VI. How can someone so beautiful be so miserable?
I'd follow you down to the edges of earth
Just to hear you say that your life is cursed
I'd follow you down to the edges of earth
Just to hear you say that your life is cursed
Z dedykacją dla Andy Sky i Melody.
Dziękuję, że jesteście!
Andy's Point of View:
Poczułem jak ktoś ratuje mnie przed upadkiem na twardą ziemię.
Nie wiem, kim był, ani do kogo należały ramiona w których właśnie się znajdowałem, jednak dawały mi niezmierne ukojenie.
Powoli odzyskiwałem świadomość w Tym też wzrok, który uniosłem na twarz mojego bohatera. Gdy zobaczyłem, kto nim był, jeszcze bardziej wtuliłem się w jego potężną sylwetkę.
- Chris...
- Shhh, spokojnie, nic nie mów. - Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem się bezpiecznie. Czułem, że... mam kogoś. Kogoś komu na mnie zależy, kto gotowy jest zrobić dla mnie bardzo dużo, a może nawet wszystko.
Usłyszałem trzask drzwi, a po chwili zorientowałem się, że schodzimy po schodach. Mimo, że miałem zamknięte oczy, byłem pewny, że jeszcze tu nie byłem. Do moich nozdrzy docierał zapach przeróżnych roślin i kadzideł, które samym swoim zapachem pobudzały zmysły. Motionless delikatnie położył mnie na stole, bynajmniej tak mi się wydawało.
- DEVIN! - Krzyknął przerażająco, na co otworzyłem oczy. Do pomieszczenia wbiegł przerażony chłopak z dziwnym malunkiem na twarzy. Może to był jego asystent?
- Tak mój Panie?
- Wyciąg z pęcherzycy, natychmiast. - Chłopak wybiegł, aby po chwili wrócić z małym flakonem. Wyższy wampir odebrał buteleczkę i posadził mnie sobie na kolanach.
- Andy, musisz to wypić. - Powiedział i przystawił gwint do moich ust. Kiwnąłem jedynie głową i rozchyliłem wargi, pozwalając substancji dotrzeć do mojego żołądka.
Minęła może minuta, a ja od razu poczułem się lepiej. To było co najmniej dziwne, żadne lekarstwo nie jest w stanie zadziałać tak szybko.
- Co to było? - Zapytałem, bo ciekawość wzięła górę.
- Stara medycyna, konkretnie alchemia. Dziękuj Devin'owi. - Odparł i wskazał ręką na wampira.
- Dziękuję, to niesamowite. - Uśmiechnął się delikatnie i spuścił głowę, zupełnie jak małe dziecko.
- Devin jest bardzo nieśmiały. W większości wynika, to z moich wysokich wymagań i natury tyrana, ale staram się poprawić, prawda?
- Tak Panie.
- Dobry chłopiec, możesz już zostawić nas samych. - Tak też zrobił, a między nami zapanowała niezręczna cisza.
Rozejrzałem się dokładnie po pokoju. Panował półmrok, światło dawały jedynie zapachowe świece i duży kamienny kominek. Było tu bardzo klimatycznie. Cóż, wbrew temu, iż pomieszkują tu dwie krwiożercze bestie, rzekłbym, że nawet przytulnie. Mimo wszystko potrafi stworzyć pozory. - Pomyślałem.
Chris oparł podbródek na moim ramieniu, miał wtedy większy dostęp do szyi, przy której właśnie węszył.
- To prawda, że moja krew działa jak narkotyk? - Zapytałem, na co wstrzymał oddech.
- Spróbowałem zaledwie odrobinę, jednak od razu wyczułem, że różni się od reszty śmiertelników. Przez wszystkie wieki, które spędziłem na Tym i na tamtym świecie, nie spotkałem się z czymś takim.
- Na Tamtym świecie?
- Może kiedyś się dowiesz, ale póki co ten temat jest dla Ciebie zakazany.
- Dlaczego nie byłeś na przyjęciu?
- Nie mam potrzeby żywić się ich bydłem. Wszyscy są tacy sami, leniwi i zadufani w sobie. Ja natomiast poluję samodzielnie i kroczę własnymi ścieżkami. Nie interesują mnie polityczne zamieszki, ani najnowsze sensację. Ja jedynie służę panu Tego dworu, nic więcej.
- Inni się Ciebie boją... Jak dla mnie nie jesteś przerażający. - Odparłem, czego szybko pożałowałem.
W ułamku sekundy znalazłem się pod nim, obezwładniony przez jego potężne, męskie i lodowate dłonie. Wysunął śnieżnobiałe kły, uwalniając przy Tym swoją potęgę.
- Nadal tak twierdzisz? - Na jego twarzy i ciele pojawiły się widoczne żyły. Spojrzałem mu w oczy i dostrzegłem tą psychopatyczną satysfakcję.
Bałem się. Byłem przerażony zaistniałą sytuacją. Biersack, jesteś tak naiwny i głupi...
Zbyt wcześnie mu zaufałem, tak jak moim poprzednim "obiektom westchnień", którym chodziło tylko o jedno. Ale czego można spodziewać się po dzikiej bestii?
- Nie jestem taki jak oni, nigdy bym Cię nie skrzywdził... - Powiedział, chowając przy Tym kły. Dłonie pozostawił na Tym samym miejscu, poluźniając jedynie uścisk. Najwyraźniej wampiry wykorzystują umiejętność czytania w myślach zdecydowanie częściej, niż przypuszczałem.
- Pocałuj mnie. - Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, zupełnie tak jakby nie dosłyszał tego co powiedziałem. - Pocałuj mnie. - Powtórzyłem, a on powolnie zmniejszał odległość między naszymi ustami.
W końcu jednym gwałtownym ruchem, sprawił, że nasze wargi połączyły się w pocałunku. Z początku był on łagodny, ale po chwili zamienił się w przepełniony pożądaniem i zachłannością. Nie walczyłem o dominację, bo w Tym przypadku wiedziałem, że nie wygram, ja nawet nie chciałem wygrać.
Chris stawał się coraz bardziej drapieżny, niemal pożerał moje usta. Doprowadzał mnie do istnego szaleństwa. Nigdy nie zaznałem czegoś takiego. Miałem ochotę oddać mu się jak dziwka, krzycząc prosto w twarz "Pieprz mnie!". A co było w Tym najlepsze? Nie uważałem tego za nic złego, sądziłem wręcz, ze jest to w porządku. Pociągnąłem go zza włosy, na co, z przeciągłym sykiem ponownie ukazał ostre zęby. Obserwował mnie uważnie, przejeżdżając językiem po okazałych kłach. Oswobodził mnie ze swojego uścisku, a ja prawie natychmiastowo przyciągnąłem go do siebie za koszulę, ponownie łącząc nasze wargi. Ręce przeniosłem na rozporek jego spodni, który drżącymi z podniecenia rękoma, zacząłem rozpinać. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Wiedziałem, czym był on spowodowany, jednak nie odczuwałem strachu. Chciałem dać mu z siebie jak najwięcej, nawet jeżeli moje 5 litrów krwi miało na Tym ucierpieć.
Mężczyzna wsunął swoje lodowate dłonie pod moją koszulę, błądząc nimi po całym ciele. Przyprawiało mnie to o niesamowite dreszcze. Chciałem zsunąć z niego spodnie, gdy ten błyskawicznym wampirzym ruchem odskoczył ode mnie pod ścianę.
- Nie! Wystarczy Andy, to zaszło zdecydowanie za daleko. - Powiedział, zapinając spodnie.
- Przecież widziałem, że Ci się podobało. Co stoi na przeszkodzie? Mogliśmy wspólnie spędzić miło czas.
- Po prostu nie możemy. Nie należysz do mnie, a ja nie chcę Cię skrzywdzić. Twoja krew. Ona... zaczyna działać...
- Wszystko w porządku? Chris? - Pytałem oczekując odpowiedzi. Motionless błądził nieobecnym wzrokiem po całym pomieszczeniu, oddychając bardzo głęboko. Bałem się.. Może nie koniecznie o siebie, ale o niego. Gdy osunął się na ziemię, z trudem łapiąc powietrze. Podskoczyłem do niego. potrząsając jego ciałem. - Chris! - Zaszlochałem. - Chris, do cholery odezwij się! - Jego ciało przestało wydawać jakiekolwiek ruchy. Straciłem go.. Ale, czy mogłem stracić coś, co już było martwe?
Nagle uniósł powolnie głowę otwierając całkowicie czarne oczy. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Powoli zacząłem się odsuwać w stronę wyjścia i właśnie wtedy z uśmiechem zdobył się na jedno jedyne słowo.
- Uciekaj.
***********************************************************************************
Nie wiem, kim był, ani do kogo należały ramiona w których właśnie się znajdowałem, jednak dawały mi niezmierne ukojenie.
Powoli odzyskiwałem świadomość w Tym też wzrok, który uniosłem na twarz mojego bohatera. Gdy zobaczyłem, kto nim był, jeszcze bardziej wtuliłem się w jego potężną sylwetkę.
- Chris...
- Shhh, spokojnie, nic nie mów. - Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem się bezpiecznie. Czułem, że... mam kogoś. Kogoś komu na mnie zależy, kto gotowy jest zrobić dla mnie bardzo dużo, a może nawet wszystko.
Usłyszałem trzask drzwi, a po chwili zorientowałem się, że schodzimy po schodach. Mimo, że miałem zamknięte oczy, byłem pewny, że jeszcze tu nie byłem. Do moich nozdrzy docierał zapach przeróżnych roślin i kadzideł, które samym swoim zapachem pobudzały zmysły. Motionless delikatnie położył mnie na stole, bynajmniej tak mi się wydawało.
- DEVIN! - Krzyknął przerażająco, na co otworzyłem oczy. Do pomieszczenia wbiegł przerażony chłopak z dziwnym malunkiem na twarzy. Może to był jego asystent?
- Tak mój Panie?
- Wyciąg z pęcherzycy, natychmiast. - Chłopak wybiegł, aby po chwili wrócić z małym flakonem. Wyższy wampir odebrał buteleczkę i posadził mnie sobie na kolanach.
- Andy, musisz to wypić. - Powiedział i przystawił gwint do moich ust. Kiwnąłem jedynie głową i rozchyliłem wargi, pozwalając substancji dotrzeć do mojego żołądka.
Minęła może minuta, a ja od razu poczułem się lepiej. To było co najmniej dziwne, żadne lekarstwo nie jest w stanie zadziałać tak szybko.
- Co to było? - Zapytałem, bo ciekawość wzięła górę.
- Stara medycyna, konkretnie alchemia. Dziękuj Devin'owi. - Odparł i wskazał ręką na wampira.
- Dziękuję, to niesamowite. - Uśmiechnął się delikatnie i spuścił głowę, zupełnie jak małe dziecko.
- Devin jest bardzo nieśmiały. W większości wynika, to z moich wysokich wymagań i natury tyrana, ale staram się poprawić, prawda?
- Tak Panie.
- Dobry chłopiec, możesz już zostawić nas samych. - Tak też zrobił, a między nami zapanowała niezręczna cisza.
Rozejrzałem się dokładnie po pokoju. Panował półmrok, światło dawały jedynie zapachowe świece i duży kamienny kominek. Było tu bardzo klimatycznie. Cóż, wbrew temu, iż pomieszkują tu dwie krwiożercze bestie, rzekłbym, że nawet przytulnie. Mimo wszystko potrafi stworzyć pozory. - Pomyślałem.
Chris oparł podbródek na moim ramieniu, miał wtedy większy dostęp do szyi, przy której właśnie węszył.
- To prawda, że moja krew działa jak narkotyk? - Zapytałem, na co wstrzymał oddech.
- Spróbowałem zaledwie odrobinę, jednak od razu wyczułem, że różni się od reszty śmiertelników. Przez wszystkie wieki, które spędziłem na Tym i na tamtym świecie, nie spotkałem się z czymś takim.
- Na Tamtym świecie?
- Może kiedyś się dowiesz, ale póki co ten temat jest dla Ciebie zakazany.
- Dlaczego nie byłeś na przyjęciu?
- Nie mam potrzeby żywić się ich bydłem. Wszyscy są tacy sami, leniwi i zadufani w sobie. Ja natomiast poluję samodzielnie i kroczę własnymi ścieżkami. Nie interesują mnie polityczne zamieszki, ani najnowsze sensację. Ja jedynie służę panu Tego dworu, nic więcej.
- Inni się Ciebie boją... Jak dla mnie nie jesteś przerażający. - Odparłem, czego szybko pożałowałem.
W ułamku sekundy znalazłem się pod nim, obezwładniony przez jego potężne, męskie i lodowate dłonie. Wysunął śnieżnobiałe kły, uwalniając przy Tym swoją potęgę.
- Nadal tak twierdzisz? - Na jego twarzy i ciele pojawiły się widoczne żyły. Spojrzałem mu w oczy i dostrzegłem tą psychopatyczną satysfakcję.
Bałem się. Byłem przerażony zaistniałą sytuacją. Biersack, jesteś tak naiwny i głupi...
Zbyt wcześnie mu zaufałem, tak jak moim poprzednim "obiektom westchnień", którym chodziło tylko o jedno. Ale czego można spodziewać się po dzikiej bestii?
- Nie jestem taki jak oni, nigdy bym Cię nie skrzywdził... - Powiedział, chowając przy Tym kły. Dłonie pozostawił na Tym samym miejscu, poluźniając jedynie uścisk. Najwyraźniej wampiry wykorzystują umiejętność czytania w myślach zdecydowanie częściej, niż przypuszczałem.
- Pocałuj mnie. - Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, zupełnie tak jakby nie dosłyszał tego co powiedziałem. - Pocałuj mnie. - Powtórzyłem, a on powolnie zmniejszał odległość między naszymi ustami.
W końcu jednym gwałtownym ruchem, sprawił, że nasze wargi połączyły się w pocałunku. Z początku był on łagodny, ale po chwili zamienił się w przepełniony pożądaniem i zachłannością. Nie walczyłem o dominację, bo w Tym przypadku wiedziałem, że nie wygram, ja nawet nie chciałem wygrać.
Chris stawał się coraz bardziej drapieżny, niemal pożerał moje usta. Doprowadzał mnie do istnego szaleństwa. Nigdy nie zaznałem czegoś takiego. Miałem ochotę oddać mu się jak dziwka, krzycząc prosto w twarz "Pieprz mnie!". A co było w Tym najlepsze? Nie uważałem tego za nic złego, sądziłem wręcz, ze jest to w porządku. Pociągnąłem go zza włosy, na co, z przeciągłym sykiem ponownie ukazał ostre zęby. Obserwował mnie uważnie, przejeżdżając językiem po okazałych kłach. Oswobodził mnie ze swojego uścisku, a ja prawie natychmiastowo przyciągnąłem go do siebie za koszulę, ponownie łącząc nasze wargi. Ręce przeniosłem na rozporek jego spodni, który drżącymi z podniecenia rękoma, zacząłem rozpinać. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Wiedziałem, czym był on spowodowany, jednak nie odczuwałem strachu. Chciałem dać mu z siebie jak najwięcej, nawet jeżeli moje 5 litrów krwi miało na Tym ucierpieć.
Mężczyzna wsunął swoje lodowate dłonie pod moją koszulę, błądząc nimi po całym ciele. Przyprawiało mnie to o niesamowite dreszcze. Chciałem zsunąć z niego spodnie, gdy ten błyskawicznym wampirzym ruchem odskoczył ode mnie pod ścianę.
- Nie! Wystarczy Andy, to zaszło zdecydowanie za daleko. - Powiedział, zapinając spodnie.
- Przecież widziałem, że Ci się podobało. Co stoi na przeszkodzie? Mogliśmy wspólnie spędzić miło czas.
- Po prostu nie możemy. Nie należysz do mnie, a ja nie chcę Cię skrzywdzić. Twoja krew. Ona... zaczyna działać...
- Wszystko w porządku? Chris? - Pytałem oczekując odpowiedzi. Motionless błądził nieobecnym wzrokiem po całym pomieszczeniu, oddychając bardzo głęboko. Bałem się.. Może nie koniecznie o siebie, ale o niego. Gdy osunął się na ziemię, z trudem łapiąc powietrze. Podskoczyłem do niego. potrząsając jego ciałem. - Chris! - Zaszlochałem. - Chris, do cholery odezwij się! - Jego ciało przestało wydawać jakiekolwiek ruchy. Straciłem go.. Ale, czy mogłem stracić coś, co już było martwe?
Nagle uniósł powolnie głowę otwierając całkowicie czarne oczy. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Powoli zacząłem się odsuwać w stronę wyjścia i właśnie wtedy z uśmiechem zdobył się na jedno jedyne słowo.
- Uciekaj.
***********************************************************************************
Wiem, że musieliście długo czekać
i strasznie za to przepraszam, ale
brak czasu i weny daje się we znaki.
Postaram się poprawić.
A jak u was? Kiedy macie ferie?