wtorek, 30 września 2014

The hardest part of this is living you III



Witam! Dodaję ten rozdział, który szczerze mówiąc niezbyt mi się podoba, ale cóż, nie mnie oceniać. Mam pomysł na nowego fanfica o Andley’ u, co wy na to? Chyba, że macie dość Andley’ , to po “The hardest part of this is living you” rozpocznę coś innego. Już nie przedłużam I zapraszam do czytania.

III. You probably thought I wouldn't get this far, I'd be a rat in a cage, I'd be a slave to this place.

Andy’ s Point of View:

8 months later

Czułem, że żyję.
Dzikie tłumy krzyczące nazwę naszego zespołu, trwające w oszalałym tańcu wolności.
Zero ograniczeń, brak jakichkolwiek zobowiązań. Żyłem chwilą. Tym, co mam teraz. To była piękna egzystencja, której za nic nie chciałem porzucić. Musimy żyć, nim umrzemy, Narodziliśmy się by wędrować zanim umrzemy. Narodziliśmy się, by podnosić naszych upadłych braci. Do tego byliśmy stworzeni, fani byli dla nas wszystkim. Kochali nas, a my ich. Dawali nam motywację. Natomiast my odwdzięczaliśmy się muzyką, która dodawała im siły. Byliśmy odzwierciedleniem naszych tekstów. Nasza „ Armia ” na koncertach była wspaniała. Nie to, co te somolubne Belieberki, które wywracają się i wydrapują sobie oczy, aby dostać się pod scenę, do swojego, jakże boskiego i olśniewającego Justin’ a. O nie, jeżeli ktoś już się wywracał na naszym koncercie, to z powodu zbyt gwałtownego pogo, ale natychmiast zostawał podnoszony i przytulany przez resztę tłumu. Za, to ich kochałem, byłem z nich dumny, że traktowali się jak jedna wielka rodzina.
Kto by pomyślał, że tak szybko staniemy na scenie. Zaledwie 2 miesiące po tym jak Ashley do nas dołączył podpisaliśmy kontrakt z wytwórnią Standby Records, a 5 miesięcy później wydaliśmy pierwszy album „ We Stitch These Wounds ”, który w dość szybkim czasie zdobył rozgłos. A oto teraz jesteśmy w naszej pierwszej trasie, którą nazwaliśmy „On Leather Wings Tour”. Nigdy nie sądziłem, że koncertowanie jest, aż tak ekscytujące, ale najbardziej z tego wszystkiego uwielbiałem spotkania z fanami. Czy macie pojęcie jak wspaniale jest się czuć, gdy uratuje się kogoś od samobójstwa? O takich rzeczach dowiadywałem się podczas rozmowy z nimi i to było niezwykłe, bo ratowaliśmy ich naszą muzyką. Oczywiście, byli też tacy, którzy uznawali nas cytując za : „ pedałów i antychrystów ”, ale nie przejmowaliśmy się tym, bo Ci ludzie nic o nas nie wiedzieli, oceniali nas tylko na podstawie naszego wyglądu, więc mieliśmy ich głęboko w poważaniu.

No więc, tak teraz wygląda nasze życie. Koncerty, wywiady, spotkania, nagrywania, sesje… Trudno znaleźć w tym wszystkim odrobinę czasu dla siebie, ale pamiętaj. To wszystko jest robione dla Ciebie.

***

- Chcecie Więcej?!
- Więcej! Więcej! Więcej!
Spojrzałem z uśmieszkiem na Ash’ a i rozpocząłem „ przemówienie ”.
- Słyszałeś Ashley? Oni chcą więcej!
- Chcemy więcej! Chcemy więcej!
- Widzicie tego kolesia?- wskazałem palcem na basistę, który zmierzył mnie zaskoczonym wzrokiem. – Każdego dnia gdy go widzę, kłócę się z nim o to, gdzie idziemy, gdzie będziemy grać, gdzie będziemy jeść, co będziemy robić…  I następną piosenkę dedykuję każdej rozmowie, jaką kiedykolwiek z nim zamieniłem. Piosenka zwie się Rebel Yell!

* Okrzyki Tłumów*

Last night a little dancer came dancin' from my door
Last night a little angel Came pumpin on my floor
She said "Come on baby I got a licence for love
And if it expires pray help from above"

Because!
In the midnight hour she cried- "more, more, more"
With a rebel yell she cried- "more, more, more"
In the midnight hour babe- "more, more, more"
With a rebel yell she cried- "more, more, more"
More, more, more.

She don't like slavery, she won't sit and beg
But when I'm tired and lonely she suck my dick..
What set you free and brought you to be me babe
What set you free I need you hear by me

Because!
In the midnight hour she cried- "more, more, more"
With a rebel yell she cried- "more, more, more"
In the midnight hour babe- "more, more, more"
With a rebel yell she cried- "more, more, more"

He lives in his own heaven
Collects it to go from the seven eleven
Well he's out all night to collect a fare
Just so long, just so long it don't mess up his hair.

I walked the world with you, babe
A thousand miles with you
I dried your tears of pain, babe
A million times for you

I'd sell my soul for you babe
For money to burn with you
I'd give you all, and have none, babe
Just, just, justa, justa to have you here by me

Because!
In the midnight hour she cried- "more, more, more"
With a rebel yell she cried- "more, more, more"
In the midnight hour babe- "more, more, more"
With a rebel yell she cried "more, more, more"
More, more, more.

Oh yeah little baby
she want more
More, more, more, more, more.

Oh yeah little angel
she want more
More, more, more, more.


Zakończyłem piosenkę, podziękowałem i pożegnałem się z publicznością, po czym wspólnie z resztą zespołu zeszliśmy ze sceny. Od razu skierowaliśmy się w stronę Tour Busa, żeby się lekko ogarnąć po czym udaliśmy się do fanów. Może zawsze wyglądało to tak samo, ale za każdym razem poznawaliśmy innych wyjątkowych ludzi i ich historie.  Tym razem również tak było. Usłyszałem masę ciepłych słów, widziałem sporo łez wzruszenia. Sam nawet uroniłem kilka i nie obchodziło mnie, że ktoś, to widzi. Teraz byłem z moimi fanami i tylko oni się dla mnie liczyli.
Zrobiłem ostatnie zdjęcie z fanami i zamierzałem wrócić do busa, aby wypocząć po występie, jak większość chłopaków. Postawiłem już nogę na jednym stopniu, gdy moją uwagę przykuł podekscytowany Ashley, robiący sobie selfie z fankami. On mnie wykończy, a przy okazji również siebie. Tyle razy mu mówiłem, że musi dużo odpoczywać, aby mieć siłę na koncertach, ale po co, lepiej wyglądać na nich jak żywy zombie, choć w jego przypadku akurat Samara Morgan. Nie miałem zamiaru oglądać go ponownie w takim stanie, więc postanowiłem ruszyć z interwencją. ( Przyp. Autorki. Chcielibyście taką na Polsacie, co? ) Podszedłem do Ash’ a od tyłu i lekko chrząknąłem, żeby zwrócił na mnie uwagę.
- O Andy! Dobrze, że jesteś, chodź zrobimy sobie razem zdjęcie, wraz z tymi uroczymi damami.
- Ashley, chyba masz już na dzisiaj dość…
- Oh Sixx, nie marudź.
- Panie mi wybaczą, ale będę musiał porwać wam Ash’a, nie macie nic przeciwko?
Dziewczyny z uśmiechem pokręciły głowami, ale Purdy nie miał zamiaru się ruszyć, więc bez zastanowienia zarzuciłem go sobie na barki, co spotkało się z piskiem napalonych fanek.
- Puść mnie. Przecież umiem chodzić sam, Andyyy…..
- Chodzić może umiesz, ale z myśleniem, to chyba coś u Ciebie nie teges, hmm? – Powiedziałem i uśmiechnąłem się triumfalnie pod nosem. Natomiast chłopak wydał z siebie tylko bliżej nieokreślony mi dźwięk, który, chyba oznaczał zirytowanie i bezradność, bo nawet jakby chciał uciec, to kiepsko to widzę. Miałem wzrost 1.93 m, a on był ode mnie sporo niższy, więc jego wysiłki poszłyby na marne.
Gdy już znalazłem się w busie, postawiłem Ashley’ a na podłodze i wpatrywałem się w niego rozbawionym spojrzeniem.
- Sprawiłeś, że poczułem się jak baba
- Oj nie histeryzuj, gdybym Cię stamtąd nie zabrał, to siedziałbyś z tymi dziewczynami do rana…
- A co zazdrosny jesteś?
- Ja zazdrosny? Skądże, ale nie zamierzam jutro oglądać z rana Samary na żywo.
- Po pierwsze: Nie byłbym z nimi do rana. Po drugie: Samara ma dłuższe włosy. A po trzecie: Jesteś bardzo zazdrosny.
- Nie jestem! A poza tym, co Ci strzeliło, żeby się tak z nimi miziać?! Orientacje zmieniłeś, czy co?!
- Jakbyś zapomniał, to umawialiśmy się, że nasze gejostwo pozostaje w tajemnicy. Chcę tylko odsunąć od siebie podejrzenia, poflirtowałem z nimi chwilę i to wszystko. Poza tym, gdybym zmienił orientację, to Ty musiałbyś zmienić płeć Andy. Żadna dziewczyna nie może Ciebie zastąpić.
- To miłe… Może zmieńmy już temat, bo nie należy on do najlepszych,
- Masz rację- Powiedział i czule objął mnie w pasie. Uwielbiałem czuć, że jest blisko, to było niesamowicie kojące. Ale moje szczęście oczywiście nigdy nie trwa zbyt długo.
- A Ci znowu się migdalą? – Spojrzałem na Christiana, który jak nigdy nic musiał przerwać tą miłą chwilę.
- Coś Ci nie pasuje? - Warknąłem ze złości. Christian naprawdę miał tendencję do psucia dosłownie wszystkiego.
- Mi? Nie no, co wy. Śpicie razem, jecie razem, WSZĘDZIE jesteście razem, wszystko jest w porządku, naprawdę… - Powiedział ironicznie, wyciągając piwo z lodówki.
- CC…
- Po prostu moglibyście w końcu się przyznać, że jesteście razem. Nie lubię żyć w niepewności, a wy ciągle zapewniacie mnie, że razem nie jesteście. Jeszcze trochę i będziecie razem chodzić do kibla…  I jak tu nie ogłupieć ja się pytam?
- Nie jesteśmy razem, po prostu lubimy spędzać ze sobą czas, a obawiam się, że ogłupieć bardziej, to Ty już chyba nie możesz Chris…- Odpowiedziałem. Irytowało mnie, to, że Jake i Jeremy, włącznie z Christian’ em na czele uważali nas za parę. Okey, może spaliśmy w jednym łóżku, przytulaliśmy się bez przerwy i uwielbialiśmy trzymać się za rękę, ale czy, to oznaczało, że byliśmy w związku?
Ash nie poprosił mnie o, to, abym został jego chłopakiem i vice versa, Nawet nie wiem do końca, czy bym tego chciał. Miałem jeszcze Ian’ a i, gdybym był z Purdy’ m, to byłoby wobec niego nie w porządku, bo tyle dla mnie zrobił.
- Pierdol, pierdol, ja posłucham. Wy wiecie swoje, my wiemy swoje. Miłej nocy życzę. Dobranoc. – Wydukał CC i poszedł prawdopodobnie przekazać reszcie, co widział i czego się dowiedział.
- Nie przejmuj się nim Ands. Wiesz, że z nim jest gorzej jak z dzieckiem. Możesz mu powtarzać coś 1000 razy, ale on i tak wie lepiej.
- Po prostu wkurza mnie, że wymyślają sobie związek w którym nie jesteśmy.
- A chciałbyś?- Wymruczał seksownie i obrócił mnie twarzą do siebie.
- Nie wiem Ash,,,, - Odpowiedziałem, a chłopak przybliżał się do mnie coraz bardziej, aby następnie gwałtownie wpić się w moje usta. Jęknąłem cicho i oddałem się temu namiętnemu pocałunkowi. Jego język agresywnie penetrował moje podniebienie zmuszając mnie przy tym do uległości. Nie, żebym tego nie lubiał,  Ash zawsze był dominatorem, co w sumie mi odpowiadało, bo uwielbiałem go w takiej roli. Basista zaczął zjeżdżać ręką z moich pleców na pośladki, ale szybko wybiłem mu to z głowy łapiąc go za ramię.
- Nie pozwalaj sobie Ashy – Powiedziałem zadziornie i ostrzegawczo zarazem.
- A Ty co? Cnotka nie wydymka? – Zaśmiał się unosząc przy tym brwi.
- A żebyś wiedział – wystawiłem mu język i ruszyłem w stronę NASZEJ sypialni.
Zrzuciłem z siebie ubrania, które miałem na koncercie i wskoczyłem do łóżka. To był naprawdę udany występ, oby reszta trasy przebiegłą równie dobrze.
Uśmiechnąłem się do siebie, obróciłem na bok i zamknąłem oczy, aby odpłynąć do krainy snu. Jednak po chwili poczułem silne męskie ramiona obejmujące moją talię.
- Śpisz?
- Nie, ale próbuję. Potrzebujesz czegoś?
- Nie śpij mały, śpij – Powiedział i złożył czuły pocałunek na mojej szyi.
Jak powiedział, tak zrobiłem, bo nie minęło 10 minut, a odpłynąłem w objęcia Morfeusza. To był męczący dzień, ale polubiłem, to całe zamieszanie wokół zespołu, to był nasz czas i musieliśmy dobrze go wykorzystać, więc nie pozostał o nam nic innego, jak kontynuować podróż po Europie, która mimo wielu ludzi była bardzo piękna. No nic, zobaczymy, co przyniesie nam nowy dzień…

niedziela, 21 września 2014

The hardest part of this is living you II



 Przepraszam, że dodaję tak późno, ale miałam problem z komputerem, to nie powinno się już powtórzyć. Postaram się dodawać rozdziały raz w tygodniu, ale niczego nie obiecuję, rozumiecie, zaczęła się szkoła a w trzeciej klasie wypadało by wziąć się za siebie, czyż nie? Dobra nie będę zanudzać, zapraszam do czytania.
Swoją drogą słyszeliście najnowszy numer chłopaków? Co o nim myślicie? Dla mnie jest boski, zresztą, jak każda ich piosenka ;)



 II. Your tears don't fall, they crash around me.

Andy' s Point of View:
- No Ashley opowiadaj, jak Ty w tej Anglii bez nas wytrzymałeś ? - Rozpoczął Jake. Widziałem, że Ash nie miał ochoty odpowiadać na to pytanie, ale nie chciał irytować starych kumpli. Teraz najchętniej zabarykadował by się ze mną w jakimś pokoju i nie wychodził z niego przez tydzień.
- Szkoda gadać, myślałem, że nie będzie tak źle, ale cholernie mi was brakowało kochani skurwiele.
- Też za Tobą tęskniliśmy, swoją drogą, to na ile jeszcze u nas zostajesz?
- Wiecie sporo myślałem, ale już zdecydowałem. Zostaję na zawsze.
- Tfffu - CC wypluł piwo z ust gdy to usłyszał. - Mówisz poważnie?
- Tak, już postanowiłem, zostaję tutaj z wami, z And'sem. - Na te słowa zrobiło mi się ciepło w sercu. Przybliżyłem się do Purdy' ego i położyłem głowę na jego ramieniu, który zaczął gładzić moje włosy. Teraz kiedy będzie przy mnie na pewno wiele się zmieni.
- No, więc musimy to…
- Oblać? – Przerwałem CC’ emu, bo doskonale wiedziałem, co zamierza powiedzieć, zresztą, jak reszta chłopców, którzy aktualnie wybuchnęli śmiechem.
- Haha, bardzo śmieszne – Powiedział Christian wystawiając nam język. Tak naprawdę się nie gniewał, wiedział, że się droczymy, ale lubił poudawać naburmuszoną panienkę.
Uśmiechnąłem się do siebie i cieszyłem, że znów mam go przy sobie, może teraz wszystko się ułoży. Czas płynął nieubłagalnie szybko, niestety, to co dobre szybko się kończy. Biorąc pod uwagę, że o 10 musiałem być na uczelni, postanowiłem, że już się zwinę. Pożegnałem się ze wszystkimi i wróciłem do domu.
*** 
Siedziałem na swoim miejscu i czekałem aż profesor Gale wywoła mnie po wynik ostatniego kolokwium.
- Felicia  Green, Josh Justice, Andrew Biersack.
Wstałem i ruszyłem w stronę wykładowcy modląc się o pozytywną ocenę.
- Gratuluję Andy. - Powiedział i posłał mi jeden ze swoich zniewalających uśmiechów. Był łudząco podobny do Ashley'a, ten sam perłowy uśmiech, ten sam błysk w oczach, ten sam kojący dotyk, ta sama indiańska uroda za którą tak szalałem... Przez ostatnie lata to on zastąpił mi Ash'a. Nikt nie wiedział, że nasze stosunki, były wiele ponad uczeń - nauczyciel. Nie myślcie sobie, że jeśli był profesorem musiał być wyłysiałym 70- latkiem. Ian, bo tak miał na imię, był cholernie przystojnym mężczyzną, o długich czarnych włosach. po których lewej stronie pobłyskiwało cienkie białe pasmo. W jego oczach było widać dojrzałość i pasję, w końcu miał 40 lat na karku. To mnie do niego ciągnęło, wiedziałem, że nie zostawi mnie tak jak Ashley, przy nim czułem się wyjątkowy. Dla mnie był chodzącym ideałem.
Odwzajemniłem uśmiech i wróciłem na swoje miejsce, spojrzałem na kartkę i nie wierzyłem w to co zobaczyłem, ja Andy Biersack dostałem piątkę z najważniejszego kolokwium w roku. 
Miałem już wychodzić z sali kiedy Gale zwrócił się do mnie.
- Andy, gdy skończysz zajęcia, proszę cię przyjdź do mojego gabinetu, dobrze? Chcę z Tobą  porozmawiać.
- Oczywiście profesorze. - Odpowiedziałem i polizałem swoją górną wargę, na co on odpowiedział łobuzerskim uśmiechem. Hmm, ciekawe o czym, to chce ze mną porozmawiać, myślałem, że byłem grzeczny...
***
- Chciał się pan ze mną widzieć.
- Pan? - Uniósł brwi do góry i spojrzał się na mnie ciekawsko. - Siadaj Andy.
Zrobiłem jak kazał, szczerze mówiąc denerwowałem się trochę, nie miałem pojęcia o co mu chodziło.
- O czym chciałeś ze mną rozmawiać?
- Zauważyłem, że zacząłeś się bardzo przykładać do zajęć, a Twoje stopnie znacznie się poprawiły... Mogę spytać skąd Ta nagła zmiana?
- Po prostu postanowiłem wziąć się za siebie, cały czas się obijałem, a w przyszłości chcę być kimś, więc muszę się przyłożyć. Nikt nie poda mi sukcesu na tacy, rozumiesz chyba?
- Oczywiście, tylko dziwi mnie taka nagła zmiana... Co Cię tak dziś raduję?
- Mnie? Skąd, wydaje Ci się. - Powiedziałem próbując uniknąć tematu.
- And' s, nie znam Cię od wczoraj, wiesz, że mi możesz powiedzieć...
- Dlaczego mam Ci o Tym mówić?
- Bo jesteś dla mnie bardzo ważny, przecież o Tym wiesz...
Wstałem ze zdenerwowania, wiedziałem, że mogę mu zaufać, ale coś mnie powstrzymywało od powiedzenia o Tym, że Ashley wrócił. Nie wiem, też jakby na to zareagował. Dopiero odzyskałem Purdy' ego, nie chciałem teraz tracić Ian' a. Postanowiłem jednak zebrać się w sobie i powiedzieć, nie chciałem mieć przed nim żadnych tajemnic.
- Pamiętasz jak opowiadałem Ci o Tym chłopaku?
- Tym, który Cię porzucił? Oczywiście, że pamiętam, nie rozumiem jak mógł cię tak potraktować Andy... Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, przychylił bym Ci nieba gdybyś...
- Wystarczy, spokojnie... - Odpowiedziałem próbując go uspokoić. Z tego co mu opowiedziałem nie cierpiał Ash' a. Ma chorobliwą obsesję na moim punkcie i nie rozumie, jak ktokolwiek mógłby mi zrobić coś podobnego. Podobało mi się, to, że się o mnie martwi, komuś na mnie zależało i sama tego świadomość dodawała mi siły. - Widzisz on wrócił i zostaje, zostaje na zawsze...
- Ale jak to? Przecież powiedział Ci, że nigdy nie wróci! Co ja mówię, nic Ci nie powiedział, nic. Potraktował cię jak śmiecia... Tylko mi nie mów, że mu wybaczyłeś...
- Nie wybaczyłem mu, przeprosił mnie, poniekąd wyjaśnił dlaczego zniknął. Zaoferował mi przyjaźń. Ian, nie masz się czym martwić, wszystko jest w porządku.
- Po prostu nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził, jesteś zbyt wiele wart. Dlaczego po tym wszystkim co Ci zrobił przyjąłeś go z otwartymi ramionami?
- Ja... Sam nie wiem, kiedyś był dla mnie najważniejszy na świecie, bez niego zapomniałem... Już nie wiem jak, to jest czuć bezpiecznie.
Odwróciłem się, aby ukryć łzy napływające do moich oczu. Nie chciałem, żeby widział mnie w takim stanie, miałby kolejny powód, aby nienawidzić Ash’ a, bo poniekąd przez niego właśnie płakałem. Skoro wszyscy mamy chwilę słabości, to dla mnie takowa nadeszła. Jak to jest, że Ci których kochamy doprowadzają nas  do łez? Powinni być dla nas wsparciem I wywoływać na naszej twarzy uśmiech. Ashley chyba o Tym zapomniał. Po chwili poczułem silne, męskie ramiona obejmujące mnie od tyłu.
- Czuć się bezpiecznie, to wiedzieć, że ma się przy sobie kogoś, kto zawsze obroni Cię przed wszelakim niebezpieczeństwem, u kogo znajdziesz pocieszenie, u kogo znajdziesz ukojenie w ramionach. Kogoś kto nigdy nie pozwoli Ci upaść i będzie przy bez względu na wszystko. – Powiedział, gładząc delikatnie kciukiem moją rękę, aby mnie uspokoić. Znał mnie zbyt dobrze, doskonale wiedział, że potrzebuję teraz milczącej bliskości, po prostu pragnę czuć, że ktoś jest przy mnie. Ostrożnie się odwróciłem i ukryłem twarz w jego szyi, nie trwało, to długo, bo Ian uniósł mój podbródek do góry, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Uśmiechnąłem się i spojrzałem w oczy, w których mógłbym się utopić. Poczułem jak gładzi moją rękę w jednym miejscu, ach tak.
- Podoba Ci się? – Oczywiście chodziło mu o tatuaż Batmana, który zrobił mi dwa tygodnie temu. Był świetnym tatuażystą, kiedyś ponoć miał własny salon, ale zamknął go, gdy przeprowadzał się do LA.
- Tak, jest świetny, przecież o Tym wiesz. – Odparłem i posłałem mu uśmiech, na co odpowiedział Tym samym. Po chwili wplotłem palce w jego włosy i namiętnie wpiłem się w jego usta. Brunet podniósł mnie i położył na biurku jednocześnie atakując moją szyję drapieżnymi pocałunkami, odchyliłem głowę do tyłu dając mu  większy dostęp. Jego ręka znalazła się przy moim rozporku, gdy ktoś nacisnął na klamkę. Natychmiast się od siebie oderwaliśmy.
- Tak więc, tu masz te papiery, gdybyś miał jakieś pytania służę pomocą. – Powiedział Gale odstawiając jakąś scenkę, aby nikt sobie czegoś nie pomyślał.
- Dzień Dobry, nie przeszkadzam? – Czyli to jemu zawdzięczamy zepsucie, tak namiętnej chwili, ekstra.
- Nie Dziekanie, Andy już wychodzi, przyszedł tylko po papiery na olimpiadę.
- Doprawdy? Miło widzieć, jak młode pokolenie z zapałem garnie się do nauki, trzymaj tak dalej chłopcze, a powiadam daleko zajdziesz.
- Bardzo dziękuję, Do widzenia Profesorze, Dziekanie. 
Lepszej wymówki nie mógł wymyślić… Ja i olimpiada, dobry oksymoron. – Wyszedłem z uczelni i momentalnie skamieniałem, stał tam nikt inny jak Ashley, przyjaźnie uśmiechający się w moją stronę. Podbiegłem i mocno się w niego wtuliłem, co spotkało się z jego śmiechem. Poczułem się dość dziwnie, ze względu na to, że przed chwilą obściskiwałem się z Ian’ Em w jego gabinecie, a teraz przytulam Ash’ a.
- Aż tak się stęskniłeś And’ s?
- Trochę… Swoją drogą skąd wiedziałeś, że tu studiuję?
- A od czego ma się Jake’ a?  Chodź, chcę się dzisiaj Tobą nacieszyć.
- I wzajemnie, tylko wiesz jest taki mały problem…
- Co się stało?
- Nic, po prostu zawsze w poniedziałki mamy z chłopakami próbę. Wiesz założyliśmy taki „ Garażowy zespół ’’, i muszę się na niej pojawić.
- Nic nie szkodzi, pójdę z Tobą. Hmm, interesujące, na czym grasz?
- Śpiewam.
- Serio? To świetnie, nie mogę się doczekać, aż Cię usłyszę. Chodźmy.
***
- Jestem! – Krzyknąłem wchodząc do domu CC’ ego, aby dać znać, że już przyszedłem.
- Świetnie, są  już wszyscy, o witaj Ashley, przyszedłeś nas posłuchać?
- Cóż, zamierzałem spędzić ten dzień z Andy’ m, ale poinformował mnie o waszej próbie, więc nie mogłem przegapić takiej okazji.
- Świetnie, chodź za mną. Chłopaki przygotujcie się. – Po chwili wszyscy byli przy swoim instrumencie. Christian na perkusji, Jeremy i Jake z gitarami, a ja podszedłem do mikrofonu. Teraz w pomieszczeniu można było usłyszeć wspaniale współgrające ze sobą instrumenty, do których zamierzałem się dołączyć.

Well now is the time to say your prayers,
And now is the time to show your stuff.
Cause' people talk but people separate,
It's the same damn excuse
When danger is headed your way.

You talk the talk but do you walk the walk?
Your apathy is just a living flaw,
You pull the trigger,
Count 1, 2, 3 it's a finger flip for you...
And a devil for me

A wedding of the damned,
This razor cuts the pain right out.
We're bound until the end, my Love.

You acted first you could have walked away,
With broken parts and things you can't replace.
You pull the trigger,
Count 1, 2, 3 it's an "anti christ" for you...
Fallen angel for me

A wedding of the damned,
This razor cuts the pain right out.
We're bound until the end, my Love.


Skończyliśmy piosenkę i patrzyliśmy na wyraźnie zdziwionego Ash’a.
- Coś nie tak? – Zapytałem, bo nie wiedziałem o co mu chodziło.
- Nie tak? To było świetne! Macie ogromny potencjał, naprawdę. Nie myśleliście, nad tym aby ubiegać się o kontrakt z wytwórnią?
- Hola, hola. Nie przesadzaj, może to nie było najgorsze, ale myślisz, że mamy jakieś szanse? Nadal brakuje nam tego „ Czegoś’’.- Powiedział Ferguson.
- Jinxx ma rację, przydałoby się coś jeszcze, sam nie wiem, może bas?- Wtrąciłem się do dyskusji.
- Zaraz, zaraz Ashley, stary druhu, czy to aby nie twoja specjalność? – Zapytał CC.
- No, wiesz gram na basie od podstawówki…
- No, to załatwione! – Krzyknął Jake.
- Co załatwione?
- Mamy nowego członka zespołu.
- Jake, ja rozumiem Twój zapał, ale…
- No weź, nie daj się długo prosić, sam powiedziałeś, że mamy potencjał…
- Ech, nie wierzę, że to robię, niech wam będzie, macie nowego basistę
- No i zajebiście, Panowie musimy to…
- Oblać? – Odpowiedzieliśmy jednocześnie, po czym zaczęliśmy się śmiać. O dziwo Christian razem z nami. Jednak po dłuższej rozmowie zdecydowaliśmy się to zrobić, trzeba jakoś uczcić, nabytek nowego członka zespołu, co nie?
Może ten pomysł Ash’ a nie jest taki zły? Może naprawdę powinniśmy postarać się o kontrakt? Najpierw jednak wypadałoby nagrać kilka kawałków, zwłaszcza, że dołączył do nas bas, czuję, że to będzie to, czego od dłuższego czasu szukaliśmy, co będzie dalej, zobaczymy…

wtorek, 9 września 2014

The hardest part of this is living you





I. After the blood, After the tears have fallen down like rain...

Andy' s Point of view:
         W drodze do domu postanowiłem zajechać do sklepu po paczkę papierosów i jakieś procenty. Bądź co bądź nie wypada przychodzić do najlepszych kumpli z pustymi rękoma, zwłaszcza gdy ma się do czynienia z takim wielbicielem alkoholu jak CC.
Some time later:
         Rozejrzałem się po mieszkaniu, jak zawsze panował w nim nadmierny porządek.
To taka moja mała "obsesja", zawsze żarłem się o to z Ash' em, gdy do mnie przychodził potrafił nabałaganić w pięć minut, a ja w tym samym czasie potrafiłem doprowadzić jego pokój do ładu.  Z racji tego, że przez najbliższe 4 godziny nie mam co robić włączyłem telewizor, odpaliłem papierosa i starałem się skupić na obecnym programie. Na moje nie szczęście trafiłem na kanał z " problemami sercowymi". Mózg pomija wady osoby ,w której jesteśmy zakochani sprawiając, że trudniej jest nam o niej zapomnieć, mimo tego, że nas rani. Zajebiście, akurat teraz... W sumie trochę racji w tym było, pomimo tego jak bardzo Ashley mnie zranił nie potrafiłem przestać o nim myśleć. Ale czy byłem w nim zakochany? Przecież nie jestem 14 letnią małolatą śniącą o pięknym księciu z bajki.
Rozmyślałem tak jeszcze z dobrą godzinę, i uświadomiłem sobie, że powinienem zrobić się na bóstwo. Nie cierpię tego stwierdzenia, ale mam ochotę lekko odegrać się na Ashley' u, niech wie co stracił. Przez ostatnie lata uzbierała się nie mała grupka konfidentów zabiegających o moje względy, to właśnie dzięki nim dotarło do mnie, że jestem atrakcyjny. więc czemu miałbym tego nie wykorzystać?
Ruszyłem swój zgrabny tyłek i zabierając najpotrzebniejsze rzeczy udałem się do łazienki, aby wziąć prysznic. Odkręciłem zimną wodę, pozwalając jej spływać po moim nagim ciele, lubiłem chłód, z natury miałem bardzo jasną i lodowatą skórę, więc odrobina zimna mi nie zaszkodzi. sięgnąłem po szampon, który następnie wmasowałem we włosy i skórę głowy. Musiałem się zrelaksować, pomyśleć o tym wszystkim, co  niedługo mnie czeka. Dobra czas zabrać się za swój wygląd, wziąłem do ręki czarną kredkę i dokładnie obrysowałem nią oczy, po czym starannie ułożyłem swoje włosy (co do łatwych czynności nie należało). Zarzuciłem na siebie czarną koszulkę z "Generation X", czarne rurki i skórę. Muszę przyznać, że wyglądałem naprawdę zjawiskowo, tylko nie myślcie, że mam samouwielbienie, bo wcale tak nie jest, po prostu pierwszy raz od bardzo dawna tak się odpicowałem i chciałem trochę się po napawać tym widokiem.
Spojrzałem na zegarek i myślałem że serce wyskoczy mi z piersi, była 19:27. Za pół godziny miałem znów go zobaczyć. Spanikowałem, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Jake' a, po kilku sygnałach usłyszałem jego głos.
- Co się urodziło And' s?
- Jake, do cholery nie żartuj sobie!
- Uuu, czyżby ktoś bał się spotkania ze swoim byłym chłopakiem?
- Ja pierdole Pitts! Nigdy nie byliśmy razem, kiedy to zrozumiesz?
- Dobra, dobra, przecież wiesz, że sobie jaja robię, mów po co dzwonisz.
- Ja... Czy on już u Ciebie jest?
- Mhm, ale jest jedna rzecz o której muszę Cię uprzedzić. On nie wie, że będziesz na imprezie, ale to chyba dobrze, co nie? Andy, jesteś tam?
- Yyy, tak jestem, nie wiem co o tym myśleć, cholernie się boję.
- Wrzuć na luz Sixx, pogadacie, a później wszystko się samo ułoży.
- Może masz rację, niepotrzebnie martwię się na zapas.
- No raczej, że mam rację, jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że  jej nie mam, hmm?
- Jake, nigdy się nie zmienisz... Kończę, pogadamy u Ciebie.
***
Właśnie miałem zapukać, gdy drzwi otworzył mi już nieco wstawiony Christian.
- Andyyy, sie masz bracie jak ja Cię daw... Wow, Andy wow, jakiś Ty dzisiaj ponętny.- powiedział po czym mnie przytulił i zaprosił do środka. Nawet nie zauważyłem kiedy z mojej dłoni zniknęła butelka whiskey, ach CC...
Przekroczyłem, próg salonu, rozejrzałem się po nim. Rozbawił mnie widok Jinxx' a, który próbował spleść włosy Jake' a w warkocz, ale nie powiem, to było urocze.
- Chłopaki, przyszedł Andyyy! I muszę wam powiedzieć, że w życiu nie był bardziej seksowny niż oto teraz. Sixx nie wstydź (hep) się, chodź tuuutaj.
Co za idiota, czy on zawsze musi wszystko popsuć? No, ale nic wypadałoby się przywitać.
- Cześć chłop... Zamarłem, zobaczyłem go. Siedział na kanapie z basem na kolanach, patrzyliśmy na siebie jak wryci. Jak on się cholernie zmienił. Niby nadal miał piękne długie włosy, ale jego rysy twarzy się zaostrzyły, wyglądał naprawdę męsko, uwielbiałem takich facetów, ale Ash górował nad wszystkimi, do tego całe jego ręce były pokryte kolorowymi tatuażami.
- Jeremy, Christian, chodźmy na górę poszukać jakiegoś filmu. - Powiedział Jake, przerywając ciszę.
Jinxx od razu zrozumiał o co chodziło, bo podniósł się z podłogi i ruszył za Jake' iem, ale podpity CC miał problem z myśleniem, zresztą , nawet gdy był trzeźwy miał z tym problem.
- Jaki (hep) film do (hep) kurwy nędzy? Przecież umówiliśmy się, że oglądamy mecz! - wykrzyczał zdenerwowany Coma, wtedy Jake zaczął przekazywać mu jakieś znaki.
- Aaaa, trzeba było tak od razu - powiedział po czym we trójkę poszli na górę.
Ashley wstał i ruszył w moim kierunku.
- Andy... - Chciał mnie przytulić, ale położyłem rękę na jego torsie uniemożliwiając mu to.
Wiem, że jesteś na mnie wściekły i masz do tego pełne prawo, ale zrozum, tak było lepiej.
- Lepiej? Co kurwa?! Dla kogo lepiej ?
- Dla Ciebie And' s. Musiałem wyjechać, aby cię nie narażać, zrozum nie przeżyłbym, gdyby coś Ci się stało.
- Narażać? W co Ty do kurwy nędzy pogrywasz?
- Konsekwencje moich decyzji podjętych w przeszłości, dały o sobie znać, musiałem zniknąć aby nikt cię ze mną nie powiązał. To było najlepsze rozwiązanie.
- Czy Ty siebie słyszysz? Uważasz, że pozostawienie mnie całkiem samego, bez żadnego wyjaśnienia było dla mnie najlepszą rzeczą jaką mogłeś zrobić?! Wiesz jak się czułem przez te pierdolone lata? Rok nie wychodziłem z domu, do nikogo się nie odzywałem, zachowywałem się jak roślina. Byłeś dla mnie najważniejszy Ashley, byłeś kimś kto nigdy nie powinien mnie zawieść, nie wiem czy potrafię znów Ci zaufać.
- Wszystko naprawię, postaram się aby było tak jak dawniej, tylko proszę daj mi szansę.
- Niby jak zamierzasz to naprawić? - Wtedy gwałtownie naparł swoimi ustami na moje. Emocje wzięły górę, nie potrafiłem tak długo zgrywać niedostępnego, oddałem jego pocałunek z pasją.
- Czy to na razie wystarczy? - Pokiwałem głową, a do moich oczu zaczęły napływać łzy, tak długo na to czekałem, ale nie chciałem, aby pomyślał, że jeden pocałunek załatwi całą sprawę.
 - Tylko nie myśl sobie, że jeden pocałunek usprawiedliwia to co zrobiłeś. Minie trochę czasu zanim Ci zaufam.
- Jasne, rozumiem, cieszę się, że dałeś mi szansę i obiecuję, że tego nie pożałujesz, ale póki co przyjaźń?
- Zgoda- odparłem i wtuliłem się w niego.
- Eeee, lipa, a już myślałem, że seks będzie- rzekł CC chowający się z ścianą.
- Ty lepiej nie myśl, bo Ci to nie wychodzi- odparł Ashley.
- Spokojnie panowie, najważniejsze, że wszystko sobie wyjaśniliście, prawda?- Zapytał Jeremy.
- Można tak powiedzieć.

- No i tak ma być! Trzeba to oblać!- Ach ten Christian... Zawsze znajdzie powód, aby wlać w siebie litry alkoholu...
 
W sumie nadal do końca nie wiedziałem dlaczego Ash wyjechał. Mówił, że chciał mnie chronić, ale przed  czym? Jak niby miałem to rozumieć? Ale nie pora na zadręczanie się takimi pytaniami, czas się trochę rozluźnić...