wtorek, 27 stycznia 2015

Angels Never Die VI

VI. How can someone so beautiful be so miserable?
I'd follow you down to the edges of earth
Just to hear you say that your life is cursed

Z dedykacją dla Andy Sky i Melody.
Dziękuję, że jesteście!


Andy's Point of View:

Poczułem jak ktoś ratuje mnie przed upadkiem na twardą ziemię.
Nie wiem, kim był, ani do kogo należały ramiona w których właśnie się znajdowałem, jednak dawały mi niezmierne ukojenie.
Powoli odzyskiwałem świadomość w Tym też wzrok, który uniosłem na twarz mojego bohatera. Gdy zobaczyłem, kto nim był, jeszcze bardziej wtuliłem się w jego potężną sylwetkę.
- Chris...
- Shhh, spokojnie, nic nie mów. - Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem się bezpiecznie. Czułem, że... mam kogoś. Kogoś komu na mnie zależy, kto gotowy jest zrobić dla mnie bardzo dużo, a może nawet wszystko.
Usłyszałem trzask drzwi, a po chwili zorientowałem się, że schodzimy po schodach. Mimo, że miałem zamknięte oczy, byłem pewny, że jeszcze tu nie byłem. Do moich nozdrzy docierał zapach przeróżnych roślin i kadzideł, które samym swoim zapachem pobudzały zmysły. Motionless delikatnie położył mnie na stole, bynajmniej tak mi się wydawało.
- DEVIN! - Krzyknął przerażająco, na co otworzyłem oczy. Do pomieszczenia wbiegł przerażony chłopak z dziwnym malunkiem na twarzy. Może to był jego asystent?


- Tak mój Panie?
- Wyciąg z pęcherzycy, natychmiast. - Chłopak wybiegł, aby po chwili wrócić z małym flakonem. Wyższy wampir odebrał buteleczkę i posadził mnie sobie na kolanach.
- Andy, musisz to wypić. - Powiedział i przystawił gwint do moich ust. Kiwnąłem jedynie głową i rozchyliłem wargi, pozwalając substancji dotrzeć do mojego żołądka.
Minęła może minuta, a ja od razu poczułem się lepiej. To było co najmniej dziwne, żadne lekarstwo nie jest w stanie zadziałać tak szybko.
- Co to było? - Zapytałem, bo ciekawość wzięła górę.
- Stara medycyna, konkretnie alchemia. Dziękuj Devin'owi. - Odparł i wskazał ręką na wampira.
- Dziękuję, to niesamowite. - Uśmiechnął się delikatnie i spuścił głowę, zupełnie jak małe dziecko.
- Devin jest bardzo nieśmiały. W większości wynika, to z moich wysokich wymagań i natury tyrana, ale staram się poprawić, prawda?
- Tak Panie.
- Dobry chłopiec, możesz już zostawić nas samych. - Tak też zrobił, a między nami zapanowała niezręczna cisza.

Rozejrzałem się dokładnie po pokoju. Panował półmrok, światło dawały jedynie zapachowe świece i duży kamienny kominek. Było tu bardzo klimatycznie. Cóż, wbrew temu, iż pomieszkują tu dwie krwiożercze bestie, rzekłbym, że nawet przytulnie. Mimo wszystko potrafi stworzyć pozory. - Pomyślałem.
Chris oparł podbródek na moim ramieniu, miał wtedy większy dostęp do szyi, przy której właśnie węszył.

- To prawda, że moja krew działa jak narkotyk? - Zapytałem, na co wstrzymał oddech.
- Spróbowałem zaledwie odrobinę, jednak od razu wyczułem, że różni się od reszty śmiertelników. Przez wszystkie wieki, które spędziłem na Tym i na tamtym świecie, nie spotkałem się z czymś takim.
- Na Tamtym świecie?
- Może kiedyś się dowiesz, ale póki co ten temat jest dla Ciebie zakazany.

- Dlaczego nie byłeś na przyjęciu?
- Nie mam potrzeby żywić się ich bydłem. Wszyscy są tacy sami, leniwi i zadufani w sobie. Ja natomiast poluję samodzielnie i kroczę własnymi ścieżkami. Nie interesują mnie polityczne zamieszki, ani najnowsze sensację. Ja jedynie służę panu Tego dworu, nic więcej.
 - Inni się Ciebie boją... Jak dla mnie nie jesteś przerażający. - Odparłem, czego szybko pożałowałem.

W ułamku sekundy znalazłem się pod nim, obezwładniony przez jego potężne, męskie i lodowate dłonie. Wysunął śnieżnobiałe kły, uwalniając przy Tym swoją potęgę.
 -  Nadal tak twierdzisz? - Na jego twarzy i ciele pojawiły się widoczne żyły. Spojrzałem mu w oczy i dostrzegłem tą psychopatyczną satysfakcję.
Bałem się. Byłem przerażony zaistniałą sytuacją. Biersack, jesteś tak naiwny i głupi...
Zbyt wcześnie mu zaufałem, tak jak moim poprzednim "obiektom westchnień", którym chodziło tylko o jedno. Ale czego można spodziewać się po dzikiej bestii?
- Nie jestem taki jak oni, nigdy bym Cię nie skrzywdził... - Powiedział, chowając przy Tym kły. Dłonie pozostawił na Tym samym miejscu, poluźniając jedynie uścisk. Najwyraźniej wampiry wykorzystują umiejętność czytania w myślach zdecydowanie częściej, niż przypuszczałem.

- Pocałuj mnie. - Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, zupełnie tak jakby nie dosłyszał tego co powiedziałem. - Pocałuj mnie. - Powtórzyłem, a on powolnie zmniejszał odległość między naszymi ustami.
W końcu jednym gwałtownym ruchem, sprawił, że nasze wargi połączyły się w pocałunku. Z początku był on łagodny, ale po chwili zamienił się w przepełniony pożądaniem i zachłannością. Nie walczyłem o dominację, bo w Tym przypadku wiedziałem, że nie wygram, ja nawet nie chciałem wygrać.

 Chris stawał się coraz bardziej drapieżny, niemal pożerał moje usta. Doprowadzał mnie do istnego szaleństwa. Nigdy nie zaznałem czegoś takiego. Miałem ochotę oddać mu się jak dziwka, krzycząc prosto w twarz "Pieprz mnie!". A co było w Tym najlepsze? Nie uważałem tego za nic złego, sądziłem wręcz, ze jest to w porządku. Pociągnąłem go zza włosy, na co, z  przeciągłym sykiem ponownie ukazał ostre zęby. Obserwował mnie uważnie, przejeżdżając językiem po okazałych kłach. Oswobodził mnie ze swojego uścisku, a ja prawie natychmiastowo przyciągnąłem go do siebie za koszulę, ponownie łącząc nasze wargi. Ręce przeniosłem na rozporek jego spodni, który drżącymi z podniecenia rękoma, zacząłem rozpinać. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Wiedziałem, czym był on spowodowany, jednak nie odczuwałem strachu. Chciałem dać mu z siebie jak najwięcej, nawet jeżeli moje 5 litrów krwi miało na Tym ucierpieć.
Mężczyzna wsunął swoje lodowate dłonie pod moją koszulę, błądząc nimi po całym ciele. Przyprawiało mnie to o niesamowite dreszcze. Chciałem zsunąć z niego spodnie, gdy ten błyskawicznym wampirzym ruchem odskoczył ode mnie pod ścianę.

- Nie! Wystarczy Andy, to zaszło zdecydowanie za daleko. - Powiedział, zapinając spodnie.
- Przecież widziałem, że Ci się podobało. Co stoi na przeszkodzie? Mogliśmy wspólnie spędzić miło czas.
- Po prostu nie możemy. Nie należysz do mnie, a ja nie chcę Cię skrzywdzić. Twoja krew. Ona... zaczyna działać...
- Wszystko w porządku? Chris? - Pytałem oczekując odpowiedzi. Motionless błądził nieobecnym wzrokiem po całym pomieszczeniu, oddychając bardzo głęboko. Bałem się.. Może nie koniecznie o siebie, ale o niego. Gdy osunął się na ziemię, z trudem łapiąc powietrze. Podskoczyłem do niego. potrząsając jego ciałem. - Chris! - Zaszlochałem. - Chris, do cholery odezwij się! - Jego ciało przestało wydawać jakiekolwiek ruchy. Straciłem go.. Ale, czy mogłem stracić coś, co już było martwe? 
Nagle uniósł powolnie głowę otwierając całkowicie czarne oczy. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Powoli zacząłem się odsuwać w stronę wyjścia i właśnie wtedy z uśmiechem zdobył się na jedno jedyne słowo.
- Uciekaj.

***********************************************************************************

Wiem, że musieliście długo czekać
i strasznie za to przepraszam, ale
brak czasu i weny daje się we znaki.
Postaram się poprawić.
A jak u was? Kiedy macie ferie?



wtorek, 6 stycznia 2015

Angels Never Die V

V. This Ain't a party
Get off the dance floor
You want the get down
here comes the vampires war.


Andy's Point of View:

- Andy wstawaj, mamy dużo do roboty.
- Hmm? - Burknąłem jedynie zaspanym głosem.
- Rusz się, bo na litość Hajmdal, przysięgam, że własnoręcznie będziesz szył garnitur.
- Jaki garnitur?  - Zapytałem ze zdziwieniem. On chyba nie myślał, że założę na siebie coś takiego. Nienawidziłem się elegancko ubierać, jeśli już była taka konieczność, to zakładałem koszulę i EWENTUALNIE marynarkę.
- Nie wiem  czy pamiętasz, ale dzisiaj odbywa się przyjęcie na którym będziesz odgrywał kluczową rolę, więc podnoś te swoje kościste cztery litery i biegiem na przymiarki! 
- Ale ja nie chcę garnituru! - Krzyknąłem symulując płacz małego dziecka.
- Ja chyba zwariuję... - CC przetarł czoło dłonią. W sumie, to ani trochę nie zdziwiło mnie jego zachowanie. Gdyby ktoś odstawił mi taką szopkę, jaką ja odgrywałem w Tym momencie, to własnoręcznie zasiekałbym go parówką. Po chwili przeniósł wzrok na mnie, a ja zrobiłem błagalną minę.
Podszedł do mnie grożąc dłonią. - Marynarka. - Powiedział stanowczo.
Pokiwałem jedynie głową na znak ugody. Przynajmniej częściowo dopiąłem swego.


***

 Niemal pędziłem za Christianem długim korytarzem, myślałem, że za chwilę wypluję własne płuca. To niesamowite jak on mógł się tak szybko poruszać.
- Błagam... Zwol.. zwolnij! - Wysapałem podpierając się ręką ściany. 
Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem. Mogłem wyczuć irytację malującą się na jego twarzy. Po chwili CC podszedł do mnie i zaczął ciągnąć za rękę, co oczywiście mi się nie spodobało i spotkało z dezaprobatą. Po kilku minutach wczołgiwania się po schodach dotarliśmy prawdopodobnie na najwyższą wieżę.
- Wyżej się nie dało zamieszkać? - Zapytałem opierając dłonie na kolanach.
- Laodice to nie przeszkadza.
- Laodice?            
- Zaraz będziesz miał okazję ją poznać.

Weszliśmy do średniej wielkości pomieszczenia, a mój wzrok od razu spoczął na postaci stojącej przy lustrze. Muszę przyznać, że kobieta była niezwykle atrakcyjna. Zmysłowe kształty, wspaniałe ciemne włosy i te pełne usta. Przez głowę przeszło mi kilka nieprzyzwoitych myśli, ale szybko je opanowałem, bo należało okazać jej szacunek. A z drugiej strony nie miałem pewności, czy właśnie nie czyta w moim umyśle.  Cóż, wtedy mogłoby być ciekawie...


- Witaj Laodico.
- Witaj Christianie, miło Cię widzieć, a teraz powiedz proszę kogo tu ze sobą przyprowadziłeś. - Powiedziała i zmierzyła mnie swoim mrożącym krew w żyłach wzrokiem.
- Moja droga, to jest Andy, człowiek jak się zapewne domyślasz.
- Tak, czuję.. Krew i woń Lorda. Co was do mnie sprowadza kochani?
- Będziesz w stanie uszyć garni..
- Ekhem. - Chrząknąłem, aby przypomnieć mu co ustaliliśmy.
- ... Marynarkę na dzisiejsze przyjęcie? - Kobieta podeszła do mnie od tyłu, położyła rękę na ramieniu i obeszła dookoła, po czym złapała mnie za podbródek.
- Owszem, ale to zajmie trochę czasu. - Zaczęła dokładnie oglądać każdy cal mojej twarzy, tak jakby szukała na niej jakiś odpowiedzi. No, ale nie powiem, spodobało mi się, to, że skupiłem na mnie jej uwagę.
- Naturalnie, mam jednak nadzieję, że zdążysz do przyjęcia.
- Oczywiście, a mam inne wyjście?
- Tak, możemy pożreć człowieka żywcem. - Po komnacie rozległy się donośne śmiechy dwójki wampirów, lecz mi do śmiechu nie było z wiadomych powodów.
- Och  Christian, Ty zawsze wiesz jak mnie rozbawić. A Ty mój złociutki wyskakuj z koszulki, muszę cię zmierzyć. - Powiedziała zalotnie i puściła mi oczko. Chyba nigdy tak chętnie się nie rozebrałem, może nie miałem kaloryfera, aczkolwiek kobiety lubiły moje ciało, więc nie krępowałem się.
Laodica zaczęła mierzyć mnie w talii, a gdy znała już wymiar spojrzała jakby z zazdrością i rozbawieniem jednocześnie.
- Masz tutaj mniej niż ja. - Uśmiechnąłem się jedynie, a ona przeniosła swój centymetr krawiecki na mój tors. - Ale tutaj już nie. - Roześmialiśmy się wspólnie. Wiedziałem, że się polubimy, była bardzo pozytywną osobą.

Zmierzyła mnie jeszcze w paru miejscach, po czym nakazała nam opuścić komnatę, ponieważ potrzebuje skupienia. Oczywiście to zrobiliśmy, a gdy znaleźliśmy się na schodach postanowiłem rozpocząć dyskusję.

- Ładna jest. - Stwierdziłem.
- Hmm?
- Laodica, ładna jest.
- Jest, jest...
- To dlaczego nic z Tym nie zrobisz?
- Mam oblać ją kwasem?
- Wy to chyba nie potraficie myśleć logicznie. Masz coś zrobić, ale nie z jej twarzą, zrób coś, aby się do niej zbliżyć.
- Ale....
- Nie pierdol, że na Ciebie nie poleci, widziałem jak na Ciebie patrzyła, podobasz się jej. Musisz tylko zrobić pierwszy krok
- Andy, nie w Tym rzecz.
- To o co chodzi?
- Po przemianie zmieniają się... gusty.
- Chłopie weź się zdecyduj w końcu. Podoba Ci się ona, czy nie?
- Daj mi dokończyć. Chodzi o to, że zaczynasz dostrzegać piękno tej samej płci..
- Jesteś gejem, a ona lesbijką?! - Wydarłem się z wrażenia.
- Andy ciszej bądź do cholery! Nie wiem, nie nazwałbym tak tego. Mogę dostrzec piękno kobiety bez problemu, ale w mężczyznach jest coś magnetyzującego, nie wiem nawet jak to określić. Może po prostu chodzi o, to, że ich rozumiem.
- A ona woli kobiety?
- Tak mi się wydaje. - Pokręciłem głową, nie zgadzało mi się to ani trochę. Skoro "była" lesbijką, to czemu się tak na niego patrzyła? Albo dlaczego posyłała mi kokieteryjne uśmiechy i spojrzenia? 

Kobiety...

***

- Na pewno muszę w Tym iść?!
- Andy marudzisz od 10 minut, wyłaź zza tego parawanu i się pokaż. - Nie miałem już siły się kłócić, więc zrobiłem tak jak chciał. Dlaczego nie mógł zrozumieć, że wyglądałem okropnie?
Wyszedłem zza kotary nerwowo przekręcając językiem kolczyk w wardze.
- I co jest nie tak przepraszam bardzo, bo chyba oślepłem?
- Nie podoba mi się to. - Powiedziałem jak małe dziecko i wywinąłem dolną wargę do przodu.
- Och. - CC rozłożył ramiona, w które się oczywiście wtuliłem.
- Ja nie chcę... - Jęknąłem i jeszcze bardziej wtuliłem się w chłopaka.
- Ja wiem Andy, ja wiem... - Już w porządku? - Pokiwałem głową, na co posłał mi pokrzepiający uśmiech.
- Jak wyglądam?
- Zabójczo.
- Myślisz, że mu się spodoba?
- Na pewno, świetny makijaż.
- Dzięki.
- Możemy już iść? Z tego co słyszę, to przyjęcie już się rozpoczęło.
- Nigdy nie byłem punktualny. - Powiedziałem rozbawionym tonem.
- To już wiem, ale nie każ mu czekać.

Wyszliśmy na korytarz i poczułem obecność za swoimi plecami. Nie muszę chyba mówić czyją...
- Pięknie wyglądasz Andy. - Usłyszałem głos za sobą, wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się w jego stronę.
- Dziękuję. - Lord wyszczerzył zęby w diabelskim uśmiechu i wystawił w moją stronę ramie, pod które go chwyciłem, następnie skierowaliśmy się w stronę sali balowej. Doprawdy o niczym tak nie marzyłem, ja o Tym by iść z nim pod rękę.

Gdy dotarliśmy na miejsce, przykleiłem do twarzy sztuczny uśmiech i udawałem zajebiście zakochanego pedała. Chyba o to chodziło, co nie?

Było tu sporo wampirów, których nie znałem, ale mogłem wychwycić na przykład Jake'a i Jeremy'ego, przelotnie zobaczyłem Orthjolf'a, który posłał mi przyjazny uśmiech. Lecz nie oni byli moim celem na dzisiejszy wieczór. Próbowałem wyłapać wzrokiem śnieżnobiałą karnację i błyszczące czarne włosy, jednak na marne. Nie mogłem się nawet skupić, bo jakaś para po czterdziestce zaczęła zadawać mojemu "partnerowi" setki pytań, na które również musiałem odpowiadać. Byli wręcz zachwyceni naszą dwójką i nie odrywali ode mnie wzroku.
- To naprawdę niesamowicie, a możemy moi drodzy wiedzieć jak się poznaliście? - Kurwa, po prostu zajebiście.
- Wiedzą Państwo, ta jest taka głupia historia, no.. może innym razem. - Powiedział Lord śmiejąc się niezręcznie.
- Na pewno musi być ekscytująca, z chęcią posłuchamy. - Ciągnęła kobieta. Wpakowaliśmy się w niezłe bagno, z którego zamierzałem nas wyciągnąć.
- No więc tak, podobnie jak wy teraz, kiedyś przybyłem na to przyjęcie. - Purdy spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem. Zapewne nie spodziewał się, że mogę przejąć inicjatywę. - Gdy byłem już nieźle wstawiony, postanowiłem urządzić sobie wycieczkę po Tym wspaniałym miejscu. Na korytarzu natknąłem się na portret nieziemsko przystojnego mężczyzny. Nie muszę chyba mówić kto to był. - Spojrzałem z uśmiechem na partnera. On objął mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu, słuchając tego co mówię. - Byłem nim zachwycony, więc zacząłem wygadywać różne rzeczy. I wtedy właśnie pojawił się za mną. Okazało się, że obserwował całe zajście, z czego zrobiło mi się trochę głupio. Na żywo wyglądał jeszcze lepiej, urzekł mnie swoim zachowaniem i osobą. Alkohol też zdecydowanie brał w Tym duży udział, czego wynikiem kochaliśmy się całą długą noc. Wiem, że możecie uznać to za szczeniackie, ale gdy tylko się ujrzeliśmy, wiedzieliśmy, że to będzie coś więcej, prawda kochanie? - Spojrzałem na Lorda.
- Oczywiście skarbie. - Odpowiedział i przeciągle musnął moje usta.
- To naprawdę fascynujące!
- Dziękujemy, ale teraz wybaczcie, muszę iść poprawić włosy. - Poczułem mocniejszy ucisk w talii.
- Przecież dobrze wyglądasz. - Protestował Purdy.
- Właśnie, a ja chcę wyglądać dla Ciebie cudownie.
- No dobrze, tylko nie za długo, bo umrę z tęsknoty.
- Za chwile będę słońce, nie martw się.


   Wybiegłem na korytarz i zacząłem się dokładnie rozglądać, w nadziei na odnalezienie kruczoczarnych włosów. Postanowiłem udać się tam gdzie go ostatnio widziałem, i tak miałem poprawić wygląd, więc co za różnica?
Właśnie zamierzałem przejść przez łuk drzwiowy, gdy zagrodziły mi go ramiona, jego ramiona.
- To Ty.
- Powiedziałem, że niedługo się spotkamy Andy.



- I dotrzymałeś słowa.
- Zawszę dotrzymuję. - Posłałem mu uśmiech i chciałem wyminąć w progu jednak złapał mnie od tyłu, uniemożliwiając jakąkolwiek czynność, na co roześmiałem się donośnie.
- Puść mnie. - Powiedziałem rozbawionym tonem.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - Zapytał z nutą podejrzliwości w głosie.
- Muszę poprawić fryzurę. - Tak, wiem jestem pięknisiem, ale dla mnie włosy, to rzecz święta.
- Nic nie musisz, są... idealne. - Powiedział po czym przycisnął mnie do ściany. Staliśmy teraz twarzą w twarz, chociaż on był nieco wyższy, ale wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie... - Masz wielki dar Andy. Zdajesz sobie z Tego sprawę?
- Tak, dar pakowania się w kłopoty jak widać.
- Nie podoba Ci się to co robimy?
- A czy tak powiedziałem?
- To w czym rzecz? - Wyszczerzył zęby i jeszcze bardziej naparł swoim ciałem na moje, co doprowadzało mnie do istnego szaleństwa. W pozytywnym sensie oczywiście. Wydałem z siebie cichy jęk, na znak Tego, że mi się spodobało.
- Nie ma nic seksowniejszego niż mężczyzna, który próbuje coś ukryć. No chyba, że swój wiek... - Powiedziałem, co spotkało się z jego śmiechem.
- Próbujesz mnie rozgryźć, tak?
- Można tak powiedzieć. Zaintrygowałeś mnie. - Uśmiechnął się i spojrzał w moje oczy.
- Cóż, zatem powodzenia, może kiedyś Ci się uda.
- Nie poddaję się tak łatwo. - Chris ujął mnie za podbródek, Tym samym jeszcze bardziej zmniejszając odległość między nami.
- Ja też. - Odpowiedział i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Chciałem aby ta chwila trwała wiecznie, chciałem więcej, zdecydowanie więcej. Zacząłem pogłębiać pocałunek wpijając się gwałtownie w jego usta. Czułem jak uśmiechnął się w Tej czynności, aby po chwili się ode mnie oderwać.
- Jeszcze nie teraz Andy, jeszcze nie teraz. - Rzekł i znowu pozostawił mnie samego.


- Kochanie co tak długo? - Zapytał Purdy, gdy tylko pojawiłem się w sali. - Chodź, zaraz występuje Brian, nie możesz tego przegapić.
- Naprawdę?  - Zapytałem z niedowierzaniem. Zobaczyć Marilyn'a  Manson'a w akcji na żywo, to dopiero jest coś.
- Oczywiście, sam zobacz. - Powiedział i wskazał na cały zespół, zajmujący miejsce na scenie. Po chwili w sali rozbrzmiały głośne oklaski, do których naturalnie się dołączyłem. Wokalista przywitał się i wygłosił krótką mowę, później można było usłyszeć pierwsze dźwięki instrumentów.




6 a.m, Christmas morning
No shadows
No reflections here
Lie cheek to cheek in your cold embrace.
It started so tragic as a slaughterhouse
She pressed the knife against your heart
And say that "I love you, so much you must kill me now"
I love you,
so much you must kill me now...

If I was your vampire
Slim as the moon
Instead of killing time
We'll have each other till the sun.
If I was your vampire
Death waits for no one.
Put my hands across your face
Because I think our time has come. -
 
Jakże idealnie dobrana piosenka do tego wieczoru. Pomyślałem.

Digging your smile apart with my spade tongue
And the hole is where the heart is
We built this tomb together
I will fill it alone.
Beyond the pale
Everything's black no turning back

If I was your vampire
Slim as the moon
Instead of killing time
We'll have each other till the sun.
If I was your vampire
Death waits for no one.
Put my hands across your face
Because I think our time has come.

Blood stained sheets in the shape of your heart
This is where it starts
This is where it will end
Here comes the moon again.

Six nineteen and I know I'm ready.
Drive me off the mountain
You'll Burn and I'll eat your ashes.
Impossible we're seducing our corpse.

If i was your vampire
Slim as the moon
Instead of killing time
We'll have each other till the sun.
If I was your vampire
Death waits for no one.
Put my hands across your face

Because I think our time has come. 
 Wszyscy mieli wrażenie, że piosenka dobiegła końca, ale na twarz Marilyn'a wkradł się podejrzany uśmiech. Wtedy właśnie rozpoczęło się główna atrakcja tego wieczoru..
 This is where it starts - Gdy wyśpiewał te słowa, wszystkie wampiry ujawniły swoją tożsamość, rzucając się na ludzi. To było okropne, ale jednocześnie niesamowite. Wszystko było dokładnie zaplanowane, i ten moment zaskoczenia...
This is where it will end

Here comes the moon again. 
This is where it starts
This is where it will end

Here comes the moon again. 
Here comes the moon again... 

Zrobiło mi się słabo. Wszędzie dookoła  tryskała krew. Nawet nie zauważyłem kiedy Lord mnie zostawił , ale może to i lepiej. Nic nie było w stanie opisać moich uczuć, czułem się coraz gorzej. Miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję, więc podtrzymując się ściany ruszyłem w stronę wyjścia, aby nie musieć tego oglądać. Nagle przed moimi nogami padł trup, którym rzucił jakiś opętany wampir. Patrzył z taką żądzą i chciwością, jakby był gotowy się na mnie rzucić...
Zacząłem biec.
Obraz coraz bardziej mi się rozmazywał, wszystko znikało z przed moich oczu.
Siła opuszczała mój organizm, zabierając ze sobą wszelkie zapasy tlenu.
Poczułem jak upadam.
Opadłem z bezsilności w potężne ramiona, pozwalając ich właścicielowi zanieść mnie gdziekolwiek zechce...

****************************************************************************************

Oto nowy rozdział.
Pisało mi się go po prostu strasznie,
mam wrażenie, że nie odzwierciedlił dokładnie,
tego co chciałam w nim przekazać, ale dodałam.
Za ewentualne błędy przepraszam, ale pisałam go na
telefonie, także sprawdzę wszystko w najbliższej wolnej chwili.