować na zwierzynę, bo teraz ona sama do nas przychodzi.
- Tęsknię za Tamtymi czasami.
- Już nie długo, z Andy'm zajdziemy na szczyt.
- Mam taką nadzieję.
- Jest w swojej komnacie?
- Tak, odprowadziłem go do niej, gdy tylko zakończyłem zapoznawanie z ważniejszymi członkami rodziny.
- Znakomicie, muszę go poinformować o jutrzejszym przyjęciu.
- Zakładam, że już coś wobec niego zaplanowałeś.
- Czasami myślę, że znasz mnie zbyt dobrze, to niepokojące. - Roześmiał się.
- Musiałem użerać się z Tobą całe życie. To nazwałbym niepokojącym. - Śmiech obu mężczyzn dobiegł do moich uszu. - Już Cię opuszczę, muszę przekazać instrukcje Vingalmo.
- Bracie...
- Tak? 
- Przed nowym rokiem wyruszam. - Przybrał bardzo poważny ton głosu.
- Przecież to niespełna miesiąc. Zdążysz?
- Muszę.

Szybko schowałem się za rogiem, bo usłyszałem kroki. 
Była, to jakaś kobieta, pewnie wampirzyca...
Tak czy inaczej, gdy zniknęła z mojego pola widzenia, zakradłem się do mojej komnaty. (przyp.autorki. Czaja, Andy ninja? xd) 

Usiadłem na łóżku, analizując wszystko, czego udało mi się przed chwilą dowiedzieć.
Czy na prawdę moja krew jest taka niezwykła? Nie mogłem w to uwierzyć.
Co miała oznaczać ta wizja? I gdzie ten cholerny lord miał wyruszyć? 
To zdecydowanie za dużo na moją głowę.

Sięgnąłem ręką po gitarę i rozpocząłem grać "Coma White".
Utonąłem w kojącym dźwięku basu. Nigdy nie rozumiałem jak ludzie nie mogą usłyszeć go w piosenkach. Ja rozpoznałbym nawet najdelikatniejsze szarpnięcie struny...

Cause you were from a perfect world
A world that threw me away today
Today to run away!

A pill to make you numb
A pill to make you dumb
A pill to make you anybody else
But all the drugs in this world
Won't save him from himself 

Spojrzałem przed siebie i odruchowo odrzuciłem gitarę. Przede mną na sofie siedział nikt inny jak Marilyn Manson. Jakim cudem się tu dostał?

- Brian, co tutaj robisz?
- Usłyszałem, że ktoś gra moją piosenkę, więc postanowiłem sprawdzić. Muszę powiedzieć, że podoba mi się, to co słyszę. Masz wspaniały głos.
- Dziękuję, ale na pewno nie może się równać z Twoim.
- Polemizowałbym. - Roześmialiśmy się wspólnie.
- Więc, co teraz?
- To Twój pokój, Ty decydujesz.
- Opowiesz mi coś o sobie? Tylko nie, to co znajduje się na stronach typu "Wikipedia". - Ponownie się roześmialiśmy.
- Jasne, to może powiedz, co konkretnie chcesz wiedzieć.
- Przybliż mi swoje życie jako wampir. Posiadasz jakieś moce?
- Oprócz Tych co każdy wampir, posiadam telekinezę. Reszta rodziny uważa mnie za źródło mądrości i duchowości, przychodzą do mnie po rady i wszelakie nauki. Jestem również najwyższym członkiem kręgu, ja podejmuję ostateczną decyzję.
- Ty, a nie lord?
- Gdyby wszystko szło po myśli lorda już  dawno bylibyśmy skończeni. Owszem jest wspaniałym władcą, ale według niego każdy spór musi zostać zakończony walką, która prowadzi do śmierci.
- Jest aż taki brutalny?
- Nie ma litości, uwielbia oglądać krwawe widowiska, powiedziałbym, że pławi się w cierpieniu ofiar. - Skinąłem jedynie głową na znak tego, iż zrozumiałem.
- Naprawdę parasz się telekinezą? - W odpowiedzi posłał mi i spojrzał się na bas. Po chwili ukazał mi moc swojej magii. Gitara unosiła się w powietrzu powoli do mnie zbliżając. Nie potrafiłem uwierzyć własnym oczom.
- Śmiało, weź ją. - Zachęcił mnie Marilyn, więc delikatnie jej dotknąłem, po czym położyłem sobie na kolana.
- To niesamowite...
- Po narodzinach też tak myślałem.
- Narodzinach?
- Gdy przemieniasz się w wampira, powstajesz jakby drugi Ty. Siebie jako człowieka należy złożyć w trumnie zaraz po dopełnieniu rytuału. Po określonym czasie, powstaje Twój nieśmiertelny klon.
- To... Jest dwóch Brian'ów?
- Tamten jest już dawno martwy.
-  Czy Ty nie zdradzasz mi aby przypadkiem za dużo?
- Nie wydaje mi się, żebyś miał to komuś powiedzieć, a poza tym jesteś w porządku.
- Wow, dostać komplement od Marilyn'a Manson'a...
- Nie rozmarzaj mi się tu tak, bo zaraz odpłyniesz.
- Postaram się... Mogę Cię o coś spytać?
- Słucham Ciebie.
- Znasz może tego Chrisa?
- Własnego stwórcy miałbym nie znać?
- On Cię stworzył?
- Tak, nadał mi nowy sens życia.
- Mógłbyś mi coś o nim powiedzieć?
- Dlaczego Cię on interesuje?
- Cóż... zaintrygował mnie.
- No niech Ci będzie. Żyje w podziemiach zamku, jest egzekutorem. Jeśli trzeba kogoś przesłuchać, ro bi to na swój własny bolesny i okrutny sposób. Tak naprawdę niewiele o nim wiadomo, ale wampiry snują różne plotki. Uważają, że odprawia tam jakieś eksperymenty, bądź potajemnie składa ofiary Molag Bal'owi* ( Nazwa zapożyczona)...
- Molag Bal'owi? - Przerwałem mu.
- Bóg spisku, król gwałtu. I nie myśl sobie, że to tylko wymyślone bóstewko na potrzebę wiary. On istnieje widziałem na własne oczy. To właśnie on stworzył pierwszego wampira. Naszego władcę.
- Zaraz, zaraz, chcesz powiedzieć, że Lord był pierwszym wampirem?
- Zgadza się.
- To kiedy on go stworzył? I jakim cudem?
- Najlepiej będzie jak opowiem Ci wampirzą historię. Wcześniej wymienione przez mnie bóstwo, jest bardzo chciwe i podstępne. Gdy nasz Pan był jeszcze człowiekiem stracił całe rodzinne plemię w bitwie. Jest rodowitym mieszkańcem ameryki, jak się pewnie domyślasz był indianinem. Walkę przeżył tylko on, ponieważ odłączył się od grupy. Zdążył ukryć swojego zaledwie ośmioletniego brata w jaskini. Wtedy ich drogi się spotkały. Molag Bal obiecał mu zemstę, krwawą zemstę, taką jakiej nikt jeszcze nie widział. Zapewnił, że posiądzie moce godne Boga, aby skąpać się we krwi swoich wrogów. Pod jednym warunkiem...
- Jakim? - Zapytałem z wielką ciekawością.  Wciągnęła mnie jego historia.
- Miał poświęcić tysiąc niewinnych dusz.
- Tysiąc?!  Przecież, to niemożliwe! Jak mógł zebrać tak dużo osób?
- Tego nigdy nam nie ujawnił. Jednak w 33 roku po śmierci Jezusa, spełnił to wymaganie. Poświęcił 1000 dusz, po czym odprawił mroczny rytuał. Mało kto może przeżyć ból związany z nim, jednak Lord dał radę i stał się pełnej krwi wampirem.
- Pełnej krwi?
- Tak, są wampiry półkrwi, stworzone przez ugryzienie innego wampira. I są pełnej krwi, te które  stanęły oko w oko z Molag Bal'em i przeszły jego próbę. Znam tylko jednego wampira oprócz Lorda, który przeżył rytuał.
- Kto to taki?
- To właśnie Motionless. Mój stwórca. - Zamarłem, gdy to usłyszałem, nie dość, że był ideałem, to jeszcze z taką potęgą...
- Czym wyróżniają się takie wampiry?
- Mają o wiele większe i potężniejsze moce, są również bardziej wytrzymałe. W sumie to pod każdym względem są lepsze..
 - Czy Chris posiada jakieś specjalne moce? - Zapytałem niczym zakochana nastolatka.
- Na pewno, ale tak jak mówiłem jest bardzo tajemniczy, nie ujawnia swojej potęgi, aczkolwiek nikt w nią nie wątpi. Jest jedynym kandydatem, który mógłby ubiegać się o tron.
- To dlaczego tego nie zrobi?
- Andy... On ma swój świat, nie obchodzą polityczne zamieszki, ani to co jest teraz w modzie. Żyje swoim życiem.
- Przypomina mi mnie..
- Widzisz, prawdopodobnie odnalazłeś wśród wampirów swoją bratnią duszę.

 - Ekhem. - Natychmiast zwróciliśmy głowy w stronę z której dochodziło chrząknięcie.
- Panie... - Marilyn wstał i złożył pokłon.
- Czy ja wam aby nie przeszkadzam?
- Nie, skądże, właśnie wychodziłem. - Lord jedynie skinął głową i odprowadził go wzrokiem do drzwi, po czym przeniósł go na mnie, a na jego twarz wpełzł podejrzany uśmiech. Zajął miejsce obok  i wyciągnął rękę aby dotknąć moich włosów. Uniemożliwiłem mu to przytrzymując jego dłoń, na co wybuchnął śmiechem.
- Poddajesz się kiedyś?
- Nigdy. - Fuknąłem z irytacją w głosie.
- I takie podejście mi się podoba. Grasz na basie? - Zapytał, wskazując na gitarę. Co go to kurwa nagle zaczęło obchodzić?
- Jak widać, ale chyba nie przyszedłeś tutaj, aby dyskutować o gustach.
- Wolisz od razu przejść do sedna sprawy, co? Jutro jak pewnie wiesz odbywa się przyjęcie...
- I co ja mam z Tym wspólnego?- Zapytałem, udając, że o niczym nie wiem.
- Pójdziesz na nie ze mną jako, mój partner. - Powiedział najzwyczajniej w świecie.
- Co proszę?
- Powiedziałem, że pójdziesz na nie ze mną, jako mój partner.
- Chyba żartujesz! W życiu się na to nie zgodzę.
- To nie była prośba. - Jego wyraz twarzy zrobił się bardzo poważny, a nawet przerażający. - Musisz odpowiednio się zachowywać, przede wszystkim nie udawać obrażonego dzieciaka. Pokaż, że jesteś szczęśliwy w Tym związku.
- Ale...
- A i masz wyglądać niesamowicie, chcę, żeby wszyscy mi zazdrościli. Teraz mów czego w Tym celu potrzebujesz, dam Ci wszystko.
- No... nie wiem. Kosmetyków?
- Masz się w co ubrać?
- Tak, chyba tak... - Przekręcił oczami i parsknął.
- Zaraz ktoś przyniesie Ci koszulę i wszystkie potrzebne rzeczy, jutro przejdziesz przez małe zabiegi. Potrzebujesz czegoś jeszcze?
- Chwili spokoju.
- Dobrze, zatem do zobaczenia jutro.
- Wychodzisz? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Zgadza się..
- Tak po prostu? Bez niczego?
- Idź spać.
- Jest dopiero dziewiętnasta.
- To co? Sen urody dodaje.
- Sugerujesz, że jestem brzydki? - Wtedy uśmiechnął się i powolnym krokiem zbliżał w moją stronę. Cofnąłem się na tyle, że dotykałem stołu. On to wykorzystał, kładąc dłonie po jego dwóch stronach. Byłem w pułapce.
- Nigdy tak nie powiedziałem i nie powiem. Wiesz jak trudno jest mi się przy Tobie opanować? - Zbliżył twarz do mojej szyi. - Masz w sobie coś niezwykłego, coś czym nie zamierzam się z nikim dzielić, bo jesteś mój, tylko mój, rozumiesz? - Zacząłem się trząść, myślałem, że zaraz mnie ugryzie i znowu nastąpi nicość. Najwyraźniej, to wyczuł, ponieważ złożył jedynie delikatny pocałunek na  moim policzku, odsunął się ode mnie, poklepał po biodrze  i opuścił komnatę.

Odetchnąłem z ulgą. Skąd ta nagła zmiana w jego zachowaniu? Fakt nadal miał zbyt zboczone myśli, tego chyba nic nie zmieni, ale dał mi spokój. To było najważniejsze, miałem zapewnioną spokojną noc, a niczego bardziej na ten moment nie pragnąłem. Wcale nie podobała mi się wizja jutrzejszego przyjęcia. Miałem tak nagle udawać szczęśliwego w związku chłopaka, patrzącego z miłością na swojego partnera? Nie byłem dobrym aktorem, zwłaszcza jeśli chodzi o uczucia. Nie chce narażać się Purdy'emu, ale czuję, że to nie wypali. 
Nie pasuję tu...


"Z pewnością to źle, kiedy jeden człowiek gnębi stado. Ale nie tu doszukuj się największego zniewolenia: dochodzi do niego, kiedy stado gnębi człowieka."


****************************************************************************************

Jestem  z  nowym rozdziałem.
Podziwiam was jeśli dotarliście do tego momentu,
bo to coś powyżej jest mega pokręcone.

Zakładkę z bohaterami stworzyłam,
tak jak zadecydowaliście wszelkie
informacje będą uzupełniane na bieżąco ;)

Z okazji, że dzisiaj mamy wyjątkowy
dzień, chcę wam wszystkim życzyć
szczęśliwego nowego roku.
Aby był on lepszy od poprzedniego
i wszystkie wasze postanowienia się
spełniły.
Dużo BVB-owych snów!

A tu taka klimatyczna pieśń ;)